ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Został posłany do kubryku
na trzydniowy areszt o chlebie i wodzie, z zapowiedzią, że jeżeli się jeszcze
raz nade mną roztkliwi, będzie musiał zabrać swoje manatki i przenieść się na
inny okręt.
Objawy uczuć ojca względem mnie przybierały zazwyczaj formę kopnięć lub
kuksańców w plecy, jak to bywa między mężczyznami, którzy boją się okazywać
wzruszenie, aby nie uchybić swojej męskości.
Ojciec, wierząc w skuteczność systemu linki w odniesieniu do południowej części
mojej osoby, nie zaniedbywał jednocześnie mojego charakteru. Pomimo swej
szorstkości (w czasie burzy ryczał na majtków strasznym głosem i w ogóle trzymał
ich w karbach żelaznej dyscypliny) był w głębi duszy wrażliwy i uczuciowy, która
to strona jego natury wychodziła na jaw tylko w bardzo rzadkich wypadkach.
Udzielając mi rad i wskazówek, strzegł się polegać na własnym sądzie. Za każdym
razem, gdy udawałam się do niego z zapytaniem o jakąś kwestię życiową, która
fermentowała w moim młodocianym mózgu, apelował do Biblii i czytał mi w
odpowiedzi jakiś ustęp, który powinien był mnie zadowolić.
Przyszedł dzień, że zainterpelowałam go w zdumiewającej sprawie procesu
dojrzewania. Sięgnął bez słowa po Biblię i wyszukawszy pewien rozdział w Starym
Testamencie kazał mi go przestudiować.
Przeczytaj to, Joasiu. To cię lepiej objaśni niż ja. Szkoda, że nie mamy na
pokładzie żadnej kobiety. Kobieta wiedziałaby, jak z tobą mówić.
Ma się rozumieć, zaczęłam mu wtedy zadawać pytania w związku z owym rozdziałem i
musiał mi tłumaczyć znaczenie poszczególnych wyrazów. W prostych słowach
objaśnił mi tajemnicę dojrzałości. Byłam zachwycona i żal mi się zrobiło majtków,
że nie byli wybranymi Boga.
Od tego czasu wszystko w naturze nabrało dla mnie znaczenia. Będąc na wyspach,
dążyłam do towarzystwa tubylczych kobiet. Bałam się zadawać pytania, ale
chciałam zbadać naocznie, czy jestem taka sama jak one. Pewnego dnia pojechałam
na małą wyspę (położoną osiemdziesiąt mil na południe od
77
Suwy) z czterema ludźmi z naszej załogi i Stitchesem po ładunek kasztanów
malabarskich i gujawy. Jako towar wymienny wzięliśmy z sobą worek gwoździ i
trochę lin. Znalazłszy się na brzegu, rozbiliśmy się na dwie grupy; czterej
ludzie poszli załatwiać kupno i wymianę, ja zaś ze Stitchesem udaliśmy się na
wędrówkę po wiosce. Nie uszliśmy daleko, kiedy naszą uwagę zwróciła gromadka
krajowców grających na tam-tam. Chcąc zobaczyć, co się dzieje, przepchnęliśmy
się przez tłum. W środku zbiegowiska leżała kobieta rodząca dziecko. Nie było
przy niej żadnej innej kobiety. Sama sobie dawała radę. Kiedy przyszedł czas,
położyła się po prostu na piasku, beztroska i spokojna jak zwierzę. Muzyka tam-
tam miała uczcić narodziny nowego członka plemienia. W chwili, gdy dziecko
wyłoniło się na światło dzienne, krajowcy zaintonowali ekstatyczną pieśń triumfu
i radości. Dzika matka, nie zwracając uwagi na otaczający ją tłum widzów,
przerwała pępowinę, która ją łączyła z płodem, i zawiązała koniec kawałkiem
kokosowego włókna. Następnie zaniosła dziecko do morza i wykąpała w zimnej
wodzie, co przyprawiło maleństwo o pierwszy krzyk życia. Rozentuzjazmowani gapie,
usłyszawszy delikatne kwilenie, przestali się nagle interesować dalszym ciągiem
i rozpierzchli się, pozostawiając matkę jej nowo narodzonym troskom. Twój
stary będzie zły, jak się dowie, żem ci pozwolił patrzeć na to widowisko,
szyperku zauważył Stitches. Ale wątpliwe, czy zdarzyłaby ci się prędko druga
taka okazja.
