ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
I niebezpieczny.
- Więc po co wam te bomby zapalające?
Wielkimi rękami Gould zakreślił w powietrzu koło.
- To kwestia momentu impetu. Koła muszą się obracać. Ambicja żywi się sama sobą. Kay, Vera Blackburn i inni z Chelsea Marina chcą po prostu zmieniać świat. Łatwy wybór na wpół szalonych istot. Właśnie dlatego potrzebuję ludzi takich jak ty, Davidzie. Możesz uspokoić ich gorące głowy i masz inne motywy.
- Miło mi to słyszeć. Ale jakież to są te moje motywy? Może powinienem to wiedzieć, na wypadek gdyby mnie zapytała policja.
- Hm... - Gould uprzątnął stół, umieszczając papierowy kubek w zlewie i odkładając rondel wraz z rozpałką do kredensu. - Twoje motywy są całkiem jasne - głęboko dotknęła cię śmierć twojej pierwszej żony na Heathrow.
- I to wszystko?
- Nie należy tego nie doceniać. Pierwsza żona to rytuał przejścia w dorosłe życie. Z różnych względów ważne jest, żeby pierwsze małżeństwo było nieudane. Tak uczymy się prawdy o sobie.
- Rozwiedliśmy się.
- Rozwód z pierwszą żoną nigdy nie jest całkowity. To proces, który trwa do śmierci. To znaczy, do twojej śmierci, nie jej. Bomba na Heathrow była tragedią, ale nie ta bomba doprowadziła cię do Chelsea Marina.
- A co mnie tam przywiodło? Zakładam, że wiesz.
- Coś znacznie bardziej przyziemnego. - Gould odchylił się do tyłu, próbując przybrać życzliwą pozę, i po jego martwej twarzy przebiegły rywalizujące ze sobą grymasy. - Przyjrzyj się sobie dokładnie w lustrze. Co widzisz? Kogoś, kogo zbytnio nie lubisz. Kiedy miałeś dwadzieścia lat, akceptowałeś siebie z wszystkimi wadami. Potem nadeszło rozczarowanie. Przed trzydziestką twoja tolerancja prawie się zużyła. Nie byłeś już w pełni godny zaufania i wiedziałeś, że jesteś podatny na kompromis. Przyszłość zaczęła się kurczyć, pogodne marzenia znikały za horyzontem. Teraz jesteś postacią z papieru. Jedno pchnięcie i wszystko się wali. Czasami masz uczucie, jakbyś żył cudzym życiem, w dziwnym domu, który wynająłeś przez przypadek. Ja, którym się stałeś, nie jest twoim prawdziwym ja.
- Ale dlaczego właśnie Chelsea Marina? Banda zawodowców latających pierwszą klasą, którzy kłócą się o miejsce, żeby móc wygodnie usiąść i wyciągnąć nogi? Kay Churchill, która próbuje strząsnąć z burżuazji jej toaletowe obyczaje?
- No właśnie. - Gould pochylił się do przodu z uniesionymi ramionami, jakby chciał mnie objąć. - Ten cały protest jest śmieszny - zrozumiałem to od początku. Podwójne żółte linie, stałe opłaty... tu plotka, tam pogłoska. Wszyscy zareagowali, chociaż wiedzieli, że opór jest bezcelowy. To był ostatni rzut kośćmi, a im bardziej bezsensowna gra, tym lepiej. Właśnie to sprowadziło cię do Chelsea Marina. Ten globalny symbol, beznadziejny zakład, szalony gest, za którym idzie jakieś przesłanie. Wysadzenie w powietrze wypożyczalni wideo, podłożenie ognia pod Filmotekę Narodową - to kompletny absurd. Ale tylko to sprawia, że czujesz się wolny.
- Ale Kay i inni widzą w tym sens. Warunki życia klasy średniej pogorszyły się. - Wstałem, próbując uniknąć bladych dłoni Goulda, sięgających po moje nadgarstki. - Tanie wakacje, za drogie mieszkania, wykształcenie, które nie daje już poczucia bezpieczeństwa. Ten, kto zarabia mniej niż trzysta tysięcy funtów rocznie, prawie się nie liczy. Jesteś po prostu prolem w modnej marynarce.
- I za to nie lubimy siebie. Ani ja, ani ty, Davidzie. - Gould patrzył, jak próbuję odkręcić kurek nad przepełnionym zlewem. - W dzisiejszych czasach ludzie nie lubią sami siebie. Jesteśmy klasą rentierów, spadkiem po minionym stuleciu. Tolerujemy wszystko, ale wiemy, że wartości liberalne są po to, żebyśmy pozostali bierni. Wydaje się nam, że wierzymy w Boga, ale przeraża nas tajemnica życia i śmierci. Jesteśmy skoncentrowani na sobie, ale nie dajemy sobie rady z myślą, że kiedyś nas nie będzie. Wierzymy w postęp i potęgę rozumu, ale prześladują nas ciemne strony natury ludzkiej. Jesteśmy opętani seksem, ale boimy się wyobraźni seksualnej i musimy być chronieni seksualnymi tabu. Wierzymy w równość, ale nienawidzimy niższych od siebie
|
WÄ
tki
|