ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
37 Dwadzieścia cztery dni po inwestyturze spędzone przez cezara w Mediolanie, jak również i pierwsze miesiące jego panowania w Galii były właściwie surową, aczkolwiek wspaniałą niewolą; osiągniecie zaszczytów purpury nie mogło wynagrodzić utraty wolności.38 Jego kroki śledzono, korespondencję przejmowano, toteż roztropność nie pozwalała mu utrzymywać stosunków nawet z najserdeczniejszymi przyjaciółmi. Z dawnych jego domowników mogli mu teraz usługiwać tylko czterej: dwaj paziowie, lekarz i bibliotekarz, któremu Julian powierzył cenny zbiór ksiąg, dar cesarzowej, schlebiającej zarówno skłonnościom, jak i zainteresowaniom swego przyjaciela. Po usunięciu dawnej wiernej służby utworzono dwór zaiste godny stanowiska cezara, ale zatłoczony niewolnikami wyzutymi z uczuć wobec nowego pana albo w ogóle niezdolnymi do żadnych uczuć i przeważnie dla niego obcymi lub podejrzanymi. Julian przy swoim braku doświadczenia mógł potrzebować mądrej rady, ale drobiazgowe przepisy dotyczące jego posiłków i rozkładu zajęć nadawały się raczej dla młodzieńca jeszcze w okresie studiów pod kierunkiem nauczycieli niż dla władcy, który ma prowadzić doniosłą wojnę. Chociaż ambitnie pragnął zasłużyć na szacunek swych poddanych, powstrzymywał go lęk przed narażeniem się cesarzowi; nawet owoce jego małżeńskiego łoża zostały zwarzone wskutek podstępów zazdrosnej Euzebii,39 która, jak się zdaje, w tym jedynym wypadku nie wykazała ani tkliwości właściwej swojej płci, ani wrodzonej szlachetności.
Pamięć o ojcu i braciach nie pozwalała Julianowi zapomnieć o niebezpieczeństwie własnego położenia, przy czym obawę jego powiększała myśl o niegodnej śmierci, jaką niedawno poniósł Sylwanus. Otóż latem, w roku poprzedzającym wyniesienie Juliana, zaszczycono Sylwanusa poleceniem wyzwolenia Galii spod tyranii barbarzyńców, ale dowódca ten zorientował się, że bardziej niebezpiecznych wrogów zostawił na dworze cesarskim. Pewien zręczny donosiciel, popierany przez kilku najwyższych urzędników pałacowych, uprosił go o listy polecające, po czym wymazując z nich całą treść z wyjątkiem podpisu, wypełnił pusty pergamin sprawami o doniosłym a zdradzieckim znaczeniu. Dzięki rzetelności i odwadze przyjaciół Sylwanusa oszustwo to wyszło jednak na jaw i na zebraniu wielkiej rady dostojników cywilnych i wojskowych w obecności samego cesarza uznano publicznie, że Sylwanus jest niewinny. Niestety, to odkrycie nastąpiło za późno; wieść o oszczerstwie oraz pospieszna konfiskata majątku sprowokowała już oburzonego wodza do wszczęcia buntu, o co przedtem tak niesłusznie go oskarżono. W swojej kwaterze głównej w Kolonii Sylwanus przywdział purpurę i wszystko wskazywało na to, że jego wojska pod bronią zagrażają Italii najazdem, a Mediolanowi oblężeniem. Skorzystał z tego Ursycynus, dowódca równy Sylwanusowi rangą, który w tej nagłej potrzebie odzyskał dzięki zdradzieckiemu czynowi łaskę cesarską, utraconą wskutek
Konstancjusz w Rzymie 173
wybitnych zasług, jakie położył na Wschodzie. Udając rozjątrzonego krzywdami podobnej natury, pospieszył z garstką zwolenników pod sztandar swego zbyt łatwowiernego przyjaciela i zawiódł jego zaufanie. Sylwanus po dwudziestu ośmiu dniach panowania został zamordowany; żołnierze, którzy bez żadnych zbrodniczych zamiarów na ślepo opowiedzieli się przedtem po stronie swego dowódcy, natychmiast po jego śmierci powrócili w szeregi cesarskie; i pochlebcy Konstancjusza mogli wysławiać mądrość i szczęście monarchy, który ugasił wojnę domową bez ryzyka bitwy.40
Prześladowanie Kościoła katolickiego i troska o granicę Recji zatrzymały Konstancjusza w Italii po odjeździe Juliana jeszcze na okres osiemnastu miesięcy. Przed powrotem na Wschód cesarz pofolgował swej pysze i ciekawości, odwiedzając starożytną stolicę.41 Udał się z Mediolanu do Rzymu drogą Emiliańską i Flaminiańską. Już w odległości czterdziestu mil od miasta pochód tego władcy, który jeszcze nigdy nie pokonał żadnego zewnętrznego wroga, przybrał pozory wjazdu tryumfalnego. Wspaniała świta cesarza składała się ze sług wszelakiego przepychu i zbytku, ale nawet w czasach idealnego pokoju otaczały go również swoim połyskującym orężem liczne szwadrony gwardii i kirasjerów. Wokoło osoby cesarza powiewały więc i teraz ich jedwabne sztandary w kształcie smoków, grubo naszywane złotem. Sam Konstancjusz siedział w wysokim rydwanie iskrzącym się złotem i drogimi kamieniami. Z wyjątkiem chwil, w których skłaniał głowę przejeżdżając pod bramami miast, zachowywał przez cały czas wyniosłą postawę nieugiętej i, zdawałoby się, na nic nieczułej powagi. Nie na próżno eunuchowie wprowadzili do cesarskiego pałacu surową dyscyplinę młodzieży perskiej, tak długo wpajając nawyk cierpliwości, że podczas całego marszu w ów parny dzień kwietniowy nie zobaczono ani razu, by cesarz podniósł rękę do twarzy bądź zwrócił oczy w prawo czy w lewo. W Rzymie powitali go miejscy dostojnicy i senat; z uwagą przyglądał się obywatelskim chlubom Rzeczypospolitej i posągom osób z rodzin konsularnych. Niezliczone rzesze ludu tworzyły szpalery na ulicach. Raz po raz rozbrzmiewające okrzyki i owacje wyrażały powszechną radość z racji ujrzenia świętej osoby władcy po trzydziestodwuletniej nieobecności. Nawet sam Konstancjusz z pewnym humorem wyraził udane zdziwienie, pytając, jak to się stało, że cała ludzkość tak nagle zdołała się zgromadzić w jednym i tym samym miejscu.
Ulokowano syna Konstantyna w starożytnym pałacu Augusta. Przewodniczył w senacie, przemawiał do ludu z tej samej trybuny, na której dawniej tak często występował Cycero; z niezwykłą dwornością przyglądał się igrzyskom cyrkowym, jak również przyjmował złote korony i panegiryki przygotowane na tę uroczystość przez delegacje większych miast. Swoją krótką, trzydziestodniową wizytę spędził na oglądaniu pomników potęgi i sztuki, rozsianych na siedmiu wzgórzach i w leżących pomiędzy nimi dolinach
|
WÄ
tki
|