ďťż

Skoncentrujmy się raczej na wspomnianej paraleli między ogniem a wodą, na indywidualnych cechach wydarzeń...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Ludzie przyciągają do siebie wybuchy wody -i zagadkowy ogień względnie te fenomeny ich ścigają. Istnieje nieskończona lista takich przypadków. Bez widocznego powodu w obecności określonych ludzi wybucha ogień, od wielkich pożarów aż do płomieni w szufladzie biurka. Ponieważ najczęściej wzywa się na pomoc straż pożarną, posiadamy wiele zeznań naocznych świadków, a także raporty. Te ostatnie mają jednak dość bezradny wydźwięk. Jest w nich mowa o ogniu, który prawie nie dawał i się ugasić: a pojawiał się w ściennych regałach, nawet między okładkami książek, za tapetami, w głębi ścian i w innych niemożliwych miejscach. Niekiedy dochodziło do prawdziwych ognistych epidemii, które kazały gnać strażakom na sygnale po kilka razy do tego samego domu. Przyczyny nigdy nie odkryto. Przeważnie zadowalano się spisaniem licznie występujących osobliwości, jak np.: nadzwyczajnie wysoka temperatura (co przypomina SHC), nagłe zapalanie się najróżniejszych przedmiotów (nie wyłączając zwierząt domowych) i równie nagłe gaśnięcie ognia, kiedy palący się przedmiot wynoszono na dwór (o ile dawał się przenieść). Ale, ale, chwileczkę. Wprawdzie niemało względów, jak się zdaje, przemawia za możliwym pokrewieństwem epidemii ognia i wody, wyzwalanych przez pojedyncze osoby albo całe rodziny, brak jednak wszelkich argumentów na korzyść tezy o istnieniu związku między fenomenami lokalnymi a odnoszącymi się do konkretnych osób. Wprost przeciwnie; to, co dotąd przedstawiono, wyznacza raczej granicę między ludźmi "podatnymi na ogień" albo "wodę" a podobnymi zjawiskami, ale związanymi z określonym miejscem. Gdybyśmy tu chcieli dopatrzyć się ogólnego związku odpowiednio do tytułu rozdziału, to musiałyby występować przypadki łączące w sobie oba elementy: najlepiej ogień pochodzący znikąd (tylko o wiele gorszych następstwach). Krótko mówiąc: SHC musiałoby się stać anonimową siłą, nie związaną z żadnym określonym człowiekiem, która go tylko bierze na cel. W tej sprawie mamy, jak zwykle, dobrą i złą wiadomość. Dobra jest następująca: być może jednak nie nosimy w sobie niewidzialnego zarzewia pożaru, wybuchającego w określonych warunkach. A zła: to może spotkać każdego z nas. Spontaniczne samo spalenie mogłoby z powodzeniem być zewnętrznym atakiem czegokolwiek. Fakty są tu niezwykle tajemnicze, ale istnieją. Trzeba je tylko wydobyć na światło dzienne. Zajmijmy się więc nimi. W lutym 1985 r. pewnego ranka studentka Jacqueline Fitzsimon schodziła po kursie gotowania razem z przyjaciółmi ze schodów Halton College w Widnes w angielskim hrabstwie Ceshire. Siedemnastolatkę widziało kilka osób w momencie, w którym nad jej ramionami pojawiło się w powietrzu dziwne światło. Potem opuściło się ono na barki Jacqueline, która zaczęła głośno krzyczeć, gdyż nagle spowiły ją płomienie. Student chemii John Foy i jego kolega Neil Gargan rzucili się do gaszenia ognia. Było jednak za późno, Jacqueline wkrótce potem zmarła w szpitalu. Przeprowadzono badanie, nie uzyskując jednak żadnych efektywnych wyników. Podejmowanych później prób wyjaśnienia tego incydentu nie można określić inaczej niż jako bezradne -i żenujące. Przypuszczano, że ciało Jacqueline mogło zająć się od ognia gazowej kuchenki podczas kursu gotowania i że wkrótce potem ogień ten rozgorzał w pełni. Było to bezsensowne przypuszczenie, tym bardziej że, jak dowiedziono, kuchenki nie były włączone. Chemik z instytutu, Philip Jones, drążył sprawę ze szczególnym uporem. Zapamiętale, choć bez rezultatu, męczył się przy "rekonstrukcji" zdarzenia, które i tak nie mogło się odbyć w zakładany sposób, gdyż to niemożliwe, by żarząca się i dymiąca kurtka nie uszła uwagi ani jej właścicielki, ani idących obok niej osób. Jones z wielkim trudem zdołał doprowadzić do żarzenia się taką samą kurtkę, jaką miała na sobie ofiara, i starał się, zwiększając dopływ powietrza, wywołać wybuch płomienia. Równie dobrze mógłby jednak próbować zapalać fajerwerk za pomocą mokrej ścierki. Wreszcie dał za wygraną, podobnie jak przed nim policyjni eksperci, rzeczoznawcy straży pożarnej, chemicy sądowi, British Home Orfice czy słynny Shirley Institute z Manchesteru
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.