Dziwaczna kombinacja ludzi i ich d��e�...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Jeszcze przed brzaskiem w obozie nasta�o poruszenie. Stra�nicy weszli pomi�dzy okutane w pledy kszta�ty, kopi�c od czasu do czasu w ten czy �w. Wobec siebie byli r�wnie grubia�scy w obej�ciu, jak wzgl�dem obcych. Vanye nie podporz�dkowa� si� takiej metodzie budzenia, lecz wyci�gn�� r�k� i potrz�sn�� Rohem, czym rozczarowa� Hiua, kt�ry szed� w ich stron�. Usiad� i zacz�� nak�ada� zbroj�. Niekt�rzy je�d�cy przeklinaj�c ciemno�ci i zi�b ju� zacz�li siod�a� konie, poniewa� z wyj�tkiem garstki, kt�rej uda�o si� ukra�� co� khalom, Hiua nie posiadali zbroi. Fwar nosi� �uskow� p�zbroj� pod ubiorem z tkanin Shiua; Vanye dawno ju� to zauwa�y� i zapami�ta�. Wbrew protestom pokrytych strupami bark�w naci�gn�� przez g�ow� swoj� kolczug� i przepasa� si�. Na g�ow� na�o�y� - opr�cz he�mu - kofj�, by w�osy nie spada�y mu na oczy. Roh przywiesi� mu do pasa pugina�; nie by� to w�a�ciwy Miecz Honoru, lecz n� Shiua. - Nios�e� m�j tak d�ugo i z takim oddaniem - us�ysza� Vanye jego kpi�cy g�os z ciemno�ci - �e za nic nie chcia�bym ci� go pozbawia�. - A kysz! - powiedzia�, gestem gor�czkowo odczyniaj�c urok. - A kysz! - zawt�rowa� jak echo Roh, powtarzaj�c gest, i roze�mia� si�, czym wcale nie podni�s� go na duchu. Wsun�� wrogie ostrze na swoje miejsce za pasem i ruszy� na poszukiwanie koni, wchodz�c pomi�dzy Hiua. Musia� z nimi jecha� rami� w rami�, spa� i znosi� ich obecno�� w ci�gu nadchodz�cych dni. Nie przepu�cili �adnej okazji, by da� si� mu we znaki. Schyli� g�ow� i znosi� obelgi, d�awi�c si� z gniewu, przypominaj�c sobie, �e sta� si� zbyt dumny. To by�y tylko z�o�liwo�ci, jednak za nimi kry�y si� obrzydliwsze �yczenia. Mieli nadziej�, �e da si� sprowokowa�, czym �ci�gn��by na siebie gniew Roha. �Spraw jeszcze wi�cej k�opotu - powiedzia� przy nich - a wydam ci� w ich r�ce�. Marzyli o tym. Jednak ich z�o�liwe zachowanie nie by�o niczym, z czym nie m�g�by si� spotka� ilin w An-dur-Kurshu, trafiwszy na s�u�b� do okrutnego pana. Cokolwiek by powiedzie� o trudach s�u�enia Morgaine, by�o to zupe�nie co innego, nawet na samym pocz�tku. Nagle przypomnia� sobie jej twarz i g�os, �agodno��, z jak� go traktowa�a, lecz natychmiast odegna� te wspomnienia, gdy� nie m�g� sobie pozwoli� na �al. Ona nie umar�a, a on nie by� na wieczno�� skazany na towarzystwo takich jak ci, w �wiecie, w kt�rym jej ju� nie by�o. Zdrowy rozs�dek upiera� si� przy tej wierze. - Panie - powiedzia� kto�, wskazuj�c na po�udnie - tam, gdzie znajdowa�a si� Brama. Zza horyzontu wstawa� tam drugi �wit, migotliwa czerwie�, ja�niejsza od prawdziwej. - Ogie� - poszed� szept po ca�ej kompanii. Roh popatrzy� i raptownym gestem nakaza� wyruszy� w drog�. - Khalowie wida� uporali si� z zamieszaniem w obozie, kt�rego byli�my sprawcami. Ten ogie� to spos�b wyp�dzenia Ludzi z dolnego obozu i zmuszenia ich do drogi, widzieli�my ju� t� taktyk�. Teraz id� za nami, a ich szpica ju� od dawna musi by� w siodle. Odt�d