ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Zaproszenie wyszło od ciebie, kotku - powiedział. - Nie walcz ze mną, Diano.
Siłą rozchylił jej nogi szerzej i poczuła, jak jego palce gładzą jej brzuch,
pieszcząc ją, aż ją znalazły. Poczuta palec wsuwający się w jej ciało, i własną
wilgoć.
Zadrżała. Rozchylił ją, a potem jego męskość powoli zaczęła wchodzić w jej ciato.
Zaczęta walczyć z nim nie na żarty, ale nie mogła go odepchnąć. Miał urywany
oddech i spoglądał na nią, prąc do przodu - powoli, bardzo powoli.
- Lyonie, proszę.
- Błagasz mnie? Chciałaś mnie, czyż nie, Diano? Nie skrzywdzę cię... Poczuj mnie,
Diano, jestem w tobie.
Nagle rozległo się głośne walenie w drzwi kajuty. Lyon zamarł.
- Lyonie! Diano! Szybko, ubierajcie się!
To był gtos Rollo, szorstki i rozkazujący.
Lyonel miat ochotę wrzasnąć, ale nie mógt się poruszyć; jego ciało było jak
odurzone jej dotykiem. Czuł, jak napiera na jej hymen. Jeszcze tylko chwila,
jeszcze
tylko trochę dalej.
- Już! Jesteśmy atakowani!
Lyon wyskoczył z niej i poderwał się na równe nogi. Oddychał ciężko, powoli i z
bólem nabierając powietrza.
Atakowani! Co to miało znaczyć, do diabła? Nie, to Diana była atakowana. Lyon
potrząsnął głową i odruchowo sięgnął po spodnie.
243
- Szybko! - krzyknął Rollo.
- Zakładaj ubranie, Diano.
Poderwała się na równe nogi, odrzuciła pogniecioną koszulę i chwyciła bieliznę.
- Idziemy, Rollo! - zawołał Lyon.
Usłyszeli oddalający się tupot jego stóp. Uświadomili sobie, że słyszą tuziny
stóp biegających nad ich głowami.
- Mój Boże, co się dzieje?
Nie było odpowiedzi na to pytanie. Lyonel naciągał buty, zmuszając się do
zachowania spokoju.
Diana wcale się nie zastanawiała. Nie zniosłaby tego. Nie kłopotała się halką,
tylko narzuciła suknie na koszulkę.
- Chodź - powiedział Lyon, kiedy wsuwała nagie stopy w pantofle.
Popędzili ku wyjściu, po schodkach w górę i przez luk na pokład. Spotkali
Rafaela. Powiedział bardzo cicho:
- Dwa francuskie okręty wojenne około trzystu jardów od naszej sterburty.
Zauważyli nas, diabli nadali tę pełnię księżyca. Nie chcę was dwojga na
pokładzie,
kiedy zacznie się walka. Możecie zginąć, albo co gorsza, jeżeli nas pokonają,
zostalibyście wzięci do niewoli. Widzicie tę wyspę od naszej lewej burty? -
Wskazał małą wypukłość lądu, której zarys mogli wyraźnie zobaczyć w świetle
księżyca. - To nie dalej niż ćwierć mili. Mam nadzieję, że oboje umiecie pływać.
Chcę, żebyście teraz wyskoczyli i popłynęli na wyspę. Kiedy będzie po wszystkim,
wrócę po was. Diano, Lyonie, życzę wam obojgu szczęścia. Teraz chodźcie.
Poszli za nim w milczeniu, oszołomieni, na dziób statku.
- Powodzenia, Rafaelu - powiedziała Diana. 244
Przełożyła nogi przez reling i z gracją skoczyła do wody.
- Uważaj na siebie - powiedział Lyon, uścisnął dłoń Rafaela i poszedł w ślady
Diany.
Zetknięcie z wodą było wstrząsem, ale już po chwili woda wydała się ciepła.
Diana zobaczyła, jak głowa Lyona wyłania się na powierzchni, i zawołała do niego,
po czym zaczęła płynąć regularnymi, kontrolowanymi ruchami w kierunku wyspy.
Lyon szybko uświadomił sobie, że nie był tak dobrym pływakiem jak Diana, ale był
silny i dotrzymywał jej tempa. Kiedy tylko dotarli do fali przyboju, usłyszeli
głośną kanonadę z dział.
