Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Faurym, który by³ na
terenie Co~etquidan, mia³em
stosunki nie tylko mo¿liwe, ale
nawet dobre. By³ wszak¿e moim
dyrektorem nauk, gdy w latach
1922823 koñczy³em Wy¿sz± Szko³ê
Wojenn± w Warszawie, a pamiêta³
mnie dobrze.
P³k Duch, dowódca Dywizji,
koñczy³ swój kurs z koñcem
lutego. Z kolei na taki sam kurs
mia³em pój¶æ ja oraz dowódca
formuj±cej siê 3 Dywizji, p³k
dypl. Zieleniewski. Spotkali¶my
siê w May_le_camp i
zamieszkali¶my wspólnie. P³k.
dypl. Zieleniewskiego,
przedwojennego szefa Wojskowego
Instytutu Geograficznego, zna³em
dobrze i przyja¼nili¶my siê;
obaj byli¶my zapalonymi
narciarzami i mieli¶my za sob±
szereg wspólnych wypraw
narciarskich.
Kurs w May_le_camp nie
przyniós³ nam nic nowego, poza
jednym, niestety bardzo smutnym
przekonaniem, ¿e kampania
wrze¶niowa niczego nie nauczy³a
Francuzów. Nawet nie zadali
sobie trudu przestudiowania
nowoczesnej taktyki Niemców w
ich Blitzkriegu. Ca³y kurs
zmierza³ do tego, by przekonaæ
kursantów - z obcych byli¶my
tylko my dwaj - ¿e linia
Maginota jest niezwyciê¿ona. ¯e
na niej Niemcy po³ami± sobie
zêby.
Kurs trwa³ 2 miesi±ce. Pod
koniec kursu otrzyma³em ze
Sztabu Naczelnego Wodza pismo, z
którego, ku memu niezmiernemu
zaskoczeniu - wynika³o, ¿e nie
wracam do 1 Dywizji, jako
zastêpca dowódcy, tylko zostajê
p.o. zastêpcy dowódcy
nie istniej±cej jeszcze 4
Dywizji.
Nigdy nie stwierdzi³em,
zreszt± bezowocnym by³oby
szukanie, powodów, dla których
to siê sta³o. Domys³em mo¿e byæ
jedynie to, ¿e dowódca Dywizji,
p³k dypl. Duch, nie ¿yczy³ sobie
mieæ mnie u siebie, obawiaj±c
siê mo¿e nadmiaru mojej
inicjatywy. Nie wykluczam
równie¿, ¿e dziêki podszeptom -
wszak Naczelny Wódz nie mo¿e
wszystkiego widzieæ i wiedzieæ -
przedstawiono mnie gen.
Sikorskiemu jako zakapturzonego
sanacyjniaka. Wszelkie
poszukiwania w tym wzglêdzie
oraz interwencje, gdy mój nowy
przydzia³ i nominacja by³y
podpisane przez Naczelnego
Wodza, by³y marnowaniem czasu.
We Francji (c.d.)
4 Dywizja Strzelców
Przyby³em do Pary¿a. Tam
stwierdzi³em, ¿e dowódc± nie
istniej±cej jeszcze Dywizji,
jest gen. Rudolf Dreszer, zwany
z czasów legionowych "Ruf±" -
oficer kawalerii. Mieszka³ w
Pary¿u, w rejonie Montparnasse,
w hotelu_pensjonacie Jean Bart,
w którym ja równie¿
zamieszka³em.
Rozmowa z nowym dowódc± by³a
krótka i bardzo przyjacielska.
- S³uchaj - powiedzia³ -
Dywizja jeszcze nie istnieje. Ma
byæ formowana z rzeszy oficerów
w O¶rodku Wyszkolenia w Les
Sables d'Olones i Niort. Ja na
piechocie siê nie znam. JEd¼ do
Les Sables d'Olones i organizuj.
Ja na razie zostajê w Pary¿u.
Co mia³em zrobiæ? Wzi±³em moje
skromne manatki i pojecha³em do
Les Sables d'OLones; jest to
znana miejscowo¶æ letniskowa nad
Atlantykiem w Zatoce
Biskajskiej. Nie mo¿na jej
odmówiæ powabu. Zasta³em tam
Centrum Wyszkolenia z³o¿one z
bodaj setki oficerów, przede
wszystkim piechoty oraz
komendanta garnizonu w osobie
p³k. kawalerii Tyszkiewicza.
Oficerem ³±cznikowym francuskim,
który dot±d instruowa³ oficerów,
by³ emerytowany kapitan
francuski, uczestnik I wojny
¶wiatowej, nazwiskiem Gras.
Najpierw wynik³a kwestia, kto
kogo ma s³uchaæ. Sprawa o tyle
siê komplikowa³a, ¿e p³k
Tyszkiewicz by³ wy¿szy
starszeñstwem, nadto by³
oficerem kawalerii, a w niczym
nie ubli¿aj±c kawalerzystom,
ambicje ich s± powszechnie
znane. Na domiar mia³ on etat
francuski, co dawa³o mu pe³ne
pobory pu³kownika wed³ug skali
francuskiej, która nas wszystkich
na tamtejszym terenie
obowi±zywa³a. Ja za¶ by³em p.o.
zastêpc± dowódcy nie istniej±cej
Dywizji, która nie tylko ¿e nie
mia³a jeszcze etatu
francuskiego, ale nawet
polskiego. Konsekwencj± tego
by³o to, ¿e z pe³nego
uposa¿enia, które posiada³em
jako zastêpca 1 Dywizji, spad³em
na po³owê tego uposa¿enia jako
zastêpca nie istniej±cej
Dywizji. Wszyscy oficerowie obu
o¶rodków, tak Les Sables
d'Olones jak Niort, byli równie¿
na tym samym zredukowanym
uposa¿eniu
|
WÄ…tki
|