ďťż

Vanyel energicznie pokiwał głową...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Zauważyła, że z jego stóp wystawały źdźbła trawy. Właśnie. I zanim rzekniesz: was, heroldów, nawet jeśli użyjecie prawdziwej magii nie nękają, ponieważ wiedzą, kim jesteście, chciałbym ci powiedzieć, że nie mogłem przecież pozwolić im na prześladowanie każdego maga noszącego Biel! Moja ciotka nie chciała o tym słyszeć. Elspeth roześmiała się, przypominając sobie zapiski w kronikach, mówiące o Savil, wspaniałej ciotce Vanyela. Najprawdopodobniej Kerowyn była jej następnym wcieleniem. Kiedy vrondi zauważały magię, której nie używał herold, miały o tym donosić najbliższemu magowi heroldów, a potem pilnować tej osoby, chyba że rozkazano by inaczej. Miałem zamiar później zmienić zaklęcie, kazać vrondi "rozświetlać" tego człowieka tak, jak to robią podczas zaklęcia prawdy. To byłoby lepsze niż zwyczajne obserwowanie, szczególnie jeśli w pobliżu nie znalazłyby żadnego maga heroldów... - Niestety, ty byłeś ostatnim magiem heroldów - skwitowała Elspeth. Owszem. Ostatnim aktywnym, więc teraz vrondi po prostu patrzą, a im dłużej mag jest w Valdemarze, tym więcej ich się zbiera. To bardzo niewygodne: jakby cię obserwował ciągle rosnący tłum. Granice się pozmieniały i vrondi są przekonane, że kończą się tam, gdzie nie docierają już żadni heroldowie, a tych potrafią wyczuć dopiero wtedy, kiedy zostaną w jakiś sposób wezwane. Dlatego czasami magowie z Rethwellanu, Karsu czy zachodu zapuszczają się daleko na terytorium Valdemaru. Obawiam się, że pomimo całego swego entuzjazmu vrondi nie należą do najmądrzejszych. Elspeth przytaknęła. Nie można było zbytnio liczyć na vrondi, jeśli nie wydało się im dokładnych poleceń. - Ale dlaczego ludzie nie mogą nawet myśleć o magii? Za to też odpowiedzialne są vrondi? Nie, ja. Zdecydowaliśmy o tym, kiedy do niego dołączyłem. Głos, wypowiadający te słowa, należał do kogoś innego i chwilę później obok Vanyela pojawiła się druga mglista postać. I jeśli to był Vanyel, tym drugim musiał być... Tak, to pomysł Stefa. - Vanyel potwierdził domysły Elspeth. - Powiedz im, dlaczego, ashke. Ponieważ niektórzy ludzie nie chcieli przyjąć do wiadomości, że magowie heroldów nie są lepsi od heroldów obdarzonych w inny sposób - westchnęła druga postać. - Ludzie mają skłonność do myślenia, że magia jest lekarstwem na wszystko. I chociaż bardowie starali się, jak mogli, zdarzali się tacy, co uważali, że młody król ukrywa gdzieś magów dla swoich własnych celów, czy też obdarza ich mocą tylko wybranych. Zdecydowaliśmy, że najlepszym wyjściem będzie "zapomnienie" o jakiejkolwiek magii oprócz magii umysłu, a jedynym dowodem jej istnienia stały się stare ballady. Za dwiema postaciami pojawiła się trzecia, większa, emanująca równie silnie jak Vanyel. Bez wątpienia była duchem konia. "Yfandes" - pomyślała Elspeth, rozpoznając Towarzysza Vanyela, a duch pokiwał twierdząco głową. Gwena i Cymry podeszły do niej bez słowa i cała trójka oddaliła się w stronę drzew. Muszą, hm, porozmawiać - stwierdził Vanyel. - Twoja Gwena mimo iż urodziła się w Gaju, robi takie same błędy, jak inni śmiertelni. - Że co?! - wrzasnęła Elspeth. Mroczny Wiatr przewrócił oczami i zatkał sobie ucho, które adeptka uszkodziła