ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Murzyni uciekali z wrzaskiem przed rozzłoszczonym zwierzęciem, bacząc tylko, by nie wpaść pod jego nogi. Ostatecznie jednak udało się zarzucić celnie kilka pętli na klocowate nogi słonika, przywiązać go< do zwalonego drzewa i w ten sposób unieruchomić.
Murzyni ocierali teraz pot i oglądali opuchnięte miejsca na udach ślady po uderzeniach trąby zwierzęcia. Jeden z Murzynów, szczególnie mocno poturbowany, podszedł do kierownika plantacji i rzekł:
Aou, massa! To nie być słoń to być burza... huragan!
Słowo burza brzmi w miejscowym narzeczu murzyńskim ,,gugua" tak więc mały więzień zdobył sobie imię i został nazwany Gugua".
Po kilku godzinach Gugua znalazł się wreszcie
* Rotang odmiana palmy o cienkiej, długiej łodydze; palma ta używana jest do wyrobu powrozów, plecionek, krzeseł, lasek itd.
4* 51
bliżu domu kierownika plantacji.
Ale zaledwie zdjęto z niego pęta, rzucił się na ogrodzenie z taką zapalczywością, że zatrzeszczały potężne kłody, a wiążące je liany napięły się niby struny.
Po całodziennym uganianiu po zagrodzie i bezskutecznym atakowaniu płotu Gugua położył się zmęczony pod jednym z drzew dysząc ciężko. Rzucono mu garść pachnącej trawy, wiązkę bananów i kilkanaście słodkich melonów. Gugua jednak nie tknął pokarmu. Ale wystarczało, by tylko ktoś pokazał się przy ogrodzeniu, słonik zrywał się niby błyskawica i z przeraźliwym chrumkaniem ruszał na śmiałka.
Minęło kilka dni i Gugua nie jedząc nic ani nie pijąc wody tracił siły i wstawał coraz rzadziej. Doszło do tego, że przestał nawet poruszać swymi ogromnymi uszami, kiedy do ogrodzenia wchodził Murzyn, by położyć mu przed nosem świeże melony lub postawić wiadro wody. "Wkrótce też słonik schudł tak bardzo, że spod obwisłej skóry przeglądały mu wyraźnie kości i żebra. Małe oczka zwierzęcia nie śledziły już przebiegających przez zagrodę szkarłatnych jaszczurek, a zakończony szczecinowatą szczotką ogon nie zgarniał wielkich much siadających chmarami na wychudłym grzbiecie.
Nie było żadnych wątpliwości: Gugua kończył swoje krótkie i smutne życie.
52
Marek, któremu ojciec nie pozwalał zbliżać się do słonia, uprosił teraz, by wolno mu było odwiedzić bezsilne zwierzę. Wszedł do ogrodzenia wraz z Bogumbo i nachylił się nad słoniem.
Malek! ozwał się szeptem stary myśliwy. Podrap go za uchem, bo słoń wielkie mnóstwo lubić takie drapanie!
Marek podrapał zwierzę za uchem, usunął kilka wielkich kleszczy, które się tam usadowiły, a potem pogłaskał słonika po trójkątnej wardze. Gugua zmarszczył lekko skórę na trąbie, lecz palec chłopca przysunął delikatnie wargą do języka i począł ssać.
53
Uradowany 'Marek'" nie wyjął palca "ż pyszczka słonia, ale szeptem polecił myśliwemu, by przyniósł z domu puszkę mleka. Po chwili lał je cierpliwie kropla za kroplą na palec i czuł, jak Gugua coraz silniej przytrzymuje go wargą i zlizuje mleko.
Odtąd codziennie rano i wieczorem odbywało się karmienie słonika, który wypijał coraz więcej mleka, coraz częściej otwierał oczy, a nawet energicznym ruchem ogona począł spędzać zbyt natrętne muchy i bąki.
Gugua stawał się z każdym dniem silniejszy i weselszy, aż wreszcie ku ogromnej radości Marka począł podnosić się z ziemi i próbować pierwszych kroków na chwiejących się nogach. Chłopca witał radosnym chrząkaniem i teraz już zjadał nawet podawane mu przez Marka banany.
I w końcu Gugua wyzdrowiał zupełnie. Przechadzał się wolno po zagrodzie, czasami nawet biegał jak rozbrykany źrebak, ale już nie rzucał się na ogrodzenie ani nie próbował wyłamywać pni z płotu.
Jadł dużo, lecz tylko to, co dawał mu Marek: potem nabierał trąbą wody z wiadra i zlewał sobie nią głowę i uszy.
Codziennie rano podchodził do ogrodzenia od strony domu i podniósłszy wysoko trąbę, chrząkał i porykiwał, jakby chciał powiedzieć: Wstawaj, Marku, już czas! Gugua bardzo głodny, Gugua chce ciebie widzieć!"
54
nym bananów, pomarańczy i melonów, Gugua delikatnie dotykał twarzy chłopca końcem swej trąby, a potem poczynał wybierać z kosza owoce i zjadał je przymykając maleńkie oczka.
Gugua rósł jak na drożdżach i dawno już przestał być małym, bezradnym słoniątkiem. Przyzwyczaił się nawet do widoku przechodzących obok Murzynów, ale jedynym człowiekiem, którego kochał, był Marek. Często, bawiąc się z chłopcem, owijał go wpół swoją trąbą i sadzał sobie na grzbiecie, a potem ostrożnie, z wielce zadowoloną miną obnosił po zagrodzie. Gdy Marek nie zjawiał się rano, aby przywitać swego przyjaciela, Gugua nie chciał nic jeść i tak długo chrząkał i porykiwał, dopóki chłopiec nie wybiegł z domu i nie podrapał go po uszach.
Pewnego dnia, a było to na początku pory mokrej, Gugua wałęsał się po zagrodzie dziwnie niespokojny. Chodził z kąta w kąt, zrywał na pół wyschnięte zeszłoroczne trawy lub ze złością wydmuchiwał trąbą drobny żwir leżący na ziemi. Od czasu do czasu podnosił głowę i poruszał niespokojnie ogromnymi uszami, jakby chciał nimi rozpędzić gromadzące się na niebie chmury. Potem podchodził do ogrodzenia i długo* patrzył na dom.
Gugua już od dwóch dni nie widział Marka. Kiedy pierwszego dnia rano zwykłym trąbieniem wzywał swego przyjaciela, z domu wyszedł zatros-
55
nie dłonią po trąbie rzekł:
Nie wołaj, Gugua, Marka! Chłopiec jest chory, nie trzeba mu przeszkadzać
|
WÄ
tki
|