ďťż

W słabym świetle powierzchnia zwierciadła była ciemna i matowa, a błony w oknach nie przepuszczały blasku księżyca...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Ale wszystko się zgadzało: z lustra spoglądała na nią ta sama twarz, którą sobie wcześniej wymyśliła, a która teraz prawdopodobnie przywiedzie ją do zguby. Zaognione krosty zniknęły, zmieniając się w głębokie blizny. Opuchnięte, prawie pozbawione rzęs oczy w czerwonych obwódkach i nabrzmiały nos upodabniały ją do prosięcia taplającego się błocie na podwórzu. Z pewnością taka twarz mogła zniechęcić czy wręcz odstraszyć mężczyznę – i teraz Twilli przyjdzie odpokutować swój pomysł. Zastanawiała się właśnie, czy nie spróbować uciszyć głodu jakąś mieszanką ziołową, gdy usłyszała szczęk podnoszonej sztaby na drzwiach. Do pokoju wtoczyła się Tathana i postawiła na skrzyni tacę z jedzeniem. – Zjedz to – spojrzała spode łba na dziewczynę. – Kobieta musi być silna, jeśli ma iść do łóżka. Chociaż przyjdzie ci jeszcze trochę poczekać, bo na razie lord Ustar nie może się w twojej sprawie dogadać z ojcem. Ale lord Harmond ma rację. Zaprowadzacie na dół, postawią przed wszystkimi, on da wam ślub, a potem... – usta Tathany rozciągnęły się w uśmiechu. – Trafisz w ręce niezbyt kochającego cię pana – zawahała się. – Słuchaj no, ja słyszałam różne rzeczy o Wiedzących, wiesz, że mają moc i takie tam... Ale kapłan Dandusa dopilnuje, żeby żadne moce nie przyszły ci z pomocą. Oni nie lubią takich jak ty, więc uważaj. Nie wychylaj się, bo jak cię na czymś przyłapią, to pożałujesz. Jedz i ciesz się, że nie zapomnieli o tobie przy wydawaniu kolacji. Strażniczka, wyszedłszy z komnaty, zamknęła starannie drzwi. Twilla przysunęła taboret do skrzyni i przyjrzała się z bliska zawartości dwóch misek i kubka. Musiała coś zjeść. Zanurzyła łyżkę w gęstej mamałydze z gotowanych warzyw z kawałeczkami mięsa (zauważyła, że nie podano jej nic, do czego byłby potrzebny nóż) i nagle przypomniała sobie wizytę dziwnego gościa. Wszedł do komnaty tak, jakby nie spodziewał się tu nikogo zastać. Czyżby przydzielono jej pokój, który poprzednio należał do niego? Nawet nie znała jego imienia... Wiedziała tylko, że w efekcie klątwy Lasu stał się wyrzutkiem we własnym domu. Teraz, gdy nieznajomy zniknął jej z oczu i nie musiała poświęcać mu całej swej uwagi, zaczęła sobie przypominać drobiazgi, które podświadomie zapamiętała i które dopiero w tej chwili do niej dotarły. Sądząc z niechlujnego i zaniedbanego stroju, od jakiegoś czasu nikt się nim nie zajmował. Ale przynajmniej próbował się sam golić. Wystarczająco dobrze znała obyczaje szlachty by wiedzieć, że była to z jego strony próba potwierdzenia przynależności do grona lepszych ludzi; chłopi, kupcy i inni przedstawiciele niższych kast mogli sobie nosić brody, ale wszyscy szlachetnie urodzeni z dumą obnosili swoje gładkie oblicza. I jeśli nie liczyć jednej nierównej plamy krótkiego zarostu i kilku skaleczeń, udało mu się osiągnąć zamierzony efekt. Rzecz godna podziwu, jeśli wziąć pod uwagę, iż kierował się wyłącznie dotykiem. Twilla zdała sobie nagle sprawę, że gdyby obcy mógł poświęcić więcej uwagi swemu wyglądowi, nie przypominałby wcale pierwszego lepszego obdartusa. Był podobny do swego ojca, choć jego rysom brak było surowości tamtego. Poza tym był chyba młodszy niż go z początku oceniała – ledwie jakiś rok czy dwa lata starszy od Ustara, co zapewne tylko utrudniało mu pogodzenie się z losem. Czary... Tak, Hulda mówiła jej o tym. Ale Twilla pamiętała też, jakie zasady obowiązują w ich fachu: nikt nie mógł używać mocy na szkodę innym, jeśli sam nie był gotów za to zapłacić. Zeszpecenie twarzy, którego dokonała, dotyczyło tylko jej samej. Nie wyrządzając nikomu krzywdy nie musiała się obawiać odwetu złych sił. Ale pouczenia i uwagi Huldy wypływały z jej doświadczenia jako Wiedzącej, z całej mądrości, jaką zdołała nagromadzić podczas długich lat nauki i eksperymentów. Katerna jej dawno zmarła nauczycielka, koncentrowała się wyłącznie na sztuce uzdrawiania, toteż wszelką wiedzę w innych dziedzinach Hulda musiała zdobywać samodzielnie. Jej okruchy przekazała Twilli wraz z przykazaniami niezwykłej ostrożności. Ale ta magia, poczęta gdzieś w straszliwych leśnych ostępach, mogła być czymś zupełnie nowym i nie podlegać prawom, które znała Hulda
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.