mu swym krzykiem. Urodzona w Gaju? I o tym Elspeth też miała nie wiedzieć? To już było nie do zniesienia! To właśnie przekonało ją, że Vanyel to Vanyel. Nikt spoza Valdemaru nie wiedział, kim były Towarzysze urodzone w Gaju, a w kraju też nie wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, co to znaczy. Nikt inny nie odważyłby się powiedzieć czegoś takiego. Urodzona w Gaju - powtórzył duch. - O tym też zapomnieli cię poinformować? Niewątpliwie "dla twojego dobra". To proste, Elspeth, jesteś pierwszą z nowych magów heroldów, więc twój Towarzysz musiał być nieco bardziej niezwykły. - Głos Vanyela był pełen ironii. - Zawsze mnie zadziwiało, jak słabo ludzie wierzą w możliwości innych. Nie mówmy o tym. Skoro 'Fandes ją zabrała, powiem ci to, co Gwena mogła "pominąć". Nie miej do niej żalu, Elspeth: porównaj ją z Sayvil, a przekonasz się, że jak na Towarzysza, Gwena jest bardzo, bardzo młoda. Tak młoda jak ty. Popełnia wszystkie błędy młodości, ale ponieważ jest urodzona w Gaju, myśli, że zawsze podejmuje właściwe decyzje. Zapomina, że brakuje jej doświadczenia. To trochę tak, jakbyś pisała symfonię, nie umiejąc grać na żadnym instrumencie. Jeśli to miało udobruchać Elspeth, należało spróbować innego sposobu. Jednak z drugiej strony przyzwyczaiła się już do Gweny i jej "nawyków", a z tego, co zostało "przemilczane", wyciągnęła odpowiednie wnioski. Gwena się nie zmieni i złoszczenie się na nią nic nie da. Poza tym była naprawdę dobrym przyjacielem. Chciałbym porozmawiać z dorosłymi gryfami, a także z Elspeth i Mrocznym Wiatrem. Skoro w grę wchodzi magia, chcę przedyskutować sprawę z magami. - Vanyel spojrzał na Treyvana i Hydonę z nadzieją w oczach. Ta dolinka jest dobrze chroniona, nic tu nie wkradnie się bez naszego pozwolenia. Gryfiątka mogą się trochę pobawić. - A dorrrośśśli porrrozmawiają o sssprrrawach, którrre zanudziłyby na śśśmierrrrć każde dziecko - zaśmiała się Hydona. - Jeśśśli Rrrrisss zechce się nimi zająć... Kyree skłonił głowę. Oczywiście, pani. Jeśli chcesz, będę je uczył polować. Gryfiątka postawiły włochate uszy i nagle ich twarze straciły swój dziecinny wygląd. Elspeth czasem zapominała o ich drapieżności, bo były takie puchate i kochane, ale tak samo jak Vree uwielbiały polować i zabijać, o ile oczywiście zdarzyło im się dopaść zdobyczy, co nie trafiało się zbyt często. - Dobrze - odparła Hydona. - Polowanie to dossskonały pomysssł. Za mną, małe - polecił Rris, podnosząc ogon i jak na stworzenie wielkości cielaka, ruszył zadziwiająco wdzięcznym truchtem. Maleństwa powlokły się za nim znacznie mniej zgrabnie. Treyvan westchnął, kiedy Lytha wpadła na krzak, przetoczyła się przez niego i popędziła dalej. Jerven nie był wcale lepszy, tratując do końca to, co zostało z rośliny. Rozmowa nie będzie tajemnicą, ale zanudzimy was szczegółami - powiedział Vanyel, patrząc na Skifa i Nyarę. - Jeśli chcecie zostać... - Nie, nie, dziękuję, ale zupełnie mnie to nie interesuje - przerwał mu Skif. - Naprawdę. Wolę nic nie wiedzieć. Nie przyjąłbym daru magii za żadne pieniądze! Rzucił okiem na Nyarę, która wzruszyła ramionami. - Moje zdolności są na poziomie czeladnika i na takim pozostaną, jak twierdzi Potrzeba
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.