ďťż

- Raczej nietrudno to odgadnąć...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Ponieważ potrzebowaliśmy większych sił ludzkości - oznajmił Trevor - przed tysiącem lat sporządziliśmy pierwsze androidy. Potrzebowaliśmy ich, aby uzupełnić zbyt małą liczbę ludzi. Uczyniliśmy ich maksymalnie podobnymi do nas. Są zdolne do normalnej ludzkiej egzystencji, z jednym tylko wyjątkiem. - Nie mogą się reprodukować - podjął Sutton. --Ciekaw jestem, Trevorze, czy gdyby to było możliwe. dalibyśmy im taką szansę. Wtedy przecież nie miałyby już ani jednej odmiennej cechy. Nie byłoby różnicy pomiędzy tymi ludźmi, których przodkowie zostali wykonani w laboratorium, a tymi, których protoplasci wyłonili się z pierwotnego oceanu. Gdyby androidy stały się samoreprodukując^ rasą, po prostu przestałyby być androidami. Stałyby się ludźmi. Nasza populacja byłaby uzupełniana zarówno drogą chemiczną, jak i biologiczną. - Nie wiem - odrzekł Trevor. - Uczciwie przyznaję, że nie wiem. Oczywiście, cudowny jest fakt, że możemy je produkować, możemy tworzyć życie w laboratorium. Pomyśl o niezbędnym intelektualnym potencjale i technicznym geniuszu. Od stuleci ludzie próbowali dowiedzieć się, czym jest życie, nieustannie trafiali w ślepe uliczki, napotykali kolejne mury. Kiedy nie potrafili znaleźć naukowej odpowiedzi, wielu z nich sięgało do metafizyki, mistyki, głosiło, że życie jest przejawem boskiej interwencji. Taką teorię doskonale wyraził w dwudziestym wieku Nouy. - Ale ofiarowaliśmy androidom również coś, czego sami nie mieliśmy - zauważył spokojnie Sutton. Trevor spojrzał na niego z nagłą podejrzliwością. 226 - Co...? - Daliśmy im poczucie niższości. Uczyniliśmy ich gorszymi od nas. Dostarczyliśmy im powodu do konfliktu z nami. Odmówiliśmy im czegoś, co muszą zdobyć w walce - równości. Daliśmy im motyw, o którym Człowiek zapomniał już dawno temu. Człowiek nie musi udowadniać, że jest równie dobry jak inne istoty, że jest najwspanialszym zwierzęciem na świecie lub w Galaktyce. - Są teraz równi - oznajmił z goryczą Trevor. - Androidy już się reprodukują... chemicznie, nie biologicznie... od dawna. - Mogliśmy się tego spodziewać - powiedział Sutton. - Powinniśmy przewidzieć taki rozwój wydarzeń. - Chyba masz rację - przyznał jego rozmówca. - W końcu wyposażyliśmy ich w taki sam mózg jak nasz. Daliśmy im, albo raczej próbowaliśmy dać, ludzki sposób widzenia. - I umieściliśmy znak na ich czołach - dodał Asher. Trevor wykonał gniewny ruch ręką. - Ten drobiazg przestał być istotny - rzekł. - Kiedy android wykonuje drugiego androida, nie zawracają sobie głowy umieszczaniem znaku. Sutton drgnął, a potem zamarł, gdy uderzył go grom... Grom, który dudnił i łomotał w jego mózgu. Narastający, bolesny, ryczący grzmot. Grzmot, który zagłuszał wszystko. Mówił o broni. Powiedział, że jest broń... - Są zdolni do samodoskonalenia - stwierdził Trevor. - Będą coraz bardziej ulepszać początkowy model. Mogą stworzyć supergatunek, rasę mutantów, czy jak to nazwiesz... Tylko jedna broń, powiedział. A nie można walczyć tylko jednym pistoletem. Sutton przyłożył dłoń do czoła i potarł je z całej siły. - Oczywiście - kontynuował Trevor. - Można oszaleć od myślenia na ten temat. Ja już zaczynam. Możesz wymyślać najbardziej nieprawdopodobne warianty. Są w stanie nas wyeliminować. Nowe wypiera stare. - Ludzkość w dalszym ciągu pozostanie ludzkością - zaoponował Asher. 227 - Ewoluowaliśmy powoli, Sutton - odrzekł Trevor. - My, stara rasa. Biologiczny gatunek. Ewoluowaliśmy od samego świtu Człowieka, od łupanego krzemienia i pierwszej siekiery, od jaskini i domu na drzewie. Tworzyliśmy zbyt wolno, z bólem, przelewając krew tylko po to, aby nasze dziedzictwo odebrał nam ktoś, dla kogo powolność, ból i krew nic nie będą znaczyć. Jeden pistolet, pomyślał Sutton. Ale się mylił. Były tysięce pistoletów, miliony, ustawiające się w szeregu. Miliony pistoletów, niezbędnych do ocalenie przeznaczenia dla całego życia, które jest lub może być. Teraz lub za miliard lat. - Pewnie uważasz - odezwał się drżącym głosem - że w tej sytuacji powinienem się do ciebie przyłączyć? - Chcę, abyś znalazł dla mnie Kołyskę. - A ty ją zniszczysz. - I w ten sposób ocalę ludzkość. Starą ludzkość. Prawdziwą. - Uważasz - rzekł Sutton - że w tej chwili wszystkich ludzi obowiązuje solidarność? - Jeżeli masz w sobie choć krztę człowieczeństwa, powinieneś być z nami. - Zanim Człowiek wyruszył do gwiazd - stwierdził Sutton - uważał, że jest jedyną i najważniejszą istotą we wszechświecie. Ale to już nie jest prawda, Trevorze. Istnieje wiele różnych form życia, wiele gatunków tak samo ważnych. - A istoty, które je tworzą - odparł Trevor - są lojalne wobec własnego gatunku. Człowieka też obowiązuje taka lojalność. - Zapewne zostanę uznany za zdrajcę - powiedział Sutton. - Może się mylę, ale wciąż jestem zdania, że przeznaczenie jest czymś ważniejszym niż ludzkość. - Czy to znaczy, że odmawiasz nam pomocy? - Nie tylko to. Będę z wami walczył i chcę, żebyś o tym wiedział. Jeżeli masz ochotę mnie zabić, Trevorze, teraz jest odpowiednia okazja. Jeśli nie zrobisz tego obecnie, będzie już za późno. - Nie zabiłbym cię za nic w świecie - odparł Trevor. 228 - Ponieważ potrzebuję słów, które napiszesz. Wbrew tobie i androidom, Sutton, odczytamy je tak, jak chcemy, aby zostały odczytane. I niechaj wielbią cię wszystkie oślizgłe, pełzające stwory, które tak bardzo podziwiasz
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.