ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Cieszę się, że was widzę. Zapraszam do mojego pałacu. - Poszedł przodem, wskazując drogę. - Mogę wam zaproponować kawę, ale z całego serca odradzam - powiedział Lou. - O tej porze robią tak mocną, że można nią przeczyścić odpływ umywalki.
- Dziękujemy - odparła Laurie i usiadła.
Jack zrobił to samo. Z nieprzyjemnym dreszczem rozejrzał się po spartańsko urządzonym pokoju. Ostatnim razem był tu rok temu, kiedy ledwo zdołał ujść z życiem przed zamachowcami.
- Myślę, że wiem, w jaki sposób wykradziono ciało Franconiego - zaczęła Laurie. - Dogadywałeś mi, że podejrzewam Dom Pogrzebowy Spoletto, sądzę jednak, że będziesz musiał zweryfikować swoje zdanie. Właściwie mogę powiedzieć, że wtedy poważnie się pomyliłeś.
Następnie Laurie wyjaśniła, co według niej się wydarzyło. Stwierdziła też, iż jej zdaniem któryś z pracowników kostnicy podał ludziom od Spoletta numer stosunkowo niedawnej sprawy nie zidentyfikowanego mężczyzny, który w dodatku leżał niedaleko zwłok Franconiego.
- Często, kiedy po ciało przyjeżdża dwóch ludzi, jeden idzie do chłodni po zwłoki, a drugi zajmuje się dokumentacją. W takim wypadku technik z kostnicy przygotowuje ciało przykryte prześcieradłem na wózku przy wyjeździe z chłodni. Myślę, że wyglądało to tak: Kierowca od Spoletta wziął ciało, którego numer otrzymał wcześniej, zdjął z niego kartkę z oznaczeniem, umieścił zwłoki w jednej z wolnych lodówek, zamienił kartkę Franconiego na tę pierwszą i po cichu opuścił kostnicę ze zwłokami Franconiego oznaczonymi już innym numerem. A pracownik kostnicy sprawdził właśnie ten numer.
- To niezły scenariusz - stwierdził Lou. - Mogę zapytać, czy masz na to jakiś dowód, czy też są to tylko twoje domysły?
- Znalazłam ciało, którego numer znalazł się w dokumentach jako numer ciała zabranego przez ludzi Spoletta. Znajdowało się w lodówce figurującej w komputerze kostnicy jako pusta. Nazwisko Gleason zostało wymyślone.
- Ach! - Zainteresowanie Lou wyraźnie wzrosło. Pochylił się do przodu i oparł łokciami na biurku. - Zaczyna mi się to coraz bardziej podobać, szczególnie te wzajemne oznaki miłości między Spolettem a rodziną Lucia. To może okazać się ważne. Przypomina mi to uchybienia podatkowe Ala Capone. Chodzi mi o to, że byłoby świetnie, gdybyśmy mogli któregoś z ludzi Lucia przymknąć za wykradzenie zwłok!
- To oczywiście wzmacnia widmo powiązań zorganizowanej przestępczości z nielegalną transplantacją wątroby - zauważył Jack. - To może okazać się związkiem przerażającym.
- I niebezpiecznym - dodał Lou. - Dlatego muszę nalegać, abyście ze swej strony zaprzestali amatorskiego dochodzenia. Zrobimy to sami. Czy mam na to wasze słowo?
- Cieszę się, że weźmiesz się za to - powiedziała Laurie. - Ale pozostaje jeszcze nie rozwiązana kwestia wtyczki w naszym zakładzie.
- Najlepiej będzie, jak tym także się zajmę. Skoro mamy do czynienia ze zorganizowaną przestępczością, można oczekiwać jakiejś formy wymuszenia czy przemocy. Ale skontaktuję się niezwłocznie z Binghamem. Nie muszę was chyba ostrzegać, że to niebezpieczni ludzie.
- Aż za dobrze pamiętam tę lekcję - powiedziała Laurie.
- Jestem zbyt zaintrygowany wyjaśnieniem tajemnicy, aby przeszkadzać - dodał Jack. - Ale czego dowiedziałeś się dla mnie?
- Wielu rzeczy. - Lou sięgnął po leżącą na brzegu biurka sporą książkę i z tajemniczym chrząknięciem wręczył ją Jackowi.
Jack otworzył ją ze zdziwieniem i zapytał: - Co, u diabła? Po co mi ten atlas?
- Będziesz go potrzebował. Nie powiem ci, ile czasu zabrało mi znalezienie tego w komendzie policji.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi - stwierdził Jack.
- Mój kontakt w FZL znalazł kogoś, kto zna kogoś z europejskiej organizacji rejestrującej czas startu i lądowania każdego samolotu w całej Europie. Przechowują dane przez ponad sześćdziesiąt dni. G4 Franconiego przyleciał do Francji z Gwinei Równikowej.
- Skąd? - zapytał Jack i kompletnie zaskoczony uniósł brwi. - Nigdy nie słyszałem o Gwinei Równikowej. To jakiś kraj?
- Otwórz na stronie sto pięćdziesiątej drugiej! - powiedział Lou.
- Co to za historia z Franconim i tym G4? - wtrąciła Laurie.
- G4 to prywatny samolot - wyjaśnił Lou. - Udało mi się odkryć, że Franconi opuszczał kraj. Do czasu, aż otrzymałem te dane, sądziliśmy, że był we Francji.
Jack otworzył atlas na wskazanej stronie. Znalazł tam mapę zatytułowaną "Zachodni basen Kongo". Obejmowała spory obszar Afryki Zachodniej.
- Dobra, gdzie mam szukać?
Lou wskazał mu odpowiednie miejsce.
- To ten maleńki kraj między Kamerunem a Gabonem. Samolot wystartował z Bata, na wybrzeżu. - Wskazał maleńką kropkę. Na mapie kraj wyglądał na jednolitą, zieloną plamę.
Laurie wstała i spojrzała Jackowi przez ramię.
- Zdaje mi się, że słyszałam o tym kraju. Chyba tam pojechał Frederick Forsyth, żeby napisać Psy wojny.
Lou złapał się za głowę.
- Jak ty to robisz, że pamiętasz takie drobiazgi? Ja nie pamiętam, gdzie jadłem lunch w zeszły wtorek
|
WÄ
tki
|