ďťż

Na czwartym, piętrze winda stała dłużej niż na poprzednich...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Kobieta odnalazła teraz właściwy rytm i snuła jadowity monolog o psie paskudzącym na klatce schodowej, wycieraczce i piaskownicy, roznoszącym epidemie i straszącym niemowlęta oraz staruszki. Pawłowi przyszedł do głowy pomysł psychologicznego eksperymentu. Wymiana poglądów nie miała w tych okolicznościach najmniejszego sensu. Postanowił, jak w dżudo, wykorzystać impet przeciwnika, żeby ostatecznie pozbawić go równowagi. 8 – Jeżeli pies pani przeszkadza, to otruję go jeszcze dzisiaj – rzucił niewinnie. Jej oczy rozszerzyło najpierw zdumienie, ale potem zadygotała z emocji. Paweł spojrzał na nią najłagodniej jak umiał i uśmiechnął się. – Co za niespotykana bezczelność! Chamstwo! – wykrztusiła wychodząc z windy. Jej głos dochodził jeszcze spoza zamkniętych drzwi. Drzwi były zamknięte na zasuwę, co znaczyło, że ojciec nie dotarł jeszcze do domu. Paweł wpadł do łazienki i przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze z ciekawością i odrobiną niechęci. Ta niechęć pojawiła się niedawno. Do tej pory nie zwracał specjalnej uwagi na swój wygląd zewnętrzny, dopiero ostatnio zaczął patrzeć na siebie krytycznie. Jasnoniebieskie oczy uznał za niemęski detal. Ten kolor nadawał się raczej do letniej sukienki. Co innego gdyby miał na przykład zielone albo nawet piwne. Niestety, nie potrafił nic na to poradzić. Także włosy budziły poważne wątpliwości. Ich kolor był niezdecydowany: ni to blondyn, ni to szatyn. Słońce i woda rozjaśniły pasma na skroniach i czole. A do tego jeszcze poważny defekt ucha. Było w nie najlepszym gatunku. Odstawało nieco i to jedynie w górnej płaszczyźnie. Przez jakiś czas próbował temu zaradzić śpiąc tylko na lewym boku, bał się jednak, że może to doprowadzić do deformacji twarzy. Próbował przykleić ucho plastrem, ale następnego dnia musiał wyciąć kępkę włosów, zarzucił więc tę metodę po jednej próbie. Z odległości kilkunastu metrów wyglądał zupełnie przyzwoicie. Pewności siebie dodawały mu nowe wranglery, pierwsze w życiu prawdziwe dżinsy. Dopiero po długich targach i dyskusjach udało mu się przekonać rodziców, że dżinsy są najważniejszym elementem ubioru współczesnego człowieka i że człowiek, który nie nosi dżinsów, jest stracony towarzysko. Obmył twarz i z uwagą przyjrzał się wardze. Pęknięcie nie było głębokie, ale wyglądało efektownie. Ciekawe tylko, co powie na to ojciec. Początkowo miał zamiar zakleić ranę plastrem, ale po namyśle zrezygnował. Plaster bardziej zwraca uwagę niż ten drobny defekt. Uczesał się starannie. Zanim wyszedł z łazienki, obejrzał jeszcze piegi pod oczami. Na szczęście ostatnio trochę zbladły. Pies czekał na niego w korytarzu wywijając miarowo ogonem. Gdy weszli do pokoju, zwinął się natychmiast w kłębek z głębokim westchnieniem. Chłopiec oparł stopy na jego grzbiecie i sięgnął po książkę. Zanim przeczytał kilka stron, usłyszał odgłos naciskanej klamki. Dwadzieścia jeden, zdołał pomyśleć zamykając książkę. Dobiegł do drzwi i otworzył zasuwę. W progu stał ojciec. Paweł zauważył ze zdziwieniem, że ojciec ma twarz zmęczoną i pokrytą potem. Na czole ciemna smuga jakiegoś smaru. – Co się tak gapisz? Znaleźli sobie porę na remont łaźni! Szlag by to trafił! Tylko dwie kabiny czynne. Musiałbym czekać z godzinę. Idę do łazienki, przynieś mi ręcznik. Jak na początek, nie było źle. Ojciec niczego nie zauważył. Z matką pewnie byłoby gorzej. Kobiety są bardziej wyczulone na takie drobiazgi. A jednak kiedy podawał ręcznik, ojciec spojrzał na niego przez ramię i gwizdnął przeciągle: – Kto cię tak urządził? – Co? A, to... uderzyłem się. – Nie ze mną takie sztuczki, Bruner – roześmiał się ojciec. Paweł milczał. – Twoja sprawa, nie chcesz, to nie mów. Nie chciał. Sam niezbyt dobrze wiedział dlaczego, ale nie chciał. Być może są sprawy, o których nie mówi się dlatego, że są pośrodku, pomiędzy dobrem, i złem. Może dlatego, że ojciec nie darowałby sobie jakiejś moralizatorskiej wstawki: żeby uważał, z kim się zadaje, i nie robił matce przykrości albo coś w tym rodzaju. Układ między nimi był dość koleżeński, ale naprawdę 9 szczerze rozmawiali wyłącznie o piłce nożnej. Z rzadka udawało im się osiągać jakiś inny, głębszy rodzaj porozumienia. Pewnego dnia pod koniec czerwca ojciec wszedł do pokoju Pawła i zaczął rozmowę od pochrząkiwania, co oznaczało zwykle jakąś niespodziankę. Do właściwego tematu zmierzał powoli, okrężną drogą: – Paweł, musisz wiedzieć, bracie, że to ciężki obowiązek – zaczął ogólnie i trochę bez związku. – Nie rozumiem. – Rozumiesz czy nie rozumiesz, na mnie nie licz, bo ja za ciężko pracuję. A tym bardziej na matkę. Wiesz, co ona myśli o takich sprawach
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.