ďťż

Wiem, że nie lubisz opuszczać swego domu pod górą...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Twa podróż była długa i pełna niebezpieczeństw, jak wszystkie podróże podejmowane w tych mrocznych czasach. Dziękuję, że zechciałeś tu przybyć, aby spotkać się ze mną i formalnie przypieczętować naszą umowę. Wielki król skinął głową i pociągnął się za brodę, co świad - czyło, że przypadły mu do gustu te słowa. Tamowi zaimponował też fakt, że elf włada krasnoludzkim. Gilthas miał rację. Krasnoludzki król słyszał opowieści o słabym i niezdecydowanym charakterze władcy elfów. Tarn jednak nauczył się z biegiem lat, że niemądrze jest kogoś oceniać, dopóki nie zobaczy się koloru jego brody, jak mawiali krasnoludowie. - Podróż była przyjemna. Miło jest dla odmiany odetchnąć powierzchniowym powietrzem - odparł Tarn. - A teraz przejdźmy do rzeczy. - Obrzucił Gilthasa chytrym spojrzeniem. - Wiem, że wy, elfowie, uwielbiacie czcze gadki, ale sądzę, że możemy się obejść bez takich subtelności. - W moich żyłach płynie również ludzka krew - odparł z uśmiechem Gilthas. - Mówią mi, że to z niej bierze się moja niecierpliwość. Jutro przed świtem muszę być z powrotem w Qualinoście. Dlatego zacznę od razu. Negocjacje w tej sprawie trwają już od miesiąca. Wiemy, na czym stoimy, jak sądzę? Nic się nie zmieniło? - Po naszej stronie nic - zapewnił Tarn. - A po waszej? - Również nic. A więc zgoda. - Gilthas przeszedł na swobodniejszy ton. - Nie chciałeś przyjąć od nas żadnej zapłaty. Nie pozwoliłbym na to, gdyby nie fakt, że w całym Qualinesti nie ma tylu pieniędzy, by wynagrodzić ciebie i twój lud za to, co dla nas robicie. Wiem, na jak wielkie ryzyko się narażasz. Wiem również, że nasza ugoda budzi kontrowersje wśród twoich poddanych. Podejrzewam, że mogła nawet zagrozić twej władzy. Nie mogę ci dać w zamian nic poza wdzięcznością. Wieczną, niezachwianą wdzięcznością. - To nie tak, chłopcze - zaprotestował Tarn, czerwieniąc się ze wstydu. Krasnoludowie nie lubią pochwał. - To, co robię, pomoże mojemu ludowi tak samo jak twojemu. Nie wszyscy z mych poddanych to rozumieją, ale z czasem przejrzą na oczy. Zbyt długo już ukrywaliśmy się przed światem pod górą. Gdy w Thorbardinie wybuchła wojna domowa, przyszło mi do głowy, że moglibyśmy powybijać się nawzajem do nogi i nikt by nawet tego nie zauważył. Kto by nas żałował? Nikt na tym świecie. Jaskinie Thorbardinu mogłaby spo - wić śmiertelna cisza, a nas wszystkich pochłonąć ciemności i nikt nie wypowiedziałby słowa, by zmącić tę ciszę, nikt nie zapaliłby lampy. Zamknęłyby się nad nami cienie i wszyscy by 0 nas zapomnieli. Postanowiłem, że do tego nie dopuszczę. Krasnoludowie muszą wrócić do świata, a świat wrócić do Thorbardinu. Oczywiście - ciągnął Tarn, mrugając znacząco 1 popijając łyk krasnoludzkiej gorzałki - nie mógłbym wprowadzić tak drastycznej zmiany z dnia na dzień. Minęły długie lata, nim zdołałem nawrócić poddanych na swój sposób myślenia, a i tak wielu nadal trzęsie brodami i przytupuje nerwowo. Niemniej jednak jestem przekonany, że postępuję słusznie. Zaczęliśmy już kopać tunele - zakończył