Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Zaczynał się on zwykłym wstępem, używanym w podobnych Aktach, przeżegnaniem, wyznaniem wiary, stanu umysłu i duszy. Następowało wyliczenie funduszów, już to w obligach, już w ziemi i gotówce, już nare¶cie na bankach znajduj±cych się. Potem podział ich taki.
– „Żonie mojej – „czytał urzędnik.
– Jakiej żonie? przerwał Półkownik, on że nie miał żony? hę? – Urzędnik czytał dalej.
– Żonie mojej Maryi, z N. N. primo voto N. N. a dzi¶ z N. N. na wszystkich funduszach zapisuję dożywocie, bez żadnego rachunku – „
– Ten artykuł sam z siebie upada – rzekł Półkownik – Aktorka *) bowiem nie żyje! o! Tylko tego nie pojmuję, za co on panie żon± nazywa tę kobietę?-
– Była uxor non legitima – więc i matrimonium panie, jest putativum – czyli praesumptum, albo nie prawda panie Bazgralski? o. ‘ ja znam prawo jak moj± kieszeń! uczyłem go się. ‘ o – Bazgralski czytał dalej.
– „Po ¶mierci za¶ jej, synom moim – „
– A kiedy on nie miał synów? przerwał znowu Półkownik – to s± – Nikt nie chciał słuchać, fajka z ust mu wypadła, czytano dalej.
– „Synom moim, cały pozostały maj±tek oddaję do równego podziału! „
– Co ty czytasz? słuchaj! krzykn±ł Półkownik zaczerwieniony – To być nie może! jakich synów! to s± -
– Czytam co napisano – odpowie-
-
*) Proszę pamiętać, że ta aktorka nie jest wyraz ubliżaj±cy, ale prawniczy techniczny. – Przyp. Aut. dział urzędnik ucieraj±c nos i chustkę pstrokat± zwijaj±c starannie jak nale¶nik – będzie można potem zweryfikować – i czytał dalej.
– „Opiekę nad młodszym polecam matce i starszemu bratu, do lat prawem przepisanych-”
– Co to jest? przerwał znowu” zatrwożony Półkownik – to ja i nie opiekun! co? fe! a mnież któren folwark zapisał? On się musiał upamiętać! tam musi być kodycyll!
– Jest – Odpowiedział urzędnik i czytał znowu.
-” Staremu Maciejowi Kucharzowi, zobowi±zuję sukcessorów moich, aby jednorazowie wypłacili złł. pols. 500, i onego do ¶mierci utrzymywali -”
– A dalej-gdzież o mnie? sapn±ł znovu Półkownik Salezy.
– „Wincentemu lokajowi złł. pols. 600, takoż jednorazowie, z tymże samym warunkiem – „
– A jest tam co o folwarku? o mnie?– czytajże – czy ¶lepy! – „XX. Bernardynom w B. – na intency± za dusze – nasze, aby się co tydzień w kaplicy naszej fundacyi, msza odprawowała – jednorazowie złł. pols. 3, 000.
– A gdzież reszta! o! fe! czemu o mnie nie czytasz!
– Bo niema! odpowiedział zimno urzędnik i czytał dalej. – „Dzieciom żony mojej z pierwszego jej rnęża, je¶liby o nich wiadomo¶ć jak±, ‘powzięto, zobowi±zuję sukcessorów Wypłacić jednorazowie po złł. pol. 50, 000.
– Nie rozumiem! Wołał sapi±c pan Salezy fajka mi zagasła! chłopcze ognia!
– „Bratu memu najukochańszemu panu Półkownikowi! – „
– O!. jest! a ja mówiłem! no! cóż? uu!
-’”W dowód mojej dla niego pamięci, oddać rozkazuję – „
– Któren folwark?
– „Fajkę piankow± z cybuchem i bursztynem białym do niego należ±cym, równie jak kapciuch na aksamicie, złotym bajorkiem szyty. – „
– Nu – a dalej.
– Odda mu go syn mój starszy Adolf, którego, pamięci jego i łasce polecam. -
– A dalej?
Dalej przeczytał urzędnik pożegnanie do żony i nauki dla dzieci – lecz jeszcze ich nie skończył, gdy Półkownik Salezy rzucaj±c fajkę o ziemię, zakrzyczał, ii testament jest nieważny, bo – naprzód ¶wiadków nie ma.
– Jest trzech -
– Chory był i mente captus, kiedy to pisał.
– Data jest, półrokiem przed chorob± jego – ozwał się urzędnik.
– Cicho! o! a co panie najważniejsze, że ona nie była jego żona – protestuje się – a to s± dzieci nieprawego łoża – inaczej mówi±c -
Przerwał obja¶nienia Półkownika pan Bazgralski, ukazuj±c anneksa, do testamentu przyszyte, w których była 1) metryka ¶mierci, pierwszego męża, matki Adolfa – 2) metryka ¶lubna jej z ojcem jego – 3) metryka dzieci Adolfa i Jana. Półkownik piorunem wyleciał, kazał konie zaprzęgać, nie chciał fajki ani cybucha i wrzeszczał jeszcze na ganku, że testator musiał mieć pisz±c pocz±tki pomięszania, że dzieci nie s± prawe, że ich matka była nie¶lubna, że wszystkie dokumenta fałszowane-i t. d. i t. d. it. d. IX.
NOWE OSOBY.
Powóz biegł szybko po gładkiej drodze – Adolf z Prezesem dojeżdżali wła¶nie do jego maj±tku Sosnowa, gdzie ich oczekiwała Matylda. Wszyscy byli weseli, wszyscy pogl±dali na bielej±cy z daleka dwór, w po¶rzód drzew, topoli ¶ciskaj±cych jodły, pochylonych na klonach i lipach. Adolf niecierpliwy przechylał się z koczyka, a Prezes ukradkiem, z wewnętrznym u¶miechem pogl±dał na niego. Oba ujrzeli choć zdala, na ganku bielej±c± suknię Matyldy, oba pobiegliby naprzód piechot±, swoj± rado¶ć podzielić z oczekuj±c± ich na ganku; gdyby się jeden drugiego i swojej rado¶ci i niecierpliwo¶ci nie wstydził. Przyje – chali nare¶cie – na ganku stała Matylda i stolik nakryty do herbaty
|
WÄ…tki
|