Wszystko mi było jedno, co się stanie potem. Na razie byłam tak oczarowana
ciemnoskórą matką, że nie chciałam jej opuścić. Przyglądałam się ciekawie, jak
przyłożyła dziecko do piersi i nakarmiwszy je wykopała dołek w piasku na słońcu,
aby się w nim przespało i wypoczęło. Sama rozciągnęła się obok, dumna i
szczęśliwa.
Wyobrażałam sobie, jak to musi być miło mieć dziecko, a zwłaszcza urodzić je na
oczach tłumu śpiewających i tańczących krajowców! Dopiero w wiele lat później
dowiedziałam się, że większość cywilizowanych kobiet bynajmniej nie podziela
mego zdania.
Powróciłam na statek z głową pełną wrażeń. Ale odtąd życie stało się dla mnie
skomplikowane i sprzeczne w sobie i zaczęłam tęsknić do lądu, sądząc, że tam
wśród ludzi łatwo znalazłabym odpowiedź na wszystkie dręczące mnie pytania.
78
W ciągu najbliższego roku przekonałam się, że miłosne przygody majtków nie
zawsze były piękne. Przysłuchiwałam się ciekawie ich rozmowom o kobietach z
portów, którym oddawali swoje płace za jedną noc miłości; o dziewczętach
pozostawionych w ojczyźnie i o młodocianych pięknościach z wysp. Te właśnie
cieszyły się u nich szczególnymi względami. Mieszało mi się w głowie. Pewnego
razu zapytałam Szweda, stojącego właśnie przy sterze, czy się kiedy kochał.
Ależ naturalnie, szyperku, my wszyscy żeglarze kochamy się w jednej kobiecie.
Jak to? Nie rozumiem? odpowiedziałam pytająco.
Tak, jedna kobieta zadowala nas wszystkich. Wiesz, jak wyglądają w nocy żagle
napięte silnie na wietrze?
Wiem odparłam, nie rozumiejąc, do czego zmierza i nie widząc, jaki by to
mógł mieć związek z jego miłością.
Tak powtórzył. Wydęte wiatrem żagle wyglądają tak ładnie i okrągło, że w
świetle księżyca przypominają piersi kobiety i my żeglarze, stojąc u steru,
gotowi jesteśmy płynąć za nimi na koniec świata.
Ja tam wolę wodę. Co mi tam po żaglach! zauważyłam. Kiedy pływam w morzu
i fale odbijają się o moje ciało, zdaje mi się, że całuje mnie milion maleńkich
ust.
Szwed nie odpowiedział, ale ze zdziwienia o mało nie połknął przeżuwanego
tytoniu. Postanowiłam nie zdradzać przed nim reszty moich tajemnic, gdyż jego
przestrach dał mi nieco do myślenia. Tego wieczora położyłam się wcześnie spać,
aby móc rozmyślać swobodnie o miłości. Ale to myślenie wprawiło mnie w dziwny
stan. Zdawało mi się, że jestem głodna, chociaż w rzeczywistości nie byłam.
Usnęłam twardym snem i obudziłam się przejęta zimnym dreszczem, z twarzą
rozpaloną jak w gorączce. Na drugi dzień rano powiedziałam sobie, że nie będę
więcej myśleć o miłości. Zaczęłam się po prostu bać.
Pierwsze rozczarowanie w związku z tym zagadnieniem spotkało mnie owego dnia,
kiedy naczelnik małej wyspy, leżącej na południe od Suwy, nie pozwolił nam drugi
raz wylądować
|
WÄ
tki
|