ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Zabawne. Nie przypominam sobie, żebym cię zapraszała. Wskazał męskie akty.
- Twoi znajomi?
- Wspomnienia po byłych kochankach.
- Akurat.
- Nie wierzysz?
- Powiedzmy może, że większość z nich wygląda, jakby przedkładali wyprawy do męskiej łaźni nad dzielenie łoża z kobietą.
Opadła na kanapę i przeciągnęła się jak niedopieszczona kotka. - Zabawne. To samo słyszałam o tobie.
- Naprawdę?
- Wiesz, co się mówi o przystojnych aktorach: że wszyscy to geje.
134
Roześmiał się, pochłaniając wzrokiem kuszące zarysy jej ciała. Była na tyle pewna siebie, że rozbawiło ją to, a nie speszyło.
- Czy w tym momencie mam ulec twojemu nieodpartemu urokowi i pozbyć się odzieży?
- Nie jestem pewien, czy zdołam się wyrzec rozkoszy męskiej łaźni. Parsknęła zmysłowym, niskim śmiechem.
- Ciekawe, dlaczego mam wrażenie, że mój anioł stróż się zagapił, kiedy się spotkaliśmy? - Ziewnęła. - Chcesz drinka przed wyjściem?
Pokręcił głową.
- Muszę rano wstać.
- Wie pan co, panie Dillon? Jeśli pan wpadnie w przyszłym tygodniu, to kto wie, może otworzę butelkę dobrego wina i puszczę panu stare płyty.
Nie miał zamiaru niczego jej ułatwiać.
- Niestety, mam zdjęcia. -Tak?
Postawił kołnierz wiatrówki i podszedł do drzwi. - Może do ciebie zadzwonię, gdy wrócę. Podniosła głowę.
- Może nie będę miała wtedy czasu.
- Zaryzykuję.
Wyszedł, zapalił kolejnego papierosa, i uśmiechnął się do siebie.
Dash był przy zagrodzie z końmi. Obserwował źrebaka, jednego z czterech nowych mieszańców. Honey wysiadła z samochodu i podeszła do niego. Była ubrana w kloszową spódnicę, białą bluzkę na ramiączkach i niebieskie sandałki. W uszy wpięła złote kuleczki. W ciągu dwóch tygodni, które minęły od przyjęcia, Liz dwukrotnie zabrała ją na zakupy i teraz Honey była dumną posiadaczką szafy pełnej zwiewnych sukienek, spodni i bluzek wartych fortunę, dżinsów znanych projektantów, jedwabnych koszulek, pasków, sandałków i pantofelków we wszystkich możliwych kolorach. Wieczorami stawała przy otwartej szafie i patrzyła na nieprzebrane bogactwo tkanin i barw. Czuła się, jakby latami cierpiała głód, a teraz zaproszono ją na bankiet, gdzie stoły uginają się od jedzenia. Nieważne, jak długo patrzyła, nigdy nie miała dosyć.
Wydawało jej się nawet, że niektóre ubrania zaczęły żyć własnym życiem. Nie dalej jak kilka godzin temu musnęła palcami błyszczącą wieczorową suknię z jasnoniebieskiego jedwabiu i z trudem powstrzymała się, by jej nie założyć. Sukienka nie nadawała się na zakurzoną prerię, ale Honey i tak miała wielką ochotę w nią się ubrać. Załóż mnie, zdawał się szeptać śliski jedwab. Kiedy zobaczy cię we mnie, nie oprze ci się.
Poczuła się bardzo niezdarna, gdy uniosła rękę, by mu pomachać.
135
-Cześć!
Skinął głową, ale nie przerwał tego, co robił. Złapała się ogrodzenia i obserwowała. Słońce grzało jej ramiona i plecy, ale nie pomagało się rozluźnić. Nie rozmawiała z Dashem od przyjęcia.
Skończył oglądać konie i podszedł do niej, spocony, przesiąknięty zapachem stajni. Zauważył jej kobiecy strój, ale nie skomentował braku dżinsów i powyciąganej koszulki. Jakaś jej cząstka żałowała, że nie założyła niebieskiej sukienki.
- Fajnie, że mnie zawiadomiłaś, że wpadniesz - rzucił złośliwie.
- Dzwoniłam, ale nikt nie odbierał. - Zeskoczyła z ogrodzenia. -Chodźmy do domu, zrobię ci lemoniady. Chyba się spociłeś.
- Nie zawracaj sobie głowy, nie mam dzisiaj czasu na pogawędki. Patrzyła mu prosto w oczy.
- Jesteś na mnie wściekły, prawda? Od przyjęcia u Liz trzymasz mnie na dystans.
- A mam ku temu powody?
- Dash, nie jestem Janie. Nie powinieneś był się zachowywać jak rozjuszony ojciec.
Powiedziała to spokojnie, od niechcenia, ale natychmiast stracił panowanie nad sobą.
- Postąpiłem jak przyjaciel, ot co! Kleiłaś się do tego chłopaka jak suka w cieczce! W życiu nie widziałem czegoś równie obrzydliwego! Sam nie wiem, czemu ci przeszkodziłem! Założę się, że zadzwonił do ciebie jeszcze tego wieczora, a rano już byliście w łóżku.
-Trochę później.
Zaklął cicho i coś jakby ból błysnęło w jego oczach.
- Cóż, dostałaś więc, czego chciałaś. Mam tylko nadzieję, że bez obrzydzenia patrzysz w lustro, wiedząc, że oddałaś się tak łatwo.
- Nie o to mi chodziło. Zadzwonił trochę później, czyli następnego dnia. I nie poszłam z nim do łóżka.
- A to dlaczego? Dziwi mnie, że ktoś tak spragniony życiowych uciech nie wskoczył od razu do pościeli.
- Proszę, nie złość się już. - Złośliwy chochlik podsunął jej dalsze słowa. Powinna była ugryźć się w język. - Najpierw chciałam z tobą porozmawiać.
Ściągnął kapelusz z głowy, uderzył nim o dżinsy, aż wzbił się obłoczek kurzu.
- O nie! Nie będę twoim seksuologiem.
Wydawało się, że wyszła z własnego ciała i stojąc obok, słucha ze zdumieniem słów, które padły z jej ust:
- Liz mówi, że powinnam iść z nim do łóżka. Zmrużył oczy, energicznie włożył kapelusz na głowę.
136
- Och, na pewno
|
WÄ
tki
|