ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Pamiętam, jak kiedyś Wolant miał wygłosić ze sceny
zagadkę: Nazwa jakiego znanego zakładu przemysło
wego ukryta jest w znanym wierszu:
Litwo, ojczyzno moja,
m j. l T :TXO5itó fłi
Ty jesteś jak zdrowie, , ,
TI . , J, , as o.w BO ri.
Ile cię trzeba cenie,
n t j "ťnwn j ,?,
Patawag się dowie, , ;r
Kto cię stracił." " V cv
1 9 i . ..
Ale Wolant był lekko trafiony i powiedział:
Pafawag! Ojczyzno moja..."
i już nie musiał kończyć. Czy aby błędu Wolanta nie po
pełniłem w moim makowcu"?
28
Laluniu Najmilsza. 31 l 85
Znasz mnie tyle lat, a pewnie nawet przez myśl Ci nie
przeszło, podobnie jak mnie, że jestem świetnym prze
wodnikiem. Od dziś mam na to niezbity dowód. Gdyby
jakiś przewodnik miał Cię zaprowadzić na Halę Bora
czą, a zaprowadziłby na Lipowską, to masz prawo go
kopnąć. A mnie nie kopnął, choć prawdę powiedziawszy
nikogo nigdzie nie prowadziłem. Ale przewodnikiem je
stem świetnym. To się nazywało kąpiel czterokomoro
wa". Musiałem wsadzić nogi i ręce do wanienek z wodą
i puścili przeze mnie prąd. Nie jest to najmilsze, bo swę
dzi i szczypie jak pokrzywy; przewodziłem jednak najle
piej, jak umiem. Myślę, że gdyby mi wsadzili żarówkę
w pysk, to bym świecił niczym Gwiazda Betlejemska.
Wyobraź sobie wszystkich wczasowiczów i innych wrzo
dowców z kończynami w miednicach i żarówkami w py
skach! Toż karnawał w Rio w porównaniu z tym wido
wiskiem to świeczka przy Słońcu. Komunizm władza
rad elektryfikacja. Elektryfikacja władza rad ko
munizm. A ja głupi nie wierzyłem w prąd! Co gorsza, za
wsze się go bałem, bo to nie widać, nie słychać, a ko
pie i nie można mu oddać. Oczywiście musiałem go tro
chę sprawdzić. Zabronili mi wyciągania czegokolwiek
z wody podczas przewodzenia, ale na małą chwilkę wy
jąłem tytułem doświadczenia. Oczywiście mnie kopnął,
tyle że poprawić już nie zdążył, bo włożyłem z powro
tem. To podobno, nie kopanie, tylko przewodzenie, dzia
ła kojąco na nerwy, ale byłem tak podniecony, że nie
zauważyłem żadnych zmian. Z czasem może mi to spo
wszednieje jak staremu kablowi. W każdym razie trochę
podziałało, bo babę w sklepie opierdoliłem mniej, niż na
to zasługiwała. Spytałem ją, dwukrotnie, czy są czarne
flamastry. Odpowiedziała, że są, więc pół godziny sta
łem w kolejce, tu podobno są najlepsze klocki i chiń
czyki" na świecie, więc cały ten świat przyjeżdża, żeby
kupić. Gdy wreszcie dobrnąłem, okazało się, że owszem
bywają, ale dziś tylko czerwone.
Trochę łaziłem po mieście. Składają się na nie głównie
29
kuracjusze nazywam ich marnotrawni", bo marnie
trawią, a przynajmniej ich wrzodowa CZĘŚĆ i turyści.
Ale przecież w mieście widać jakieś ślady normalnego
życia. Nie tego zewnętrznego blichtru w kolorowych pi
kowanych kurtkach, z nartami czy Fieniawą" w garści.
Tu i ówdzie coś się buduje, ktoś sypie piasek na oblodzo
ne chodniki i przechowuje szklanki. Tu jest Przecho
walnia szklanek"! Z pewnością nie robią tego ani nar
ciarze, ani marnotrawni. Więc są tu jacyś normalni lu
dzie, których dziadowie zjeżdżając na nartach zahaczyli
się o jakąś sosnę i już zostali. A potem była przerwa.
Potem te ziemie zrobiły się odzyskane i znowu się ktoś
zahaczył. Wydaje mi się, że umiem tych zahaczonych
odróżnić. Nie po prozaicznym pani Basiu" w sklepie
ani po tym, że sprzedawczyni Basi nie dowozi się z War
szawy. Raczej po sposobie traktowania tych, co tu tylko
na chwilę. Jesteśmy dla nich jak powietrze, jak drzewa,
które tu rosną. Ot, zwykły element krajobrazu, bez twa
rzy i imienia. Dopiero gdyby któremuś dać w ryj, to
może by zauważył, ale podejrzewam, że bardziej by go
to zdumiało, niż oburzyło, tak jak musiało zdumieć jego
dziadka nagłe zahaczenie o drzewo. Patrzą bez zaintere
sowania, obojętnie, nie szokuje ani nie zastanawia ich
nic. Mają opatrzone te wszystkie urokliwe domy, stru
mienie i zakamarki. Nawet gdy ciągną sanki, nie robią
tego odświętnie, niedzielnie, dla samego ciągnięcia, jak
przyjezdni, ale tak, jakby te sanki były naturalnym
przedłużeniem ręki, przedmiotem, który jest po to, aby
ułatwić transport soli lub mąki ze sklepu pani Basi.
Chodniki są jeszcze oblodzone i jest trochę śniegu. Ale
tylko trochę. W nasłonecznionych miejscach stopniał zu
pełnie. To, że nie ma śniegu, to jeszcze nie dowód, że
ogrody żyją. Pierwsze zachłyśnięcie się powietrzem,
pierwszy krzyk jest wtedy, gdy zakwitną forsycje i mle
cze. Przebiśniegi, zawilce, krokusy i te inne obłoczki to
jeszcze nie to. To tylko emisariusze. Rewolucja, którą
można stłumić w zarodku. Chwilowo zima przeżyła no
30
kaut, i to w pierwszej rundzie. Ale ona się podniesie. To
pewne.
Olciu. Gdybyś znalazła chwilę czasu, to napisz ze dwa
słowa. Nie więcej. Wystarczy. Jak Tyfus i Furcia?
Ucałuj, kogo uważasz za stosowne, resztę mam w du
pie.
PS. Na obiad sztuka mięsa w sosie schrzanionym. r.;
A rano słońca nie było. To znaczy było, ale na słowo
honoru. Nad Kotliną wisiały chmurska opasłe i bure.
Jak szambowozy
|
WÄ
tki
|