z nutą samozadowolenia w głosie. - Naprawdę? Przed podpisaniem dokumentów? - zapytał zdumiony Gilthas. Tarn pociągnął długi łyk gorzałki, beknął z zadowoleniem i wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Phi! Co znaczą papiery? Co znaczą podpisy? Podaj mi dłoń, królu Gilthasie. To przypieczętuje naszą umowę. - Podaję ci dłoń, królu Tamie. To dla mnie zaszczyt - odparł głęboko wzruszony Gilthas. - Czy jest coś, co cię niepokoi? Czy chcesz mi zadać jakieś pytania? - Tylko jedno, chłopcze - rzekł Tarn, odstawiając kubek i wycierając usta rękawem. - Niektórzy z tanów, głównie Neidarowie, a zapewniam cię, że to podejrzliwa banda, powtarzają raz po raz, że jeśli tylko wpuścimy elfów do Thorbardinu, natychmiast nas zaatakują i zagarnąnasze domostwa. My dwaj wiemy, że nic takiego się nie zdarzy - dodał Tarn, unosząc rękę, aby uciszyć pragnącego zaprotestować Gilthasa - ałe co powiedziałbyś moim poddanym, żeby ich zapewnić, że nie muszą się obawiać podobnego postępku? - Zapytałbym neidarskich tanów - odparł z uśmiechem Gilthas - czy wybudowaliby swe domy na drzewach. Jak sądzisz, co by mi odpowiedzieli? - Cha, cha! Prędzej by się powiesili za brody - zachichotał Tarn. - Na tej samej zasadzie elfowie prędzej by się powiesili za uszy, niż zamieszkaliby w dziurze w ziemi. Bez obrazy dla Thorbardinu - dodał uprzejmie Gilthas. - Tak łatwo mnie nie obrazisz, chłopcze. Powtórzę Neidarom twe słowa. To zdmuchnie pianę z ich alei Tarn nie przestawał chichotać. - Wyrażając się jaśniej, przysięgam na swój honor i życie, że Qualinesti będą używali tuneli wyłącznie jako drogi ucieczki dla tych, którym zagraża gniew smoczycy. Zawarliśmy umowę z ludźmi z Równin, którzy dadzą uchodźcom schronienie na czas, nim ci będą mogli wrócić do ojczyzny. - Oby ten dzień nadszedł jak najszybciej - rzekł z powagą Tarn, który nagle przestał się śmiać i przyjrzał się z uwagą Gilthasowi. - Zapytałbym, dlaczego nie wyślecie uchodźców do swych kuzynów Silvanesti, ale słyszałem, że nie macie już wstępu do ich kraju. Elfowie zamknęli go w czymś w rodzaju magicznej fortecy. - Siły Alhany Starbreeze wciąż szukają jakiegoś sposobu na sforsowanie tarczy - powiedział Gilthas. - Miejmy nadzieję, że w końcu im się to uda, nie tylko ze względu na nas, lecz również na naszych kuzynów. Jak sądzisz, ile czasu będzie potrzeba, aby doprowadzić tunel do Qualinostu? - Najwyżej dwa tygodnie - odparł ze swobodą Tarn. - Dwa tygodnie! Żeby wykopać w litej skale tunel długości z górą sześćdziesięciu pięciu mil? Wiem, krasnoludowie są mistrzami w kamieniarskiej robocie, ale muszę wyznać, że jestem zdumiony. - Jak już wspominałem, zaczęliśmy prace jakiś czas temu - wyjaśnił Tarn. - Mamy też pomocników. Słyszałeś o urk - hanach? Nie? To mnie nie dziwi. Niewielu obcych wie coś o nich. Urkhany to gigantyczne robaki, które żywią się skałą. Zaprzęgamy je do pracy, a one przegryzają się przez granit, jakby był świeżym chlebem. Jak ci się zdaje, kto wybudował tysiące mil tuneli Thorbardinu? - zapytał z uśmiechem Tarn. - Oczywiście, urkhany
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.