Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Gdy s�ucha�em tego opowiadania, mniej zajmowa�a moj� uw�g�l jego tre��, na pewno nie przesadzona, natomiast odkrywa�em! z os�upieniem bezmiar goryczy, przenikaj�cy dusz� smarownika.) By� on przepojony trucizn�, kt�ra s�czy�a si� w nim z dawnycr mrocznych, przedwojennych czas�w i zas�ania�a mu na przysz�o��] wzrok, �w biedny, jednooki wzrok. Zdj�a mnie lito��, lecz zara-= zem ogarn�a jaka� rozpaczliwa pasja.
� I dlatego nie chcecie wr�ci� do kraju?! � krzykn��em.
� Tak, dlatego! � odkrzykn�� nagle zaperzony, zacietrzewiony.
� G�upstwo! Jeden czy drugi skurczybyk nie mo�e zamyka� drogi powrotnej! � wrzasn��em.
� Nie mo�e?! � odwrzasn��. � Czy taki jeden nie ma tysi�ca rak, kt�rymi nadal dusi� b�dzie gard�a innych ludzi po wojnie?!...
Naraz umilkli�my. S�siedzi w barze zacz�li na nas spogl�da�. Opanowali�my uniesienie.
� Tysi�c r�k to mazurska przesada! � rzek�em po chwili spokojniej, pojednawczym g�osem, z u�miechem.
On r�wnie� si� u�miechn�� i wr�ci�a zn�w zgoda.
Siedzieli�my nadal przy stoliczku, otoczeni marynarzami wielu narod�w i wszystkich niemal ras �� ot, wysepka polska w tym obcym morzu. Jakkolwiek obustronne zacietrzewienie si� rozwia�o, diabe� pod spokojn� powierzchni� nie spa� i co� �oz� jeszcze nurtowa�o. Po chwili odezwa� si� g�osem �agodnym, niby znu�onym, a przecie� z lekka dr��cym pod wp�ywem jakiego� hamowanego wzruszenia, odezwa� si� jakby do siebie i sobie Zadaj�c pytanie:
� Ach, te skurczybyki! Czy wojna ich czego nauczy? Czy dalej b�d� chcieli nas dusi�? Czy wr�c� znowu na swe t�uste stanowiska?
� Cho�by chcieli � odrzek�em � ludzie dotychczas duszeni b�d� m�drsi po wojnie, nie dadz� si� ju� dusi�, w tym rzecz!
� B�d� m�drsi? � zwr�ci� na mnie oko z przeb�yskiem, w kt�rym nie mog�em odgadn��, co si� kry�o: drwina czy nadzieja.
� Wierz�, �e b�d� m�drsi � odpar�em ostro�nie.
� Wierzycie... � powt�rzy� przedrze�niaj�co i wpar� we mnie badawczy wzrok.
Po chwili podj�� z �alem w g�osie, z niewiar�, ale jakby skrycie pragn�c, a�ebym mu zaprzeczy�:
� Czy nie b�d� ju� wyrzucali na zbity pysk? Nie b�d� pomia-lali jak byd�em? Za byle s�uszne odezwanie si� nie wyrzuc� na bicz?...
� Wierz�, �e nie.
� Nie b�d� nas gonili policjanci, otaczali nas szpicle?^
� Wierz�, �e nie.
72
73
� W wi�zieniach nie b�d� nas bili?
� Chyba nie.
� I pozwol� ludziom gada� od serca, cho�by to by�o sprawiedliwe gadanie? Nie wpakuj� za to do ciupy?
� Wierz�, �e pozwol� swobodnie gada� i nie wpakuj�... �oza sykn�� zniecierpliwiony:
� Gadacie jednym ci�giem: wierz� i wierz�, i nic, jeno wierz�, jakby�cie, panie pisarzu, bali si� przyzna�, �e nie wiecie wcale, jak to b�dzie po wojnie!
� Bo nie wiem na pewno, tylko wierz�...
Przyznanie si� do tego wywo�a�o u �ozy nieoczekiwany odruch: u�cisn�� mi serdecznie d�o�.
� To uczciwe gadanie! � rzek� z uznaniem, rozja�niaj�c twarz przyja�nie. -r� Gdyby�cie prawili, �e wszystko ju� dok�adnie wiecie, jak to b�dzie, to ani s�owa bym wam nie wierzy�!...
