ďťż

Czemu ich żałujesz? - Dlatego, że to nie potrwa długo - odparła ze smutkiem...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Dlatego, że są rycerzami lata, a nadchodzi zima. - Lady Catelyn, nie masz racji. - Brienne skierowała na nią spojrzenie oczu błękitnych jak jej zbroja. - Dla takich jak my zima nigdy nie nadchodzi. Jeśli padniemy w bitwie, z pewnością zaśpiewają o nas pieśni, a w pieśniach wiecznie trwa lato, wszyscy rycerze są dzielni, dziewczęta piękne, a słońce nigdy nie przestaje świecić. Zima nadchodzi dla wszystkich - pomyślała Catelyn. Dla mnie nadeszła z chwilą śmierci Neda. Nadejdzie i dla ciebie, dziecko, prędzej, niż byś tego chciała. Nie miała jednak serca jej tego powiedzieć. Z kłopotu wybawił ją król. - Lady Catelyn - zawołał do niej. - Mam ochotę odetchnąć świeżym powietrzem. Zechcesz mi towarzyszyć? Natychmiast wstała z krzesła. - Czuję się zaszczycona. Brienne również się podniosła. - Wasza Miłość, daj mi chwilę na przywdzianie kolczugi. Nie powinieneś wychodzić bez ochrony. Król Renly uśmiechnął się. - Jeśli nie jestem bezpieczny w sercu zamku lorda Caswella, otoczony własną armią, jeden miecz w niczym mi nie pomoże. Nawet twój miecz, Brienne. Jedz spokojnie. Jeśli będziesz mi potrzebna, przyślę po ciebie. Wydawało się, że słowa te zabolały dziewczynę bardziej niż wszystkie ciosy, jakie otrzymała podczas turnieju. - Jak sobie życzysz, Wasza Miłość - rzekła, spuszczając wzrok. Renly ujął Catelyn pod ramię i wyprowadził ją z komnaty, przechodząc obok przygarbionego wartownika, który wyprostował się tak gwałtownie, że omal nie wypuścił włóczni. Renly klepnął go w bark, by obrócić to w żart. - Tędy, pani. - Wyprowadził ją przez wąskie drzwi na prowadzące na szczyt wieży schody. - Czy ser Barristan Selmy jest może z twym synem w Riverrun? - Nie - odpowiedziała zdziwiona. - Czyżby porzucił Joffreya? Był przecież lordem dowódcą Gwardii Królewskiej. Renly potrząsnął głową. - Lannisterowie oznajmili mu, że jest już za stary, i oddali jego płaszcz Ogarowi. Słyszałem, że opuścił Królewską Przystań, przysięgając wstąpić na służbę u prawdziwego króla. Płaszcz, który dałem dziś Brienne, zatrzymałem dla niego, w nadziei, że zechce zaoferować mi swój miecz. Kiedy nie zjawił się w Wysogrodzie, pomyślałem, że może pojechał do Riverrun. - U nas go nie było. - To prawda, że jest stary, ale to nadal świetny rycerz. Mam nadzieję, że nie stało mu się nic złego. Lannisterowie to wielcy głupcy. - Wszedł kilka stopni do góry. - W noc śmierci Roberta zaoferowałem twemu mężowi stu zbrojnych. Przekonywałem go, by pojmał Joffreya. Gdyby mnie wysłuchał, mógłby być teraz regentem, a ja nie musiałbym sięgać po tron. - Ned ci odmówił. Nie musiała o to pytać. - Przysiągł chronić dzieci Roberta - odparł Renly. - Miałem za mało sił, bym mógł działać sam, gdy więc lord Eddard odrzucił moją propozycję, pozostała mi jedynie ucieczka. Gdybym został w Królewskiej Przystani, królowa z pewnością dopilnowałaby, bym nie przeżył brata zbyt długo. Gdybyś został i poparł Neda, mógłby jeszcze żyć - pomyślała z goryczą Catelyn. - Lubiłem twego męża, pani. Wiem, że był wiernym przyjacielem Roberta… ale nie chciał nikogo słuchać ani nie chciał się ugiąć. Chodź, coś ci pokażę. Gdy dotarli na szczyt schodów, Renly pchnął drewniane drzwi i wyszli na dach. Donżon zamku lorda Caswella nie był wysoki i ledwie zasługiwał na nazwę wieży, ale okolica była płaska i widok rozpościerał się na wiele mil we wszystkich kierunkach. Dokąd okiem sięgnąć, Catelyn widziała ogniska, które pokrywały ziemię bezkresnym dywanem niczym spadłe z nieba gwiazdy. - Możesz je policzyć, jeśli pragniesz, pani - rzekł cicho Renly. - Nie zdołasz tego dokonać przed świtem. Ciekawe, ile ognisk płonie dziś wokół Riverrun? Catelyn słyszała dobiegającą z wielkiej komnaty cichą muzykę. Jej dźwięki sączyły się w noc. Nie odważyła się liczyć gwiazd. - Słyszałem, że twój syn przekroczył Przesmyk z dwudziestoma tysiącami ludzi. Teraz, gdy są z nim lordowie Tridentu, ma może czterdzieści tysięcy. Nie - pomyślała. Nie mamy tylu. Jednych ludzi zabrała nam wojna, a innych żniwa. - Tu jest dwukrotnie więcej ludzi - poinformował ją Renly. - A to tylko część mych sił. Mace Tyrell czeka w Wysogrodzie z dziesięcioma tysiącami żołnierzy. Mam też silny garnizon w Końcu Burzy, a wkrótce dołączą do mnie Dornijczycy z całą swą potęgą. Nie można też zapominać o moim bracie Stannisie, który włada Smoczą Skałą i ma na swe rozkazy lordów wąskiego morza. - Mam wrażenie, że to ty zapomniałeś o Stannisie - odparła Catelyn, ostrzej niż było to jej zamiarem. - Masz na myśli jego pretensje? - Renly wybuchnął śmiechem. - Mówiąc szczerze, pani, Stannis byłby fatalnym królem. Nie jest też prawdopodobne, by nim został. Ludzie szanują Stannisa, a nawet się go boją, lecz bardzo niewielu było takich, którzy go pokochali. - Niemniej jest twoim starszym bratem. Jeśli któryś z was ma prawa do Żelaznego Tronu, to z pewnością lord Stannis. Renly wzruszył ramionami. - Powiedz mi, jakie prawa do Żelaznego Tronu miał mój brat Robert? - Nie czekał na odpowiedź. - Och, mówiło się coś o więzach krwi między Baratheonami a Targaryenami, o ślubach sprzed stu lat, drugich synach i starszych córkach. Takie sprawy nie obchodzą nikogo poza maesterami. Robert zdobył tron z młotem w dłoni. - Zatoczył ręką krąg, wskazując na płonące od horyzontu po horyzont ogniska. - Oto moje prawa, tak samo dobre jak te, które miał Robert
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.