ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
..
Pili wtedy w Darwin piwo, które mój brat sam warzy, śpie-
wali, wracali do starego dobrego jazzu, który Kostek w całej jego
urodzie odkrył w Nowym Orleanie...
Korespondencja między naszymi domami trwa, choć mój brat
ma oczywisty listowstręt. Pisuje za niego Lyn, dość często, przy-
syła zdjęcia, dobre słowo, życzenia, jakiś drobiazg. Ja robię to samo.
I wciąż mam nadzieję, że kiedyś przyjadą wszyscy razem, ale na
to muszę poczekać...
Ostatni raz Kostek był u nas w roku 1992, w Wielkanoc. Cze-
kał na śnieg i... doczekał się. Janek zbudził go w nocy, informując,
że pada... Brat cieszył się jak dziecko.
A potem pojechaliśmy do Warszawy, gdzie dokuczał nam
upał i skwar. Odwiedzaliśmy podstołeczne domy poprawcze,
aby K. I. G. junior mógł porównać swoje metody wychowawcze
z polskimi. Okazały się identyczne, tylko jego problemy z mło-
dymi są większe: dochodzi bowiem niebagatelna sprawa rasowych
uprzedzeń. Młody biały nie usiądzie przy jednym stole z młodym
aborygenem.
Andrzej Drawicz, któremu przed laty opowiedziałam hi-
storię pojawienia się w Praniu mojego brata, skwitował to w
swój lekki, żartobliwy i sympatyczny sposób. Powiedział:
172
Taką historię mógł wymyślić tylko Konstanty. Niemal w pół
wieku po jego śmierci, młody Konstanty Ildefons Gałczyński
przypomina o sobie chodząc, w stosunku do nas, do góry no-
gami...!"
Kiedy notowałam to zdanie, z radia usłyszałam wiadomość
o nagłej śmierci Andrzeja. W przeddzień jego imienin, jego uro-
dzin, 15 maja 1997 roku.
Jeszcze tyle byłoby do pisania...
Należę do ginącego gatunku ludzi piszących listy. Lubię je
otrzymywać, a więc zrozumiałe, muszę na nie odpisywać.
Porządkowanie archiwum ojca, choć niezwykle pośpieszne
o czym wspominałam i powolne, systematyczne jego korespon-
dencji (tę bowiem na razie zatrzymałam w domu) nauczyło
mnie wielkiego szacunku dla każdego napisanego słowa. Zanim
jakikolwiek list wyrzucę, długo zastanawiam się nad tą decyzją.
Musi istnieć jednak jakaś granica, poza którą zbieractwo, staje się
zwykłą manią. Tej cieniutkiej granicy nie należy przekraczać.
W mojej obszernej sekreterze, w jej czterech pojemnych szu-
fladach leżą teczki z posegregowanymi listami od różnych cieka-
wych osób. Sporą ich część stanowi korespondencja w sprawach
K. I. G.: dotyczy wydań jego utworów, inscenizacji teatralnych,
przekładów na języki obce, rozmaitych konkursów recytatorskich
organizowanych w kraju. Są tu także listy od czytelników poety
dzięki nim dużo wiem o recepcji jego wierszy przez kolejne
pokolenia młodych. Są również miłe dla każdego autora li-
sty czytelników moich książek.
Najwięcej listów jest od przyjaciół, często ludzi już nieżyją-
cych. Ich przyjaźń, troskę o mnie, serdeczność otrzymałam w swo-
istym wianie po rodzicach: po śmierci ojca wielu jego druhów
przejęło nade mną opiekę; uważali troskę o mnie dorosłą bądź
co bądź kobietę za coś najzupełniej naturalnego. Później czasa-
174
mi tak zdarzył los pojawiali się w moim życiu zawodowym.
Wymienialiśmy listy, zwłaszcza gdy zamieszkałam w Praniu.
Wszystkie one są dokumentem czasu. Opowiadają o autorze li-
stów, o jego reakcjach na różne sprawy małe i pierwszoplanowe, o
jego sympatiach, ulubionych książkach, oglądanych fumach, upły-
wającym czasie. Są więc zapisem, próbą uchwycenia przez niego mi-
jającej rzeczywistości, przedstawienia jej w sposób dla siebie ważny.
W dobie telefonów komórkowych, satelitarnych, faksów i po-
czty elektronicznej umiera piękna sztuka epistolografia. Nasze
wnuki będą się o niej uczyły z ekranów wielobitowych kompute-
rów. Jest to szkoda nie do odrobienia. Choćby dlatego chciała-
bym w tej części mojej prańskiej opowieści przytoczyć niewielkie
fragmenty otrzymanych listów.
W wierszu ojca Przed zapaleniem choinki, w jego części V jest
następujący fragment:
I śnieg pada przez pomyłkę
|
WÄ
tki
|