ďťż

Indra stała w obliczu olbrzymiego problemu, miłość do Lemura i narażanie się tym samym na gniew Talornina to naprawdę niełatwa sprawa...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Berengaria miała podobny dylemat. Czy koniecznie musiała się tak upierać przy ciągłym adorowaniu Oka Nocy? W ten sposób ściągała na siebie gniew całego klanu Indian. Siska nie miała nikogo, była dziwnie wstrzemięźliwa, jeśli chodziło o chłopców. Ale dzięki swej urodzie mogła dostać każdego, kogo tylko by chciała. Ale czy to może być jakąkolwiek gwarancją szczęścia? Armas trzymał się Obcych i wysoko urodzonych kobiet z rodu Lemurów, w każdym razie taki obowiązek na nim spoczywał, a czy tak postępował, tego Ellen nie wiedziała. Jori był wciąż bardzo dziecinny i nikt nie brał poważnie jego ewentualnych romansów, nikt nie wiedział też, czy na kimś szczególnie mu zależy. Tsi-Tsungga to oddzielny rozdział, z tego co Ellen słyszała, nie wolno mu było nikogo tknąć, ani istot ziemi, ani elfów, Lemurów ani też dziewcząt ludzkiego rodu. Szkoda, że taki rzadki gatunek miałby ulec zagładzie, i szkoda tego chłopca, on jest taki... szczególny. W grupce pojawiły się też nowe postaci, Oriana i Thomas. I oni, jak się wydawało, już się odnaleźli, to dobrze. Marca i Dolga nie traktowano jako ewentualnych kandydatów do małżeństwa, ci dwaj tworzyli odrębną klasę. Nie, w tej talii kart, czy też raczej w tej piosence, to właśnie młodziutka Sassa, czyli Alice, ukochana wnuczka Ellen, zostawała sama. Nieśmiała, lękająca się ludzi, tak straszliwie niepewna siebie, że udręką wprost było na to patrzeć. To jej właśnie wszyscy będą grać na nosie i do niej wołać, że nikt jej nie chce. Oczywiście nie dosłownie, bo w Królestwie Światła nikt w ten sposób nie postępował, ale nadzwyczaj wrażliwa Sassa tak właśnie będzie odczuwała. Nawet jeśli zakocha się w jakimś chłopcu, nigdy nie podejmie inicjatywy. A kto zechce zbliżyć się do dziewczyny, od której wprost biją negatywne emocje i brak wiary w siebie? Sassa nie miała też właściwie żadnych zewnętrznych zalet, była całkiem zwyczajną dziewczynką, nie pozwalającą w dodatku, by do głosu doszedł jej wrodzony urok, który rozbłyskiwał, gdy okazywała czułość Hubertowi Ambrozji Myśli Ellen powędrowały ku przyjaciołom, błądzącym teraz po nieznanych drogach w Ciemności. Przede wszystkim do Siski, która stała się najbliższą przyjaciółką Sassy, poza Markiem, oczywiście, uwielbianym przez dziewczynkę. Dzięki Bogu, że Marco jest z nimi. Byle tylko miał oko na Siskę i dopilnował, by nie stała się jej żadna krzywda. Już chyba dobrą godzinę jechali przez nie kończący się, smagany piaskiem półmrok, kiedy Miranda wskazała nagle w stronę, w którą patrzyła, wołając: - Jest ich więcej! Wytężyli wzrok. Ci, którzy mieli lornetki, przyłożyli je do oczu. Najlepiej wyposażeni byli rzecz jasna ci, którzy posiadali sprzęt przenikający żelazo, lód czy kamień, chociaż wykrywający jedynie skupiska energii. Daleko w ciemności dostrzegli niewielką grupkę podążającą w innym kierunku niż oni. Ktoś zaproponował, by podjechali w tamtą stronę, lecz Móri przestrzegł przed podejmowaniem zbyt pochopnych decyzji. Wszyscy spostrzegli, że postacie nie są potworami. Miały ludzki wzrost, być może były nawet trochę wyższe niż większość ludzi, i poruszały się normalnie. Siska jako dawna mieszkanka Ciemności obdarzona była wyjątkowo dobrym wzrokiem i od razu się zorientowała, że te stworzenia miewają się źle i należy czym prędzej pospieszyć im z pomocą. Mimo to jednak Móri się wahał. Chor nie zatrzymał Juggernauta, zwolnił jednak do absolutnego minimum, niepewny, co należy zrobić. Jeden ze Strażników, który obserwował grupkę przez lornetkę, rzekł cicho: - Wezwijcie Lenore. Inni Strażnicy popatrzyli na siebie z niezgłębionymi minami. Juggernaut ostatecznie się zatrzymał. Lenore weszła na wieżyczkę i Strażnik wręczył jej lornetkę. - Poznajesz ich, to Lemurowie, prawda? Lenore namierzała ich w milczeniu. I nagle jęknęła głośno: - To oni, to nasi przyjaciele, ci, którzy zniknęli, nigdy nie wrócili z Gór Czarnych! Ale jest ich tylko pięcioro, a wyruszyło siedmioro. Dzięki Bogu, że nie ma tutaj Rama, pomyślała Miranda, która nie wiedziała, że jego uczucia dla Lenore wygasły już przed laty, a właściwie nigdy nie były szczególnie silne - Czy... czy jest z nimi twój przyjaciel? - spytał Strażnik. - Nie widzę go
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.