To sprawa Aszbela...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
To przez to ma wrzody ¿o³±dka. - Za¶mia³ siê. - Co siê sta³o z tym jugos³owiañskim dyplomat±? - Aj, aj, aj! Nie bêdziesz sk³ada³ fa³szywego ¶wiadectwa! Uda³o siê pani zrobiæ ze mnie plotkarza. Bez urazy. Sam gada³em. Wpatrywa³ siê w pusty kieliszek, który ca³y czas trzyma³ w rêku. Wódka zaczê³a ju¿ na niego dzia³aæ i Lizzi zastanawia³a siê, w jakim stanie dotrze pod koniec dnia do domu. Czy wybra³ tê pracê, bo dawa³a mu mo¿liwo¶æ napicia siê, czy przeciwnie - to ona go zmieni³a. - Tak czy owak, moja droga, co ma byæ, to bêdzie. Nie spotka³a¶ mnie i nie rozmawia³a¶ ze mn±. Goldner ma córki, które trzeba wydaæ za m±¿. Najm±drzejszy cz³owiek na ¶wiecie, znany nam ju¿ Hornsztyk, dziêki swojemu sprytowi zamieni³ pozew o odszkodowanie w incydent dyplomatyczny, który szybko wyciszono. Stworzy³ wra¿enie, ¿e oto z powodu tego zatrutego wina grozi nam wybuch trzeciej wojny ¶wiatowej. Naprawdê! W takiej atmosferze siê to odbywa³o. W³±czy³o siê Ministerstwo Spraw Zagranicznych, dyplomata zosta³ usuniêty, chorzy zyskali opiekê lekarsk± i dla dobra ojczyzny nabrali wody w usta, a dzielny Hornsztyk nie tylko zdoby³ rêkê ksiê¿niczki, ale i dziesiêæ procent dochodów Lubiczów. - Czy to z³o¶ci Aszbela i Miriam? - Co to znaczy „z³o¶ci”? Nie z³o¶ci! To pieni±dze Lubicza, a on, póki ¿yje, mo¿e z nimi zrobiæ, co zechce, nie? Zadzwoni³ telefon i Goldner rykn±³ do s³uchawki: „Firma Lubicz, s³ucham!”, natychmiast jednak ¶ciszy³ g³os, mówi±c „tak”, „nie”, „w porz±dku”. - Pan Lubicz? - spyta³a Lizzi, kiedy od³o¿y³ s³uchawkê. - Tak. Jego o¿ywienie nagle wyparowa³o. Zacz±³ porz±dkowaæ sklep, przenosiæ skrzynki, nape³niaæ pude³ka. W pomieszczeniu unosi³ siê duch w³a¶ciciela. - Czy Hornsztyk dziedziczy po ¿onie? - Nie wiem i nie chcê wiedzieæ. Nie nale¿ê do rodziny. Wed³ug prawa powinien. M±¿ dziedziczy po ¿onie, prawda? - Aszbel i Miriam nie lubi± Hornsztyka. - Zarabia na tym interesie, nie wk³adaj±c ¿adnego wysi³ku. Mo¿liwe, ¿e to dra¿ni Aszbela. Poza tym szwagrowie nigdy siê nie lubi±, prawda? To skomplikowana sprawa, rodzina. Masz mê¿a? - Nie. - Taka mi³a dziewczyna, dlaczego? Lizzi u¶miechnê³a siê, onie¶mielona. Ju¿ od wielu lat zadawa³a sobie to pytanie. - Z Polski? - Z Egiptu. - Wiêc? Wzruszy³a ramionami i wsta³a z miejsca. Rozmowa zaczê³a zmierzaæ w kierunku, który jej nie odpowiada³. Podziêkowa³a Goldnerowi za sok i za rozmowê i po¿egna³a siê. Stoj±c w drzwiach, obróci³a siê jeszcze. - Mo¿e przypadkiem pamiêta pan nazwiska ludzi, którzy siê zatruli? - Nie pamiêtam tego, co wyzdrowia³. Ten z uszkodzon± nerk± nazywa siê Pinchas Hornsztyk. Rozdzia³ 6 - W dupie mam choroby Hornsztyka, a ta historia o zatrutym rieslingu jest cholernie stara. Lizzi nie lubi³a takich wyra¿eñ i mia³a ochotê powiedzieæ Arielemu, ¿eby siê do niej grzeczniej zwraca³, ale siê nie odwa¿y³a. - Jeste¶ tam jeszcze, Badihi? - Tak. - Zbieraj dalej informacje. Daj mi znaæ, kiedy odkryjesz naprawdê co¶. - Sêdzia zamieszany w uciszenie przestêpstwa, który dostaje za to odsetki, to chyba naprawdê co¶. - Nie masz ¿adnych dowodów. Chcesz nas wmieszaæ w sprawê o oszczerstwo? - Co? - Mowa o sêdzi okrêgowym! Arieli trzasn±³ s³uchawk± i Lizzi poczu³a siê, jakby dosta³a w twarz. By³a trzecia po po³udniu. Kiedy wróci³a do redakcji, posz³a prosto do swojego pokoju i przes³ucha³a ta¶mê. Powtórzy³a w my¶lach ca³± rozmowê z Goldnerem i usiad³a, ¿eby napisaæ artyku³. Wiedzia³a, ¿e ma dobr± historiê, i rozmowa z Arielim j± zdenerwowa³a. Dahan i Szibolet poszli godzinê temu na obiad i obiecali przynie¶æ jej kanapki. Opustosza³a redakcja wprawia³a j± w przygnêbienie. Z odleg³ych biur dochodzi³y st³umione ludzkie g³osy, z korytarza s³ychaæ by³o skrzypienie windy. Kiedy tamtych dwoje wróci³o, Lizzi w³a¶nie wk³ada³a papiery do szuflady biurka. - Wahali¶my siê miêdzy jajkiem na twardo a tuñczykiem, ale w koñcu przewa¿y³o jajko - oznajmi³a Szlbolet. - Przynie¶li¶my ci te¿ puszkê soku. - Dziêkujê. Lizzi by³a g³odna. Bez s³owa zjad³a kanapkê. - Lizzi, co siê sta³o? - spyta³ Dahan. - Arieli nie chce drukowaæ mojego tekstu. - Powiedzia³ dlaczego? - Boi siê sprawy o znies³awienie. - ¯artujesz! - Jestem ¶miertelnie powa¿na. - Wygl±da na to, ¿e trafi³a¶ na co¶ powa¿nego. Lizzi spojrza³a na niego zdziwiona. Oczywi¶cie. Dahan ma racjê
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkÅ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gównianego szaleÅ„stwa.