ďťż

Jeff rzucił na ojca pytające spojrzenie, ale ten nie zareagował...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Ryder spędził w budce trzy minuty, wykonując dwa telefony. Wrócił do wozu, zapalił papierosa i rzucił Jeffowi: - Jedź do domu. - Sądzisz, że nasz telefon jest na podsłuchu? - Myślisz, że jest coś do czego Donahure nie byłby zdolny? Zadzwoniłem do Johna Aarona z "Examinera" - ani słowa od porywaczy. Da mi znać, gdy tylko będzie coś miał. Zadzwoniłem również do majora Dunne'a z F$b$i i zaraz się z nim zobaczę. Kiedy wysiądę przed domem, wejdź, weź jakąś broń i coś, co mogłoby ci służyć za maskę. Idź do Donahure'a i sprawdź, czy jest w domu. Dyskretnie, rzecz jasna. - Będzie miał dziś gości? - Ciebie i mnie. Jeśli jest u siebie, wystarczy, że zadzwonisz pod ten numer - Ryder zapalił światło i zapisał numer na kartce wyrwanej z notesu. - To "Redox" - na Bay Street. Znasz ten lokal? - Tylko z opowieści - odparł poważnym głosem syn. - Knajpa pedałów, handlarzy narkotykami i narkomanów. Wydaje mi się, że to nie jest miejsce dla ciebie. - Właśnie dlatego tam idę. Muszę przyznać, że Dunne też nie był zachwycony tym pomysłem. - Zamierzasz potraktować Donahure'a tak samo jak Raminoffa? - spytał z wahaniem Jeff. - Niezły pomysł, ale on nie ma nam nic ciekawetgo do powiedzenia. Ktoś, kto tak dobrze zaplanował tę akcję, nie rwie się do bezpośredniego kontaktu z takim jak on. Załatwia to z pewnością przez pośrednika, albo dwóch. Ja wynająłbym dwóch. - A czego będziesz tam szukać? - Nie dowiem się, póki nie znajdę. * * * Dla kamuflażu Ryder zmienił ubranie. Miał teraz na sobie garnitur stosowny dla poważnego biznesmena, prosto z pralni, o którego istnieniu wiedzieli jedynie członkowie rodziny. Dunne również występował w przebraniu. Włożył beret i ciemne okulary, przykleił też sobie cienki wąsik. Żadna z tych rzeczy nie pasowała do niego i wszystkie trzy czyniły go - co z niechęcią skonstatował - odrobinę śmiesznym. Ale jego szare oczy były tak samo bystre i inteligentne jak zawsze. Przyglądał się z obrzydzeniem dziwnym strojom klienteli, złożonej głównie z młodzieży poniżej lub nieco powyżej dwudziestego roku życia i z miną pełną odrazy wciągnął w nozdrza zapach, który unosił się w powietrzu. - Śmierdzi tu, jak w burdelu. - Bywa pan w tego rodzaju lokalach? - Tylko służbowo - uśmiechnął się. - No dobrze. Nikt nas tu nie powinien zobaczyć. Nigdy nie wpadłbym na pomysł spotkania właśnie tutaj. Przerwał na moment, bo jakieś stworzenie w różowych pantoflach podeszło do nich i postawiło na stoliku dwie szklanki. Kiedy kelner się oddalił, Ryder wylał ich zawartość do stojącej obok doniczki z jakąś rośliną. - To nie może jej zaszkodzić - łyżeczka whisky rozpuszczona w wodzie! - wyjął flaszkę z wewnętrznej kieszeni marynarki. - Zawsze przygotowany na najgorsze. Pańskie zdrowie. - Doskonała. No więc? - Po pierwsze - nasz komendant. Dla pańskiej informacji: Donahure i ja mamy odrębne zdanie w wielu kwestiach. - Zadziwia mnie pan. - Jest pan zapewne o wiele mniej zdziwiony niż sam Donahure. Ma na głowie masę kłopotów. Dziś wieczór stracił przeze mnie samochód, który wpadł do Pacyfiku. Skonfiskowałem mu również kilka urządzeń stanowiących jego osobistą własność i..
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.