ďťż

— Czy nie wygląda to tak, jakby Bóg świecił latarką z nieba przez chmury? Pocałowała mnie w policzek...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
— Wyobraź sobie tylko. Znam faceta w Seattle, nazywa się Henry Samuel. Prawdziwy wariat. Może samolot rozbije się na jego domu i będę mogła mu powiedzieć „cześć”. Co to za zapach? Coś jakby odświeżacz powietrza w aerozolu. — Nie wiem. Próbowałem go już rozszyfrować. — Czy silniki się przypadkiem nie palą? — przechyliła się głębiej, żeby mieć lepszy widok przez okno i powiedziała: — Walkerze, naprawdę miałam na myśli to, co powiedziałam o małżeństwie. Nic więcej nie mówię, ponieważ po prostu nie wiem, co powiedzieć. Rozumiesz? Ale chcę tego! Zdałam sobie z tego sprawę, kiedy byłeś z Venasque’em. Znów byłam sama, wprawdzie na krótko, ale czułam się bezradna i było mi smutno. Byłam wręcz oburzona… nie, raczej zakłopotana twoją nieobecnością. Czy to ma jakiś sens? — Taaak. — Dobrze — skrzyżowała ręce na piersiach i skinęła głową. Samolot podchodził właśnie do lądowania, więc tąpnęło raz jeszcze, kiedy zniżyliśmy lot. — Och. Czy zauważyłeś, że zegarek tyka nieco szybciej zaraz po nakręceniu, jakby z wdzięczności? Tak właśnie się czuję teraz, jeśli chodzi o nas dwoje. Dlatego chcę za ciebie wyjść. Z tobą czuję się pełna energii; jakby mnie ktoś znów nakręcił. — Panie i panowie, proszę zapiąć pasy i zgasić papierosy. Zbliżamy się do lotniska w Seattle. Lądowanie okazało się tak delikatne i miękkie, że nawet Maris podziwiała pilota. — Z tym facetem mogę lądować zawsze. Kiedy samolot zaparkował w rogu lotniska, kazano nam zostać na pokładzie, bo sprawa przeładowania cargo zajmie nie więcej niż dwadzieścia minut. Wstałem i podszedłem do toalety, ale kolejka była tak długa, że stałem obok kuchenki i czekałem, aż na mnie przyjdzie kolej. W pobliżu siedziały dwie stewardesy. Byłem na tyle blisko, że mogłem słyszeć ich rozmowę, mimo że mówiły cicho. — To największe szaleństwo, o jakim słyszałam. — Kto to odkrył? — Judy, z powodu strasznego zapachu. Powiedziała Dickowi i on poszedł tam i sprawdził. Czy to nie zwariowane? — Nie, raczej obrzydliwe. Dzięki Bogu, że Dick to zrobił. Ja bym chyba zemdlała. Tłusta Murzynka, stojąca przede mną, pochyliła się nad nimi i zapytała sepleniąc: — Co to za zapach? Rozpylałam wokół siebie przez cały czas dezodorant, żeby nie czuć smrodu! Jedna ze stewardes spojrzała na drugą i wzruszyła ramionami. Dlaczego by jej nie powiedzieć, za chwilę i tak będzie po wszystkim. — Nie wiadomo jak, ale kiedy wystartowaliśmy w Los Angeles, otwarła się trumna, którą przewozimy. — Trumna? Mój Boże! Więc po prostu otwarła się i jakieś zwłoki obijają się o moją walizkę? Syn mi mówił, żebym leciała amerykańskimi liniami, bo nie ma żadnych problemów! Już to widzę! Obie stewardesy położyły na ustach palce wskazujące, żeby ją jakoś uciszyć. Chichocząc jedna z nich powiedziała: — Coś takiego zdarza się czasami, jeżeli nie zabezpiecza się dobrze ładunku przed odlotem. Niech się pani nie martwi, zabierają tę trumnę. Już nie będziemy mieli żadnych kłopotów. — Powiem o tym swojemu synowi. Jest dyplomatą, a nic nie wie! Pomrukując groźnie, pomaszerowała do toalety, kiedy tylko drzwi się otwarły, i wcisnęła się z trudem do małej kabiny. — Jeszcze nie dolecieliśmy do Europy, a wszystko już dziwnie wygląda! Kiedy wróciłem, Maris siedziała na moim miejscu i patrzyła przez okno. — Myślę, że mówili prawdę o cargo. Spójrz na tych facetów na dole. Nie chciałbyś mieć takiej żółtej ciężaróweczki jak oni? Mógłbyś parkować ją w swoim Hof. Hej, ojej! Patrz! Cadillac–karawan podjechał pod jeden z podajników bagażu. Dwóch mężczyzn w czarnych garniturach podeszło pod samolot. — Chcesz wiedzieć, co się dzieje? Maris spojrzała na mnie. — Wiesz? O tam! Powiedz! — W samolocie była trumna, która się otwarła w czasie startu. — Poważnie? — Tak. Stewardesy rozmawiały o tym, kiedy czekałem, aż się zwolni toaleta. — W ten sposób złożono nam gratulacje z okazji naszego ślubu. Maris spojrzała na moją twarz i objęła mnie za szyję. — Nie mówię tego poważnie. Nie wszystko musi mieć symboliczne znaczenie, Walkerze
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.