Spotykali�my si� cz�sto, przewa�nie przy szklance whisky. Lubili�my rozmawia� ze sob� i raz po raz przewracali�my �wiat do g�ry nogami. Szanowa�em jego kompleks obola�ej przesz�o�ci i nigdy nieopatrznie go nie dotyka�em. Mia� �oza wewn�trzne rany, lecz poniewa� by� zdrow� z gruntu natur�, dostrzega� je i czu� ich szkodliw� obco��. Wida� by�o, �e stara� si� je przezwyci�y�. By� pe�en w�tpliwo�ci i zmaga�, i walki, kt�r� ze sob� samym toczy�. W tym okresie potrzebne mu by�y nasze wsp�lne rozmowy, proste, lecz zarazem tak bardzo ludzkie.
Co prawda nie mog�em mu wiele pom�c, bo by�a to rzecz bardzo osobista, wy��cznie jego w�asna. Nie�atwo pozby� si� zawzi�to�ci tak g��boko zakorzenionych. Lecz on zacz�� ich si� pozbywa�. By� to mocny typ o niewyczerpanych zasobach wewn�trznego zdrowia. W miar� jak zarasta�y jego cielesne rany, wyg�adza�a si� i krzep�a jego dusza. Jego wiara w sprawiedliwo��, kt�r� dawniej nieuczciwi ludzie tak brutalnie deptali, zacz�a zn�w kie�kowa� i zapuszcza� coraz g��bsze korzenie. Nawet zdawa�o si�, jak gdyby po tragicznych przej�ciach na statku i zajrzeniu �mierci w oczy smarownik nabiera� wi�kszej ni� poprzednio si�y i rozp�du �yciowego, i na nieugi�tszych stawa� nogach. Nie ulega�o ju� chyba w�tpliwo�ci: niezniszczaln� pochodni� M/S �Rad�owa" przej�� on, smarownik �oza. Gdy kiedy�, kr�tko przed naszym wyj�ciem z Port of Spain,
�.icdzia�em w towarzystwie jego i kilku marynarzy z naszego statku, rozmowa zesz�a jak zwykle na temat przysz�ych zamierze�. W�wczas odezwa� si� �agodnym g�osem smarownik �oza:
� A ja wr�c� do Gdyni. Pracowa� b�d� na holowniku...
Nikt z obecnych marynarzy nie domy�la� si�, ile wagi i przeby-lej walki tkwi�o w tych zwyk�ych, pozornie tak prostych s�owach.
7?
"Wspania�y kapitan i niez�omny stat&H
f.
Kiedy�, by�o to oko�o roku 1928, �Dar Pomorza", nasz zacny statek szkolny, zawin�� do portu w Hawrze. Gro- j mada m�odocianych uczni posz�a do baru i zacz�a pi�, I jako �e ka�dy z nich czu� si� ju� prawdziwym zejma-1 nem. Wszyscy zalali si� w pestk�, �piewali i szukali, star�, dobr� tradycj�, zaczepki. ��dali od obecnych Francuz�w, by razem z nimi �piewali: �Weso�o �eglujmy, weso�o", a gdy ci ani be, ani me, zacz�o si� mordobicie opornych i t�uczenie szk�a. Zjawi�o si� dw�ch policjant�w, lecz i oni dostali w sk�r�. Przyby� wi�kszy oddzia� policji i wtedy pijane bractwo zatr�bi�o na odwr�t.
Powsta�a szalona gonitwa wzd�u� hawrskich dok�w ku �Daro- . wi Pomorza". �wawsza, bo trze�wa, policja dogania�a, �apa�a i t�uk�a pa�kami po m�odych �bach.
Na przedzie uciekaj�cych wyrywa� Tadeusz Dybek, ucze� o zbawiennych, d�ugich nogach. Lecz gdy pos�ysza� za sob� krzyk bitych koleg�w, zrezygnowa� z ucieczki i zawr�ci�. Oddaj�c si� sam w r�ce policji, ��da� kategorycznie, by zaprzestano bicia. Zaprze- j stano i aresztowanych odprowadzono na komisariat.
Tu nast�pi�a niespodziewana rzecz
|
Wątki
|