ďťż

— Prawda — rzekł...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
— Wziąłem was za głupca, tak przejrzysty był ten wybieg. Wybaczcie! I, proszę bardzo, zostawcie mnie samego! Widzicie, w jakiej jestem kondycji. Świat nauczył mnie goryczy. Nienawidzę ludzi. Nie zawsze byłem taki. Jeszcze raz, proszę, przebaczcie mi niegrzeczność, i wszystkiego najlepszego! Gerard westchnął i skierował się ku wyjściu. Nagle coś nowego wpadło mu do głowy: — Signor Pietro — powiedział — my Holendrzy lubimy się targować zajadle. Powiadają, że nasi ludzie een eij scheeren — to znaczy: „jajko ogolą“. Skoro więc straciłem obiad, nakarmcie więc moje oczy widokiem waszego obrazu, który stoi odwrócony do ściany. — Nie, nie — zaprotestował porywczo malarz — nie proście o to. Jużem dość grubiańsko się wobec was zachował. Nie chciałbym rozlać waszej krwi. — Broń Boże! Mojej krwi? — Cudzoziemcze — powiedział ponuro Pietro. — Zgniewany ciągłymi obelgami ciskanymi na obraz, który jest mym dziecięciem pod sercem poczętym, w jakowejś chwili uroczyście ślubowałem, iż przebiję sztyletem następnego, co by szydził z dzieła, trudu i miłości, które obrazowi poświęciłem. — Każdy więc, kto nie pochwali obrazu, ma być zamordowany ?— Gerard spoglądał z ciekawością na odwrócone płótno. — Nie, nie! Gdybyście jeno chcieli spojrzeć nań i trzymać na wodzy papuzi język... Będziecie jednak mówić. Odwróciłem go na zawsze do ściany. Gdy umrę, niech mi zrobią z niego trumnę. Gerard zastanowił się. — Przyjmuję warunki. Pokażcie! Nie rzeknę ani słowa. Pietro poszedł i odwrócił płótno; ustawił je w takim miejscu mansardy, w którym miał najlepsze światło, i sam zwinął się na skrzyni... Błyskały stamtąd tylko jego oczy i stiletto. Na obrazie Święta Dziewica i Chrystus płynęli przez powietrze w obłoku zamglonych anielskich twarzy. W dole na czterdzieści czy pięćdziesiąt mil rozciągał się pejzaż, nad którym purpurowiało niebo. Gerard stał i spozierał w milczeniu. Po chwili podszedł zupełnie blisko, a potem odstąpił najdalej, jak tylko mógł; patrzał, ale nic nie mówił. Po półgodzinie owej zabawy Pietro wykrzyknął zadziornie i nieco niekonsekwentnie: — Cóż to, czy nie powiecie ni słowa? Gerard się ocknął. — Wybaczcie łaskawie, proszę; zapomniałem, iż jest tu nas trzech. Tak dużo dałoby się rzec... — odrzekł dobywając miecza. — Co chcecie uczynić? — krzyknął Pietro i zeskoczył przerażony z legowiska. — Bronić się przeciw twemu szpikulcowi, signor, i to w należytej proporcji, gdyż, jako już rzekłem, Holendrem jestem. Trzymaj się zatem w przyzwoitej odległości, gdy będę swój sąd ogłaszał, inaczej bowiem przyszpilę cię do ściany jak chrabąszcza. — Tylko tyle — odetchnął z ulgą Pietro. — Obawiałem się, że chcecie pociąć mieczem mój biedny obraz tyloma już podłymi językami raniony. Gerard prowadził dalej dzieło „krytyki w trudnych warunkach“: stanął w pozycji obronnej, ostrzem miecza celując w malarza, i przyglądał się jednocześnie obrazowi. — Po pierwsze, signor, muszę rzec, iż w sztuce mieszania poniektórych barwników, a także przygotowywania oleju wy, Italczycy, pozostajecie daleko w tyle za nami, Flamandami. Mniejsza o to. Mimo iż poślednim jestem artystą, potrafię nauczyć was pewnych sekretów van Eycków, z których będziecie mogli wynieść znakomite korzyści, malując następny obraz. Już w tym jednak dziele dostrzegam jedną z owych wielkich zalet i umiejętności waszego narodu. Zaprawdę jesteście solis filii. My barwę mamy, wy — imaginację. Królowo Niebios! Oto człek ten przesycił obraz duszą swą nieśmiertelną. Jedną jeno mam do was, panie, pretensję; dawniej przeze mnie podziwiane dzieła zdadzą mi się teraz sztywne i ziemskie... I draperia trochę przykrótka i sztywna. Czemuż nie mogłaby powiewać swobodnie, gdy one postacie są w powietrzu i w ruchu. — Poprawię! Poprawię! — krzyknął żarliwie Pietro. — Wszystko zrobię dla tego, kto potrafi dojrzeć, co udało mi się zrobić. — Ba! Uczę się na tym pejzażu. Odtąd gardzić będę owymi spiesznie namalowanymi widoczkami, które wprzódy mnie zadowalały
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.