- Och, nie - Diana odezwała się cicho, odwracając się, żeby spojrzeć w morze. -
Lyonie, wierzysz, że Rafael uratuje Morską Wiedźmę"?
- Jeżeli ktokolwiek zdoła, to właśnie on. Dalej, wydostańmy się na brzeg.
Oboje padli na piasek tuż za linią przyboju, i każde ciężko oddychało. Było
słychać więcej huków dział i odgłosów strzelaniny, i zobaczyli w oddali wodę
kłębiącą się wokół Morskiej Wiedźmy".
- Jeżeli Rafael jest bystry, oderwie się od nich i umknie.
- Jeżeli go do tej pory nie otoczyli - odparła Diana. - Tak mało było
francuskich okrętów w tej okolicy. Nie rozumiem tego. Dlaczego oni tu są?
- Mam wrażenie, że Rafael nie jest zwyczajnym kapitanem statku handlowego -
powiedział Lyon. -Jakaś tajemnica otacza tego człowieka i jego podróż do St.
Thomas.
Nagle, kiedy bezpośrednie zagrożenie minęło, Diana odwróciła się, by spojrzeć na
Lyona. Jego włosy były przyklejone do głowy, a ubranie przywarło do ciała.
Diana patrzyła, jak ściąga buty.
245
- Wydawać by się mogło - powiedziała wolno - że moja cnota została ocalona przez
Francuzów.
Popatrzył na nią, wiercąc palcami stóp w piasku.
- Powiedzmy, że nadal jesteś na wpół dziewicą, przynajmniej w tej chwili.
Poczuła go w sobie, napierającego, i wzdrygnęła się na to żywe wspomnienie.
Usiadła na piasku i opuściła głowę między kolana.
- Mam nadzieję, że jesteśmy na jednej z tych twoich rajskich wysp, a nie na
takiej jałowej. Czy przypadkiem wiesz, gdzie jesteśmy? Na której wyspie?
- Nie, a przynajmniej jeszcze nie. Być może rano coś rozpoznam.
Lyon wstał i rozejrzał się wokoło.
- Sądzę, że powinniśmy coś zrobić. Schronienie. -Nagle kropla deszczu uderzyła
go w nos. - Deszcz -powiedział bezmyślnie. - Jasna cholera!
Księżyc został nagle przysłonięty. Diana uniosła głowę i poczuła, jak deszcz
zaczyna zmywać słoną wodę.
- Mam nadzieję, że będzie silna burza. To by mogło uratować Rafaela i Morską
Wiedźmę". Tak, schronienie.
Odeszli kawałek od wody; Lyon zatrzymał się, kiedy dotarła do niego
rzeczywistość.
- Nie mam najbledszego pojęcia, jak przetrwać na wyspie.
Deszcz zamienił się teraz w ulewę. Diana powiedziała:
- Po pierwsze, przejdź kawałek plażą, zdejmij ubranie i opłucz się. Ubranie
również, bo inaczej będzie w żałosnym stanie i sztywne, kiedy wyschnie.
Lyon skinął głową i oddalił się od niej. Diana zaczekała, aż zniknął za zakrętem
plaży, po czym zdjęła ubranie. Umyła włosy i ciało w ciepłym, pulsują-
246
cym deszczu. Takim jak język, usta i palce Lyona, i jego... Dość tego, ty
głuptasie!". Chwyciła swoje ubranie i wyżęła je. Nie znosiła zakładania mokrej
koszulki i sukni, ale nie mogła paradować przed Lyonem, nie mając nic na sobie.
Podnosiła właśnie przemoczone pantofle, kiedy Lyon powrócił.
- A teraz co?
- Jest zbyt ciemno, żeby zbierać palmowe liście na schronienie. Spróbujmy
znaleźć jakieś gęste listowie, żeby nas osłoniło przed najgorszym deszczem przez
resztę nocy. Potrzebujemy snu.
- Może są ludzie na tej wyspie.
- Może są - zgodziła się. Nie powiedziała mu tego jeszcze, ale jeżeli na wyspie
nie ma słodkiej wody, naprawdę będą w marnym stanie, i to bardzo prędko
|
WÄ
tki
|