ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Szeroko się uśmiechał, mocno ściskał rękę, że niby taki
dobry i powtarzał, że bardzo mnie lubi i strasznie mu na mnie zależy. Wszystko było w porządku, dopóki nie
powiedział, że jego rząd zabierze mi obydwie krowy. "Tak będzie sprawiedliwie - powiada - wszyscy powinni mieć
krów po równo, a potem - mówi - jak uznamy to za słuszne, możemy dać ci trochę mleka". Potem chciał, żebym
zaśpiewał jakąś partyjną pieśń.
- To musi być nie byle jaka piosenka! - zawołał Jonatan.
- Niewiele byłoby z niego pożytku, bo pewnie i tak wszystko, co najlepsze, zabrałby dla siebie.
- Potem natknąłem się na "faszystę". - Starzec urwał, żeby odgonić jedną z krów od sterty cuchnących odpadków. -
Ten faszysta też znał dużo słodkich słówek i potrafił opowiadać o różnych śmiałych pomysłach, toczka w toczkę jak
inni handlarze. Mówił, że odbierze mi krowy i sprzeda mi część ich mleka. Ja mu na to: "Że co? Mam płacić za
własne mleko?". Wtedy zagroził, że jak nie zasalutuję przed jego flagą, to zaraz na miejscu mnie zastrzeli.
- Coś takiego! - krzyknął Jonatan. - Pewnie zaraz pan stamtąd zwiał!
- Nie zdążyłem się ruszyć, gdy przydreptał ten, jak mu tam, "biurokrata" i powiedział, że jego rząd zabierze mi obie
krowy, zastrzeli jedną, żeby zmniejszyć podaż, a drugą wydoi i wyleje trochę mleka do kanału. Miał mnie chyba za
durnia!
- Bardzo to wszystko dziwne - zgodził się Jonatan. - i co, wybrał pan któryś z tych rządów?
- Nigdy w życiu, synku - obruszył się pasterz. - Bo i po co? Postanowiłem, żę nie będę oddawał swoich spraw w ręce
rządu, tylko pójdę na targ, sprzedam jedną krowę i kupię sobie byka.
[ Pytania do rozdziału XIX ] [ Rozdział XX ] [ Spis treści ]
Rozdział XX
Najstarszy zawód świata
Opowieść starego pasterza niezmiernie zdumiała Jonatana. Co to za wyspa? Rządowy Jarmark tak go
zaintrygował, że postanowił udać się tam i poszukać kogoś, kto pomógłby mu wrócić do domu. Miał nadzieję, że
może przynajmniej odzyska zrabowane pieniądze. Skierował się zatem ku ratuszowi.
- Na pewno trafisz - mówił starzec, odprowadzając krowy. - To największa budowla na całym placu.
Ulica sama zaprowadziła Jonatana na rynek. Na jego przeciwległym krańcu dostrzegł majestatyczny pałac. Nad
olbrzymimi wrotami widniały wyryte w kamieniu słowa: "PAŁAC LORDÓW".
Młodzieniec przemierzył szerokie schody i wszedł do środka, gdzie musiał przystanąć, aby jego wzrok przyzwyczaił
się do przyćmionego światła. Przed nim rozciągała się ogromna sala tak niebotycznych rozmiarów, że lampy nie były
w stanie oświetlić całego wnętrza. Zgodnie z opisem pasterza stało tu kilka straganów obwieszonych transparentami
i chorągwiami, przed którymi widać było jakichś ludzi, którzy zatrzymywali przechodniów, by rozdać im ulotki.
W przeciwległej ścianie znajdowały się masywne drzwi z brązu; po obu bokach stały marmurowe posągi,
podpierające rzeźbione kolumny. Jonatan ruszył przed siebie, licząc, że uda mu się przemknąć między kramami
niezauważonym przez handlarzy rządami. Nie uszedł nawet kroku, gdy zaczepiła go starsza kobieta z wielkimi
kolczykami w uszach i złotymi obręczami na nadgarstkach.
- Czy młody pan chciałby poznać swą przyszłość? - zagadnęła, przysuwając się do niego. Jonatan szybko włożył
ręce do kieszeni i spojrzał spode łba na kobietę, obwieszoną ciężką biżuterią i różnobarwnymi szalami. - Umiem
przepowiadać przyszłość. Może chciałbyś przestać lękać się przyszłości i poznać dzień jutrzejszy?
- Naprawdę potrafi pani przewidywać przyszłość? - zapytał, cofając się jak najdalej, nie urażając jej przy tym.
Wzbudzała w nim ogromną podejrzliwość.
- No cóż - odparła, a w jej oczach błysnęła przebiegłość i pewność siebie - potrafię dostrzec pewne znaki,
a następnie orzekam, oświadczam i oznajmiam to, co jest prawdą. Tak, tak, param się z pewnością najstarszym
zawodem świata.
- Niesamowite!- krzyknął Jonatan. - Czy używa pani kryształowej kuli, fusów, a może...
- Na Jowisza, skądże! - krzyknęła z odrazą. - Mam obecnie do dyspozycji znacznie bardziej skomplikowane metody.
Posługuję się licznymi wykresami i obliczeniami. - Tu skłoniła się nisko. - Ekonomistka, do pańskich usług.
- To wspaniałe! E-ko-no-mist-ka - przesylabizował długie słowo. - Tak się jednak nieszczęśliwie składa, że zostałem
okradziony i nie mógłbym pani zapłacić.
Kobieta z miejsca się obraziła i rozpoczęła poszukiwania kolejnych ewentualnych klientów.
- Ale może mogłaby pani powiedzieć mi jedną rzecz? - poprosił Jonatan
|
WÄ
tki
|