ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Rozstawiając szeroko nogi i ręce, trzasnął w wodę z głośnym pluśnięciem.
- Gdzie, u diabła, pan jest, szefie?
Bruce wyjęczal coś niewyraźnie i Ruffy prując ramionami wodę, podpłynął do niego niezgrabnym stylem.
- Znów się pan zabawia niebezpiecznie- wydyszał.- I pomyśleć, że są faceci, którzy nigdy się niczego nie nauczą!- dodał, chwytając go za włosy.
Szamocząc się Bruce poczuł, jak Ruffy chwycił go mocno za szyję, pokonując opór wody. Od czasu do czasu jego twarz wysuwała się na powierzchnię, umożliwiając zaczerpnięcie oddechu, ale przez większość czasu trzymał głowę pod wodą. Powoli tracił przytomność, odpływając w nicość. Uderzył głową o coś twardego, ale był zbyt słaby, aby sprawdzić, co to jest.
- Niech się pan obudzi, szefie. Będzie się pan mógł przespać później- zagrzmiał głos Ruffy'ego.
Otworzył oczy i zobaczył filar mostu.
- No, dalej. Nie zaniosę przecież pana na górę.
Ruffy opłynął filar, ciągnąc Bruce'a za sobą, aby ukryć się przed strzałami. W tym miejscu był jednak szybki prąd, który spychał ich w dół rzeki. Nie miał siły, aby mu się przeciwstawić i znów zanurzył się pod wodą.
- Hej, szefie, niech się pan wreszcie obudzi- powiedział Ruffy, uderzając mocno Bruce'a otwartą ręką w twarz.
Policzek pobudził go: zakrztusił się i zwymiotował ustami i nosem mieszanką wody z zawartością żołądka. Potem czknął i jeszcze raz zwymiotował.
- Jak pan się teraz czuje?- zapytał sierżant. Bruce z trudem uniósł rękę i wytarł usta. Czuł się znacznie lepiej.- Już dobrze? Da pan radę?- Bruce kiwnął głową.- No to idziemy.
Ledwo żywy, wspinał się po filarach wspomagany przez Ruffy'ego, który to popychał go, to znów ciągnął w górę. Woda ściekała z jego munduru, włosy przykleiły się do czoła, a za każdym razem, gdy brał oddech, czuł bulgotanie w płucach.
- Niech pan posłucha, szefie. Kiedy dojdziemy na górę, znajdziemy się na otwartym terenie, co oznacza, że będzie więcej strzał. Nie mamy zatem czasu, aby usiąść sobie i pogawędzić. A wiec przechodzimy przez barierę i dajemy gazu, zgoda?- usłyszał głos sierżanta.
Ponownie kiwnął głową. Widział nad sobą poszycie mostu. Jedną ręką chwycił słupek podtrzymujący barierkę i zawisł, nie mając siły się podciągnąć.
- Niech się pan trzyma- mruknął Rufty, przenosząc swoje błyszczące ciało na most.
Znów pojawiły się strzały. Jedna z nich utkwiła w moście kilka centymetrów od twarzy Bruce'a. Powoli jego chwyt rozluźnił się. "Nie dam rady- pomyślał- spadam". W tym momencie dłoń Ruffy'ego zacisnęła się na jego nadgarstku. Czuł, jak unosi się w górę, dyndając nogami. Wisiał na jednej ręce, patrząc, jak pod nim woda pieni się w wirach.
Powoli Rufty wciągnął go na górę. Koszula zahaczyła o barierę i rozdarła się. Chwilę później Bruce zwalił się na most. Jak przez mgłę słyszał ogień karabinowy, lot strzał i głos Ruffy'ego:
- No dalej, szefie. Niech pan wstanie!
Czuł, jak Murzyn podnosi go i ciągnie za sobą. Nogi miał jak z waty- szedł obok Ruffy'ego, potykając się. Nagle strzały przestały przeszywać powietrze, a poszycie mostu stało się solidne i mocne. Usłyszał głosy i poczuł na sobie wiele rąk. Uniesiono go, a potem położono na plecach na drewnianej platformie ciężarówki. Czuł rytmiczny nacisk na pierś, gdy rozpoczęto sztuczne oddychanie, i ciepły strumień wody wypływający z gardła. Usłyszał głos Shermaine. Nie rozumiał, co mówiła, ale wystarczył mu dźwięk tego głosu, aby zdał sobie sprawę, że jest bezpieczny. Niejasno zrozumiał, że jej głos był dla niego najważniejszym dźwiękiem w życiu. Ponownie zwymiotował.
Z początku jakby z wahaniem, a później bardzo szybko, Bruce powrócił do rzeczywistości.
- Wystarczy- mruknął niewyraźnie i wysunął się spod sierżanta Jacque'a, który udzielał mu pierwszej pomocy.
Gwałtowny ruch wywołał kolejny napad kaszlu; w tym momencie poczuł uspokajający dotyk rąk Shermaine na swoich ramionach.
- Bruce, musisz odpocząć.
- Nie- powiedział siadając.- Musimy się stąd wydostać na sawannę.
- Nie ma pośpiechu, szefie. Zostawiliśmy Balubasów na drugim brzegu. Dzieli nas rzeka.
- Jesteś pewien?- zapytał prowokująco Bruce.
- Cóż...
- Nie jesteś- powiedział mu Bruce zdecydowanie
|
WÄ
tki
|