ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Co opłakiwała? Śmierć brata czy odejście Sigognaca? Sądzimy, że to drugie, gdyż niechęć, jaką w niej budził Vallombreuse, nie mogła jeszcze zmienić się w czułość pod wpływem nagle odkrytego pokrewieństwa. W każdym razie baron, choć skromny, też tak myślał i jak dziwne jest serce ludzkie! odszedł pocieszony łzami tej, którą kochał.
Sigognac i jego towarzysze wyszli przez most zwodzony i idąc wzdłuż fosy, aby zabrać konie pozostawione w małym lasku, usłyszeli głos wydobywający się z wody w miejscu, gdzie leżało przewrócone drzewo. Był to portier, który nie mógł się wydostać ze splątanych gałęzi i błagalnie wołał o pomoc. Tylko głowa wystawała mu nad wodę i połykanie tego mdłego płynu, którego nienawidził bardziej niż diabła, groziło mu za każdym razem, gdy otwierał usta wołając ratunku. Scapin, który był bardzo zwinny, dostał się na drzewo i niebawem wyłowił przemoczonego portiera okrytego wodorostami.
Konie czekały w kryjówce i po chwili dziarsko uniosły całą kompanię w stronę Paryża.
Co pan myśli, baronie, o tych wszystkich wydarzeniach? rzeki Herod do Sigognaca, który jechał koło niego. Wszystko się układa jak w tragikomedii. Któż by oczekiwał w czasie całej tej awantury, że poprzedzony lichtarzami wkroczy ojciec i będzie chciał położyć kres zbyt swobodnym wybrykom swojego synalka? A to rozpoznanie Izabeli dzięki sygnetowi z herbem? Czy nie widzieliśmy takich rzeczy w teatrze? Zresztą, jeżeli teatr jest obrazem życia, to życie powinno być do niego podobne jak oryginał do portretu. Zawsze słyszałem w naszym zespole, że Izabela jest szlachetnie urodzona. Blazjusz i Leonarda pamiętają nawet księcia z czasów, kiedy zalecał się do Kornelii. Leonarda namawiała nieraz dziewczynę, żeby odszukała swego ojca. Ale Izabela, łagodna i wstydliwa z natury, nie zrobiła nic w tym kierunku. Nie chciała narzucać się rodzinie, która może nie przyznałaby się do niej. Wystarczył jej skromny los aktorki.
I ja wiedziałem o tym odparł Sigognac. Nie przywiązując zresztą zbyt wielkiej wagi do tego świetnego pochodzenia, Izabela opowiedziała mi historię swojej matki i mówiła o pierścieniu. Ale cóż to za fatalność, że właśnie ten przeklęty Vallombreuse był jej bratem. Między nami stoi teraz trup, rozdziela nas strumień krwi, a przecież mogłem ocalić jej honor tylko przez tę śmierć. Jakiż jestem nieszczęśliwy! Sam stworzyłem przeszkodę, przez którą musi umrzeć moja miłość, i zabiłem moją nadzieję szpadą, która broniła mego dobra. Aby zachować to, co kocham, odbieram je sobie na zawsze. Z jakimże czołem mógłbym stanąć teraz przed Izabelą noszącą żałobę ja, który mam ręce czerwone od krwi? Niestety! Krew, którą przelałem dla jej własnej obrony, była krwią jej brata! Gdyby mi nawet przebaczyła i patrzyła na mnie bez wstrętu, książę, który ma teraz wobec niej prawa ojcowskie, odepchnąłby z przekleństwem mordercę swego syna. Och, urodziłem się pod nieszczęśliwą gwiazdą!
To wszystko jest niewątpliwie bardzo smutne odpowiedział Herod ale historia Cyda i Szymeny była jeszcze bardziej powikłana, jak to widać ze sztuki pana de Corneille'a147, a jednak, po wielu konfliktach miedzy miłością a obowiązkiem, wszystko się ostatecznie ułożyło. Vallombreuse jest tylko przyrodnim bratem Izabeli. Nie pochodzą od jednej matki i znali się jako krewni tylko kilka minut, co bardzo zmniejsza boleść. Zresztą nasza młoda przyjaciółka nienawidziła jak zarazy tego zwariowanego arystokraty, który ją prześladował skandalicznie gwałtownymi zalotami. Sam książę nie był wcale zadowolony ze swego syna, który był okrutny jak Neron, rozpustny jak Heliogabal148, przewrotny jak szatan i wisiałby dwadzieścia razy, gdyby nie był księciem. Niech wiec pan tak nie rozpacza. Sprawy przybiorą może lepszy obrót, niż pan myśli.
Oby Bóg tak zechciał, mój drogi Herodzie, ale ja nigdy nie mam szczęścia. Pech i złe, garbate wróżki kierują moim losem. Byłoby naprawdę szczęściem dla mnie, gdybym zginął, skoro przybycie ojca mogło uratować cnotę Izabeli bez śmierci Vallombreuse'a. A poza tym, szczerze mówiąc, strasznie mi się zrobiło i poczułem mróz aż w szpiku kości, kiedy zobaczyłem, jak ten piękny młodzieniec, dopiero co pełen życia i namiętności, leży u moich stóp sztywny, zimny i blady. Herodzie, śmierć człowieka to sprawa poważna i choć nie mam wyrzutów sumienia, bo nie popełniłem zbrodni, widzę jeszcze Vallombreuse'a leżącego z rozrzuconymi włosami na marmurowych schodach i z czerwoną plamą na piersiach.
To są tylko przywidzenia rzekł Herod zabił go pan według wszelkich reguł. Sumienie pańskie może być spokojne. Przejażdżka galopem rozproszy te skrupuły, które rodzi gorączka i dreszcz nocy. O czym trzeba szybko pomyśleć, to o porzuceniu Paryża i dostaniu się do jakiejś kryjówki, gdzie by o panu zapomniano. Śmierć Vallombreuse'a narobi hałasu na dworze i w całym Paryżu, choćby ją starannie ukrywano
|
WÄ
tki
|