ďťż

Taka jest -według Kierkegaarda - istota wiary prawdziwej, jakże różna od wiary martwej, spetryfikowanej dzięki instytucjonalizacji religii...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
W rozumieniu Kierkegaarda owe trzy obszary/kategorie, to nie tylko modele mentalne, z całym arsenałem właściwych dla nich środków, ale także trzy etapy, stadia życiowe człowieka, pozbawione - dodajmy - łączników, stanów pośrednich, choć naturalnie może się zdarzyć, że człowiek ogarnie wszystkie owe stadia, posiłkując się nimi w swym życiu; wówczas to on stanie się łączącym je pomostem. Może zdarzyć się i tak, że człowiek spędzi swe życie na jednym tylko z etapów..., co zda się najczęściej mieć miejsce. Gest: posługując się gestem, staramy się, by wyrażał on to, co jednoznaczne. Pragniemy wówczas, aby to, co tkwi w sferze możliwości, potencjalno-ści, stało się rzeczywiste i trwałe; i czynimy to w świecie, w którym, o czym dobrze wiemy, każda rzecz, w tym i forma, przekształca się w swe przeciwieństwo, w którym egzystują obok siebie i przenikają się: skończoność i nieograniczoność, ład i żywioł, materia i wartości duchowe, w tym miłość! Czyż nie na tym polega jeden z aspektów tragiczności, która towarzyszy naszemu istnieniu? Nie da się ukryć faktu - a i nie ma po temu żadnego powodu - że naturę miał Kierkegaard równie mroczną i ponurą (niczym ponura przyroda Północy!), co trudną: neurasteniczną, egotyczną, ze skłonnością do dewiacji psychotycznych i nerwicowych; pełen był urazów i kompleksów, wywodzących się na pewno ze specyfiki przeżytego dzieciństwa (Kierkegaard uważał się za „dziecię starości"; w chwili jego przyjścia na świat ojciec liczył sobie lat 56, matka zaś - 45), poniekąd z protestanckiego pochodzenia i ówczesnego pietystycznego wychowania (surowa religijność, promująca lęk przed Bogiem i ustawiczne poczucie winy), z ubogiego w wydarzenia życiorysu, z dziwacznego życia osobistego, lecz w sumie niedają-cych się łatwo i prosto wytłumaczyć. Niestety, nie znamy zbyt wielu elementów i sił, które kształtowały jego osobowość. Na pewno kształtował ją jego ojciec; ów ojciec wmawiający rodzinie, iż ciąży nad nią boska klątwa, bowiem we wczesnej młodości zdarzyło 119 -----Vi M1111C , -. *,a wszysiKimi rozważaniami liier-kegaarda, wzmocniona jego chorobliwą melancholią, umiłowaniem lęku i rozpaczy jako wartości dlań pozytywnych, i miałaby ona zgoła inne podłoże, bardziej prozaiczne niż to, które tak usilnie pragnie on nam ukazać w swoich pismach? Czyżby ten, który tak usilnie unikał kobiet i jakichkolwiek związków z nimi, chorobliwego wstrętu do małżeństwa, wstrętu do obcowania płciowego nawet z najbardziej ukochaną przez niego kobietą (bo czyż z innych powodów gromił żonatych pastorów?), nabawił się w domu publicznym? Ale - z drugiej strony - czy kto rozsądny tam właśnie szukałby zachęty do życia małżeńskiego? Trudno zresztą podejrzewać o taki zamiar Kierkegaarda... A może tylko starał się on wówczas unieważniać nie-moralność tego, co niemoralne?... Być może zapytany o ów fakt Kierkegaard, egzystencjalista-outsider, odpowiedziałby tak oto: „Czy można żyć według zasad jakiejś filozofii, nie negując życia, bądź filozofii [...] wciągnijcie mnie w jakiś system, a zaprzeczycie mojemu istnieniu; nie jestem symbolem matematycznym - ja istnieję". Ale dystansowanie się od systemów filozoficznych nigdy nie oznacza przecież całkowitej rezygnacji z doniosłości uprawiania filozofii; zdaniem