ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Jesteś
większym zagrożeniem od stu gogli i kasków.
Wyrra uśmiecha się w końcu i uwalnia ją. Nyil biegnie po
zwieńczeniu parapetu do Córy, jej małe, krótkie, złote skrzydła
prostują się w podnieceniu. Córy siedzi za konsolą, jej głowa znaj-
duje się niemalże na wysokości głowy Nyil, która teraz wyciąga
maleńką rączkę.
- Dobry wieczór, myr Córy - mówi po galaktycku z dos-
konałym akcentem. - Mniemam, że czujesz się dobrze?
Córy przyjmuje jej dłoń, jak gdyby był to płatek kwiatu.
- Owszem, dziękuję, myr Nyil, ufam, iż ty i twoja rodzina
także cieszycie się dobrym zdrowiem. To bardzo uprzejme ze stro-
ny twego ojca, że zdecydował się odwiedzić nas dziś wieczór.
A cóż za radość ujrzeć tu również ciebie! Czy twoi przyjaciele
mówią ci, że z każdym dniem stajesz się coraz większa? Wkrótce
naprawdę będziemy musieli zwracać się do ciebie myr Nyil.
Dziecko wzdycha żałośnie.
- Według mnie to bardzo powolne.
Córy chichocze.
- Tak, pamiętam, że i ja tak sądziłam. Robiłaś dziś coś inte-
resującego w szkole, myr Nyil?
- Owszem, było przyjemnie, dziękuję - przerabialiśmy liczby.
W tym momencie staranna wyniosłość Nyil sypie się w drobny
mak. Perełki niesfornego, zaraźliwego śmiechu, muzykalne niczym
stado rozśpiewanych ptaków, rozsypują się na ciemnym tarasie,
wtórują im pozostali, nie wiedząc, z czego się śmieją, ale nie po-
trafiąc się temu oprzeć. W środku tego zamieszania Nyil udaje się
zapytać ojca o coś w damei.
Usta Wyrry drgają, gdy zwraca się do Córy:
- Moja córka pragnie usłyszeć szczerze, czy poprawnie prze-
prowadziła tę rozmowę.
- Wręcz nieskazitelnie - odpowiada Córy. - Będzie ci trud-
no dotrzymać kroku - avrew loren mori na peer - twemu inte-
ligentnemu dziecku.
- Jej akcent byłby godny pochwały niezależnie od wieku -
dodaje Kip.
- Dziękuję wam, myr Córy i myr Kip. To uczyni ją bardzo
szczęśliwą. Bardzo nad tym pracuje, jak wiecie.
Tymczasem Nyil poważnieje, przypatrując się światełkom i prze-
łącznikom konsoli.
- Kiedy będę większa, zamierzam dowiedzieć się wszystkie-
go o takich urządzeniach - oznajmia. - Wszystkiego. Co to za
światełko się właśnie zapaliło? To wielkie czerwone - czy ono
coś ci mówi?
- Przypomina mi, że mam je wyzerować. - Córy żałuje, że
dziecko nie zainteresowało się czymś innym. Ścisza głos. - Jeżeli
go nie wyzeruję, będzie to oznaczało, że mamy prawdziwe kłopoty
- na przykład, gdyby trafił nas wszystkich piorun albo gdyby
wydarzyło się coś bardzo niedobrego - więc jeśli nie zostanie
wyzerowane, Patrol automatycznie natychmiast wyśle okręt z żoł-
nierzami, lekarzami i tak dalej, by sprawdzili, co się dzieje. Nazy-
wamy to "alarmem martwej ręki"; ciekawe, czy zgadniesz dlacze-
go. Prawie każda odległa placówka ma coś takiego.
- Martwej ręki? - Uwielbia zagadki. - Och, pomyślę nad tym.
- Ja zaś myślę - odzywa się doktor Baramji, który stoi teraz
obok nich - że nigdy nie otrzymam uścisku dłoni, ani nawet
uśmiechu od tej młodej damy, chyba że przyjdę i poproszę.
- Och, doktorze Bram, szłam, by się z panem przywitać, na-
prawdę, już byłam w drodze. - Nyil wyciąga swą delikatną dłoń,
podczas gdy małe skrzydła unoszą się do góry. - Dobry wieczór,
drogi doktorze. Tak bardzo się cieszę, że pana widzę.
Baramji ujmuje jej dłoń, ledwie co zamykając wokół niej palce,
i przechodzi na kulawy damei.
- l ja bardzo, bardzo się cieszę, że cię widzę, myr Nyil, i że
wyglądasz tak dobrze. Powiedz mi, jak miewa się twój ojciec?
Gramatyka w wykonaniu Barama jest niezgorsza, lecz wymowa
godna pożałowania. Jako lekarz polega głównie na empatii i dos-
konałej znajomości języka gestów.
- Ojciec ma się dobrze, jak myślę. To dobrze, że odłączyłeś
się od pozostałych, gdyż teraz może sam ci o tym powiedzieć. Nie
lubi stykać się z nowymi ludźmi, w przeciwieństwie do mnie. Idź
do niego, proszę.
Zeskakuje z parapetu i podbiega do Kipa, który usuwa się na
bok, by Wyrra i Baram mogli do siebie podejść. Skrzydła Wyrry
strzelają w górę, dygocząc tak, że ciskają na boki tęczowe blaski,
podczas gdy on zmusza się do zrobienia kroku ku Baramjiemu
|
WÄ
tki
|