ďťż

Miliony gwiazd - od horyzontu do horyzontu, pięknych, ale zimnych, wabiących, ale nieosiągalnych - sączyły zdumiewająco mało światła na równiny ciągnące się...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Roy Miro obudził się w swoim pokoju w hotelu Westwood, kiedy zegar stojący na stoliku nocnym wskazywał #/4#19. Spał niecałe pięć godzin, ale czuł się wypoczęty, więc zapalił lampkę. Odrzucił przykrycie, usiadł w piżamie na krawędzi łóżka, mrużąc oczy, żeby przyzwyczaiły się do światła, i uśmiechnął się z zadowoleniem na widok pojemnika. Przez przezroczysty plastik widać było nieokreślony kształt spoczywający wewnątrz. Postawił sobie pojemnik na kolanach i otworzył wieko. Ręka Guinevere. Czuł się szczęśliwy, będąc właścicielem takiego skarbu. Jaka szkoda, że jego wspaniałość nie potrwa długo. W ciągu dwudziestu czterech godzin, jeśli nie wcześniej, ręka znacznie się zmieni. Jej uroda będzie tylko wspomnieniem. Już w tej chwili widać było, że ma inny kolor. Na szczęście kredowa białość raczej podkreślała subtelną strukturę kości długich, stożkowatych palców. Roy niechętnie zakrył pojemnik wieczkiem, upewniając się, że uszczelka jest dobrze założona, i odłożył go na bok. Przeszedł do saloniku swojego apartamentu. Przenośny komputer był już od dawna połączony z telefonem komórkowym, włączony do gniazda zasilającego i ustawiony na stole śniadaniowym obok dużego okna. Po krótkiej chwili był już połączony z Mamą. Zażądał wyników poszukiwań, które zlecił jej poprzedniego wieczora, gdy wraz ze swymi ludźmi stwierdził, że pod adresem znalezionym w rejestrze Biura Kontroli Pojazdów Zmechanizowanych znajdowało się nie zamieszkane pole naftowe. Był wówczas taki wściekły. Teraz był spokojny. Chłodny. Panował nad sytuacją. Odczytując z ekranu raporty Mamy i naciskając klawisz Następna strona za każdym razem, kiedy kończył czytanie bieżącej, przekonał się, że znalezienie prawdziwego adresu Spencera Granta nie było łatwe. W czasie pracy w Wydziale Zwalczania Przestępstw Komputerowych Spencer poznał ogólnonarodową sieć informatyczną i słabe punkty tysięcy systemów komputerowych, będących jej składnikami. Miał do dyspozycji księgi kodów i procedur oraz schematy programowe systemów komputerowych rozmaitych kompanii telefonicznych, agencji kredytowych i urzędów państwowych. Odchodząc zabrał je z sobą lub przetransmitował je elektronicznie do własnego komputera. Po wycofaniu się ze służby zatarł za sobą wszystkie ślady w prywatnych i urzędowych rejestrach. Jego nazwisko pozostało tylko w rejestrach wojska. Biura Kontroli Pojazdów, Ubezpieczalni Społecznej i policji, ale adresy w obu dotychczasowych przypadkach okazały się fałszywe. W aktach Federalnego Biura Podatkowego figurowały osoby o tym samym nazwisku, ale żadna z nich nie była w jego wieku, nie miała tego samego numeru karty ubezpieczalni społecznej, nie mieszkała w Kalifornii ani nie płaciła ulgowych podatków jako pracownik policji. Nie było go także w rejestrach władz podatkowych stanu Kalifornia. Był więc co najmniej oszustem podatkowym. Roy nienawidził oszustów podatkowych, którzy wykazywali całkowity brak odpowiedzialności społecznej. Mama nie znalazła go na wykazach rachunków żadnej z kompanii dostarczających energię i usługi. Gdziekolwiek jednak mieszkał - potrzebna mu była elektryczność, woda, telefon, wywóz śmieci i prawdopodobnie gaz przewodowy. Jeśli nawet wymazał swoje nazwisko z rejestrów rachunków za dostawę energii - nie mógł zniknąć z rejestrów rachunków za usługi bez obywania się bez nich. Mimo to nie można go było znaleźć. Mama założyła dwie możliwości. Pierwsza - Grant był na tyle uczciwy, że płacił za usługi, więc zmienił własne nazwisko w rejestrach na fałszywe, przenosząc na nie płatność rachunków. Jedynym wytłumaczeniem tej operacji było zrealizowanie jego głównego celu: zniknięcia z życia publicznego, tak żeby nie mogła go znaleźć ani policja, ani żadne władze państwowe. Druga - był oszustem, który usuwał swoje przybrane nazwisko z rejestrów rachunków po to, żeby nie płacić za energię i usługi, które pod owym nazwiskiem otrzymywał. W obu przypadkach i on, i jego adres tkwiły gdzieś w rejestrach kompanii pod nazwiskiem, które znał tylko on. Można było go znaleźć, znając ten pseudonim. Roy zastopował wyświetlanie raportu Mamy i poszedł do sypialni po kopertę z komputerowym portretem Granta. Facet był niezwykle przebiegłym przeciwnikiem. Czytając dalszy ciąg raportu, Roy chciał mieć przed oczami zdjęcie tego inteligentnego drania. Usiadł ponownie przed komputerem. Mama nie znalazła konta Spencera Granta w żadnym banku ani w żadnym funduszu zapomogowo_pożyczkowym. Albo więc płacił za wszystko gotówką, albo miał konto pod innym nazwiskiem. Prawdopodobnie płacił gotówką. Sądząc po jego z lekka nienormalnych działaniach, mógł na przykład nie mieć zaufania do banków. Roy rzucił okiem na portret Granta. Miał dziwny wyraz oczu. Rozgorączkowany, z odrobiną szaleństwa. Może nawet więcej niż odrobiną
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.