ďťż

Gdy przechodzi przez hotelowy hall, dzieje się tak, jakby w zimnej izbie otworzono okno, pełne słońca...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Tańczy wspaniale, jest zarazem chłodny i namiętny. W pokoju ma zawsze trochę kwiatów; kocha kwiaty, często je wącha, a kiedy jest sam, głaszcze je, a nawet liże ich delikatne płatki. Na ulicy w pobliżu kobiet tańczy jak bokser na ringu; na jedne spogląda tylko i cieszy się ich widokiem, niektóre zagaduje, inne odprowadza do domu, a czasem zabiera je do podrzędnego hoteliku. Nazajutrz z wyrazem niewiniątka na swojej kociej twarzy wraca do wykwintnego Grand Hotelu, mającego opinię nieposzlakowaną. Portier nie może powściągnąć uśmiechu, podając mu klucz do pokoju, bo niekiedy jest pan baron z lekka podpity w sposób miły i swawolny, czego mu nikt za złe brać nie może. Z rana w pokoju, leżącym o piętro niżej, słychać, jak Gaigern gimnastykuje się u siebie na górze i jak ciało jego pada z równomiernym łoskotem na podłogę. Nosi zwykle głęboko wycięte kamizelki, a krawaty zawiązuje na kokardę. Ubranie leży na nim swobodnie, jest nawet nieco za szerokie jak skóra na psach czystej rasy. Czasem wyjeżdża swoim małym czteroosobowym autem i nie ma go przez dwa dni. Godzinami może przesiadywać wśród samochodów, ogląda wozy, wsadza głowę pod karoserie, do motoru, wdycha benzynę, oliwę i zapach rozgrzanego metalu, klepie opony, głaszcze lakier, tę skórę karoserii, granatowy, czerwony, beżowy - gdyby pozostawić go samego, oblizałby na pewno to wszystko. Od ulicznych handlarzy kupuje sznurowadła, zapalniczki nie do użytku, małe kurki z gumy i dziesięć pudełek zapałek. Niekiedy napada go tęsknota za końmi, wstaje wówczas o szóstej, jedzie autobusem do tatersalu i z rozkoszą wdycha powietrze, pełne zapachu trocin, wyrobów siodlarskich i potu, a potem zawiera przyjaźń z którymś z koni, jedzie na nim do Tiergartenu i do syta napawa się szarą mgłą ponad nagimi marcowymi drzewami; wreszcie uspokojony wraca do hotelu. Widziano go też na podwórzu gospodarskim za służbowymi schodami: stał koło śmietnika z pomyjami i odpadkami, zapatrzony wysoko ponad piąte piętro, aż tam, gdzie antena się zwiesza pod jednostajnym, bezbarwnym niebem. Można było przypuścić, że wypatrywał tej jedynej ładnej i niemoralnej pokojowej, której zresztą wymówiono już posadę. W hotelu zawiera mnóstwo znajomości, chętnie służy znaczkami do listów i daje wskazówki co do dalekich podróży samolotami, wozi też często swoim autem starsze panie, jest zawsze w pogotowiu jako czwarty do brydża i ma dobre rozeznanie w zapasach wina w piwnicach Grand Hotelu. Na wskazującym palcu prawej ręki nosi baron pierścień z lapis lazuli z wyrytym na nim herbem Gaigernów, jastrzębiem ponad falami. Wieczorem, kładąc się do łóżka, rozmawia z poduszką akcentem bawarskim: - Jak się masz - powiada - dobry wieczór, moja poczciwa, dobry wieczór, moje ty kochane, dobre łóżko! - zasypia bardzo prędko i nigdy nie przeszkadza sąsiadom chrapaniem lub głośnym płukaniem gardła albo rzucaniem obuwia
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.