musimy porusza� si� szybciej, bo oni ju� nadci�gaj� - wszyscy, co do jednego. Nad horyzontem wyra�nie mo�na by�o dostrzec brudn� plam� dymu, wkr�tce jednak rozproszy�y go wiatry wiej�ce ci�gle z p�nocy. Gdyby nie to, ogie� m�g�by okaza� si� dla nich �miertelny. - Utkn�� nad rzek� na po�udniu - zauwa�y� w pewnej chwili Roh, obracaj�c si� w siodle, by spojrze� za siebie. - Co za ulga! Ich szale�stwo mog�oby zmie�� nas na tych otwartych r�wninach. - Ich je�d�cy nie b�d� du�o wolniejsi od ognia - powiedzia� Vanye, tak�e ogl�daj�c si� za siebie. Ujrza� tam jednak tylko �o�nierzy Fwara, a widok ich twarzy obchodzi� go tyle, co widok samego Hetharu. Wyprostowa� si� w siodle i niewiele si� odt�d odzywa� do Roha, uwa�aj�c, �e oznaki zbytniej za�y�o�ci utrudni�yby jego sytuacj�. Na postojach troszczy� si� o wierzchowca kuzyna i spe�nia� te same obowi�zki, co wobec Morgaine. W dzie�, kiedy Roh m�g�by by� �wiadkiem wszystkiego, Hiua zaniechali swych z�o�liwo�ci. Ograniczyli si� jedynie do pogardliwych spojrze�, a Fwar raz jeden u�miechn�� si� do niego szeroko, wybuchn�� u�miechem i powiedzia�: - Poczekaj! To wszystko. Vanye spiorunowa� go wzrokiem my�l�c, �e gdy nadejdzie pora, musi zwa�a�, by nie dosta� no�em w plecy. Fwar nale�a� do ludzi, kt�rym trzeba zawsze patrze� w twarz. Raz uda�o mu si� nawet ujrze�, jak wpatruje si� w plecy Roha w spos�b, w jaki nigdy by si� nie odwa�y� stoj�c z nim twarz� w twarz. Oto cz�owiek, pomy�la� Vanye, kt�ry nigdy nie przebacza; do mnie czuje uraz� za jedno, a do Roha, by� mo�e, za co innego. �Strze� moich plec�w� - poprosi� go Roh. Doskonale zna� ludzi, kt�rzy mu s�u�yli. Przebyli dwie rzeki, jedn� rano, a drug� w po�udnie. Posuwali si� na p�noc, lekko ku wschodowi - w kierunku brodu Narn. Marszrut� ustala� Vanye. Jecha� na czele ca�ej partii u boku Roha, Fwara i Trina, obieraj�c dowolny kierunek, a Roh zmienia� go przy byle podskoku konia. I tak to Fwar i jego ludzie pod��ali tam, gdzie chcia� ich zaprowadzi�. Vanye pami�ta�, �e na p�nocy roz�o�yli si� obozem ludzie Hetharu, a mo�e Fwara. Nie mia� ochoty natkn�� si� na nich, jeszcze mniejsz� �ywi� ch�� wyj�cia nad br�d. Lecz pomi�dzy tymi dwoma punktami, na odleg�o�� nocnej jazdy na koniu, rozci�ga� si� skrawek puszczy. To tam w�a�nie zmierza� wiedz�c, �e nie kochaj� tam Ludzi. Us�yszawszy jednak przemow� Roha do Hiua, by� zdecydowany zaprowadzi� ich raczej w tamte okolice, ni� zawie�� ich w pobli�e Morgaine. Spodziewa� si� z godziny na godzin�, �e Fwar odkryje, dok�d zmierzaj� i kto tak naprawd� im przewodzi, gdy� by� ju� w tej okolicy i powinien doskonale orientowa� si� w niebezpiecze�stwie... lecz tak sienie sta�o. Na ile to by�o mo�liwe� stara� si� nie rzuca� si� w oczy, spu�ciwszy g�ow� na pier�, pozornie wyczerpany i cierpi�cy od ran. Prawd� m�wi�c, zdarzy�o mu si� zdrzemn�� podczas jazdy, lecz me na d�ugo; udawa�, �e si� ledwie orientuje, dok�d zd��aj�. - Je�d�cy - nagle ostrzeg� ich Trin
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.