Kierkegaarda, chodzi przede wszystkim o to, by filozofia porzuciła swe abstrakcje realizujące się sub specie aeterni, i wzbogaciła się, po pierwsze, o świadomość swego aktualnego odejścia od rzeczywistości (czytaj: odejścia od mądrości), a po drugie: aby zajęła się ona wreszcie konkretem, tak aby można ją było odnosić do bytu i egzystencji konkretnego człowieka, co do tej pory filozofia zdawała się pomijać, fałszując w ten sposób autentyczne (egzystencjalne) pytania człowieka, związanego przecież nie tylko z wiecznością, ale i z doczesnością, z pełnią życia. W przeciwieństwie do Arystotelesa, który źródeł istnienia filozofii dopatrywał się w zdziwieniu myślącego człowieka, Kierkegaard owe źródła umiejscawia zgoła gdzie indziej: w lęku, w kosmicznej grozie i rozpaczy człowieka; w zwątpieniu będącym efektem tragicznej konfrontacji człowieka z życiem. Jednym słowem, filozofia, nie rezygnując z poznania prawdy, powinna starać się o znacznie bliższy niż dotychczas związek prawdy z istnieniem. I nie powinna być ona systemowa; czyż Kierkegaard nie zarzucał Heglowi, że jego system filozoficzny, którego jedną z podstawowych kategorii jest pojęcie ogólności, pomija problemy jednostki? Trzy rodzaje człowieka W Stadiach na drodze życia, jak również w Albo-albo, Kierkegaard wyróżnia trzy modelowe rodzaje ludzkiej osobowości, mające wpływ i kierujące życiem człowieka: estetyczną, etyczną oraz wspartą na wierze. Formacja estetyczna typowa byłaby dla myślenia indywidualistów: artystów i poetów, ale także dla refleksji filozofa; są oni wszyscy niejako skazani na niestałość, na wieczne, pełne niepokoju dążenia i poszukiwania, lecz także na życie przepojone autentyzmem. Etyczną formację odzwierciedlałoby unormowane życie chrześcijańskiej wspólnoty, obywatelskie 118 ALBO albo - Granice psychiki________________________________________Nasze tożsamości mu się przekląć Boga, kiedy to przemarzł do szpiku kości na pastwisku, ten sam ojciec, który dobiegając siedemdziesiątki, zabiera pewnego dnia dziesięcioletniego Kierkegaarda na cmentarz i tam domaga się od niego przyrzeczenia, iż nigdy nie porzuci on wiary... Na pewno nie myli się zbytnio Walter Nigg, Szwajcar wyznania ewan-gelicko-reformowanego, historyk Kościoła, kiedy pisze: „Kierkegaard był (...) całkowicie północną osobowością, pełną dziwnych głębin i niezmierzonych przepaści, głębokością przypominającą wiecznie niespokojne morze. Kierkegaard był jednym z najbardziej tajemniczych ludzi, jacy kiedykolwiek żyli, i jeżeli się go chce zrozumieć, nigdy nie należy zapominać o jego skandynawskiej naturze. Prawdziwie północne samoudręczenie ocieniało całą radość życia ponurą powagą, był człowiekiem, który z wielką trudnością wyzwalał się ze swych więzów i którego najszczęśliwsze dary zniszczyła melancholijna religijność". Religijność - dodajmy - która obiecywała mu, jak wierzył, pełnię wolności; także od powszechnych i koniecznych prawd wypełniających ludzki świat (zwróćmy tu uwagę na to, że nawet sam egzystencjalista Nietzsche powiadał, że „konieczność go nie obraża"). Ale wszystko powyższe to oczywiście żaden powód, by Kierkegaarda, tego egzaminatora chrześcijaństwa (czy tylko dziewiętnastowiecznego?), nie czytać; wręcz przeciwnie - właśnie dlatego należy! Pod jednym wszakże warunkiem - że jesteśmy poważnie zainteresowani rozważaniem kategorii etycznych i religijnych w ich wzajemnym, egzystencjalnym stosunku
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.