ďťż

Prawie jakby Northampton tłukł się o rafy, ale Pug wiedział, że znajduje się na sześciuset sążniach wody...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Kiedy z mikrofonem w ręku wyszedł na lewe skrzydło, zaskoczył go żar, jaki buchnął mu w twarz. Jak gdyby otworzył drzwi pieca. Ogień huczał na całej rufie, rzucając daleko na ciemną wodę pomarańczowe blaski. - Uwaga, do całej załogi, mówi kapitan. Zostaliśmy trafieni torpedą, może dwiema, w rufową część lewej burty. Meldować o szkodach. Przednie ekipy pożarowe i kontroli uszkodzeń, na rufę, do pomocy przy gaszeniu ognia i lokalizacji zalania. Zastępca, do mnie na mostek... Po miesiącach wytężonych ćwiczeń rozkazy same formowały się w jego umyśle. Te ćwiczenia były cholerną udręką dla załogi, ale teraz to się opłaci. W sterówce opanowane głosy telefonistów przekazywały meldunki o szkodach. Oficer pokładowy i kwatermistrz, zgarbieni przy stole nawigacyjnym nad planem okrętu, zakreślali przedziały dolnego pokładu czerwonymi i czarnymi ołówkami: na czarno zalane wodą morską, na czerwono płonące. Pierwsze meldunki niedobrze się przedstawiały: trzy wały napędowe śrub zablokowane, łączność i elektryczność zanikają, na pokładach C i D zalania wodą i paliwem Wydając rozkazy Pug już zastanawiał się nad strategią ratowniczą. Najważniejsza rzecz to starać się o powstrzymanie pożaru i zalewania tak długo, aby udało się dotrzeć do portu. Od Tulagi dzieliło ich osiemnaście mil. Trzy inne kaleki już się wlokły w tę stronę. - Po kotłowni zabezpieczyć uszkodzone przewody paliwa i pary. Wszystkie stacje, mające elektryczność, przepompowywać paliwo z lewej burty na prawą. Wszystkie zbiorniki balastowe z lewej wypompować za burtę i... Kolejne: Bang! targnęło pokładem pod jego stopami. Daleko w tyle za pokładem łodziowym wzniósł się czarny gejzer paliwa, jak wytrysk ropy w Texasie, i załamał się w blasku ognia, zlewając główną nadbudówkę, stanowiska kierowania ogniem, pokład łodziowy i wieżę numer trzy gęstą, lepką mazią. Płomienie zaczęły się wspinać po skąpanej w oleju nadbudówce, tworząc wieżę ognia buchającego w zadymione niebo. Kolejne płachty oleju bluznęły wzwyż od eksplozji gdzieś pod pokładem, podsycając płomienie. W tym tempie okręt długo się nie utrzyma. Mimo swej ogromnej długości i wielkich dział, był to potwór niezbyt wytrzymały. Jego stabilność i wskaźniki odporności na uszkodzenia marnie się przedstawiały. Zbudowano go nie wedle wymagań bojowych, lecz wedle głupich ograniczeń traktatowych, które wymyślili politycy. Pug od początku zdawał sobie z tego sprawę, stąd jego zajadłość w ćwiczeniach na wypadek katastrofy. Ale torpedy przypadkowo ugodziły, niestety, w jego najsłabszy punkt, zaraz z tyłu za wątłym pasem opancerzenia, rozrywając główne zbiorniki oleju napędowego i - prawie na pewno - olbrzymie przedziały maszynowni i kotłowni. Droga do Tulagi będzie cały czas szła pod górę. Morze tam w dole wdziera się z pewnością jak wodospad. Ale pompy i tak powinny opanować sytuację. Ten długi kadłub zawiera ponad pięćdziesiąt tysięcy metrów sześciennych przestrzeni powietrznej. Jest to olbrzymia pławność. Gdyby okrętowi nie groziła eksplozja, gdyby wróg nie wpakował w niego więcej torped, gdyby udało się opanować pożar, mógłby dociągnąć do portu. Choćby go miał osadzić na mieliźnie, i tak Northampton przedstawia ogromną wartość odzysku. Grupy pożarnicze, jak gromadki ruchliwych cieni w pożodze, wlokły tu i ówdzie po śliskim pokładzie swoje ręczne pompy i węże, a migotliwe strugi wzbijały ogromne chmury czerwono-pomarańczowej pary. Do sterówki napływały meldunki o uszkodzeniach, a głosy oficerów i marynarzy przybierały ton coraz bardziej rzeczowy. Przednia maszynownia jeszcze pracuje; wystarczy jedna śruba, żeby dociągnąć to kalectwo do Tulagi. Mimo całego przygnębienia, że okręt jego został storpedowany, i nadchodzącej klęski, mimo koszmarnych świateł i odgłosów trafionego w nocy okrętu wojennego - pożoga, zgiełk i trzask, krzyki, sygnały alarmowe, woń spalenizny, dym gryzący w oczy, rosnący przechył, upiorne odblaski na czarnym morzu, na mostku kakofonia łączności radiowej i głosów załogi - mimo skrajnego zagrożenia, mimo rozpaczliwych decyzji, które musiał natychmiast podejmować, Victor Henry nie był oszołomiony ani przybity; wręcz przeciwnie, po raz pierwszy od Midway czuł, że naprawdę żyje. Wróciwszy do sterówki odezwał się do mikrofonu łączności radiowej z innymi jednostkami: - Gryf, Gryf, tu Sokole Oko, over. Odpowiedział mu przepisowy zaśpiew: - Sokole Oko, tu Gryf, proszę mówić, over - i przedarł się starszy głos: - Czekaj no, synu, to Pug Henry z Northamptona. Ja z nim pogadam. Hej, Pug, to ty? - Admirałowie nie stosowali się do regulaminu łączności. - Co u ciebie, chłopie? Stąd wygląda, że bardzo niedobrze. "Stąd" oznaczało Honolulu, jedyny nie uszkodzony krążownik w całym zgrupowaniu, długi i smukły cień widoczny na południowym zachodzie, uciekający z eskortą niszczycieli z rejonu torpedowania. - Została mi jedna maszynownia i jedna śruba, admirale. Też płynę do Tulagi. Po drodze dokonujemy napraw, a przynajmniej staramy się. - Rufa ci się kopci jak diabli. - Próbujemy ją gasić. - Potrzebujecie pomocy? - Na razie nie. - Pug, radar pokazuje, że ci bandyci wycofują się na zachód. Opłynę wyspę Savo i dopadnę ich z odległości niedostępnej dla torped. Gdybyś potrzebował pomocy, krzyknij, a poślę ci paru moich chłopaków. - Aye aye, Sir. Dobrych łowów. Wyłączam się. - Powodzenia, Pug
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.