ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Rano to mi nic nie mówi stałem się odrobinę mniej grzeczny. O czwartej?
Piątej?
Około dziewiątej wymamrotał Beccari. Nie myśl...
Nic nie myślę urwałem. Porwała mnie autentyczna pasja. Teraz jest trzecia
po południu
warknąłem. Byłeś przy tym, kiedy tłumaczyłem, na czym polega moja robota
tutaj. Przykro
mi, ale pierwszym statkiem, jaki przyleci z Ziemi, zabierzesz się z powrotem.
Możesz mi
powiedzieć, co o tym myślisz dodałem widząc, że poczerwieniał i zacisnął zęby
ale
uprzedzam, że przyniesie ci to co najwyżej pewien rodzaj ulgi. Nie zostaniesz na
Petty. Czy ktoś
ma coś do powiedzenia?... rzuciłem przez ramię.
Ja protestuję zabrzmiał za moimi plecami piskliwy głos Zamfiego. To
niedopuszczalne...
Zamfi poleci razem z tobą, Beccari. Skargi i zażalenia przyjmuje bezpośrednio
Ziemia... na
miejscu. Jasne? Czy jeszcze komuś mam wyświadczyć tę przysługę... jeśli stęsknił
się za domem?
Niech nikt nic nie mówi zabrzmiał zdyszany głos Lany. Chyba że chcecie
zbojkotować
prace wykopaliskowe i zamknąć misję na Petty. Ale wydaje mi się, że oni tylko o
tym marzą. Nie
byłabym skłonna iść im w tym na rękę...
Bardzo słusznie podchwyciłem. Od początku jestem zdania, że Lana popełniła
pomyłkę.
Jej powołaniem było pracować w SAO. A teraz idźcie stąd wszyscy. I nie
wracajcie.
Za godzinę każdy, kto zbliży się do tego miejsca, zostanie porażony ochronnym
polem siłowym.
Tylko w ten sposób mogę skutecznie ekranizować to urządzenie. Chwileczkę raz
jeszcze
zatrzymałem Beccariego czy przyszło ci chociaż na myśl zbadać to Geigerem?
Patrzył na mnie przez chwilę wzrokiem, z którego ustąpiła już złość, ale nie
ustąpił żal, po czym
bez słowa odwrócił się i wyszedł. Przed nim i za nim kolejno opuszczali mnie
jego towarzysze.
Ostatnia zeszła po niskich schodkach Aria. Zostałem sam.
Wtedy uruchomiłem analizator, zablokowałem sprzężenie mojej podręcznej aparatury
z
komputerem i kolejno zbliżałem do odkrytej konstrukcji pyszczki czujników. Ani
jeden nie dał mi
znać, że powinienem się mieć na baczności. Przynajmniej tyle.
Wyłączyłem aparaty, utkwiłem wzrok w pokrywie... nie, nie miało sensu chować
głowy w piasek i
nazywać tego urządzenia inaczej niż pulpitem stacji łączności, następnie
zamyśliłem się. Gdyby
ktoś mógł mi powiedzieć, od jak dawna pracuje tutaj ten nadajnik. Niestety, to
nie był zabytek.
Archeologia okazałaby się w tym wypadku bezradna. W ogóle historia. Ktoś jednak
wykorzystał
zabytkowe ruiny, żeby umieścić w nich zamaskowaną stację nadawczą. Ile zdołała
przekazać
informacji? Jakich? Komu? A może służyła tylko stożkowatym statkom jako nadajnik
namiarowy?
Z daleka gładka, polerowana blacha. Tyle tylko, że zbyt świeża jak na miejsce, w
którym się
znajdowała. Z bliska natomiast...
Nie, nie umieszczono w niej żadnego sygnalizatora, czujnika, przełącznika,
lampki, niczego w tym
rodzaju. Jednak kiedy zbliżyło się oczy do gładkiej pozornie powierzchni,
występowały z niej
nagle setki drobniutkich prążków, podobnych do wtopionych w metal niesłychanie
cienkich,
delikatnych rureczek. Wewnątrz nich pulsowało życie. Smużki różnokolorowego
światła, tak
dyskretne, że ledwie widoczne, pulsowały, wspinały się jak słupki rtęci w
termometrze i opadały,
przy czym ten ruch nie wykazywał żadnej regularności.
Odczekałem jeszcze chwilę, po czym ponownie pochyliłem się i zbliżyłem twarz do
owej, jak ją z
początku nazwałem, pokrywy. Światła ożyły. Wewnątrz przezroczystych prążków,
jakby w igłach
barwnych kryształów, zapłonęły cieńsze od włosa nitki.
Cofnąłem głowę. Pulsacja światła osłabła, barwy odrobinę przyblakły. A może tak
mi się tylko
zdawało. Powtórzyłem próbę. Nie, reagowały jednak na bliskość człowieka. Może
jedynie
temperatury? A może źródła energii, jakim jest żywy organizm?
Wytężyłem myśl. Skupiłem się na wzorze geometrodynamicznym, w nowy sposób
określającym
drogę w pustej, zakrzywionej przestrzeni. Kiedy geony przestają się zachowywać
jak stała
substancja, czy możliwe jest wówczas przenikanie do nadprzestrzeni? Oczywiście,
możliwe. Ale
do jakiej granicy? W którym momencie struktura czasoprzestrzeni, nie zamykając
czarnych
korytarzy, równocześnie zada kłam współczesnej ultrateorii względności?
Była to po prostu pierwsza kwestia, jaka przyszła mi na myśl. Dostatecznie
trudna, by zmusić mnie
do wysiłku umysłowego. Równocześnie nie przestawałem obserwować zachowania
świetlnych
prążków
|
WÄ
tki
|