ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Hanna z zatroskaniem przyjrzała mu się i pokręciła głową.
- Widzę, chłopcze, że wzięło cię bardziej, niż myślałam.
- Wiem - z trudem wydusił z zaciśniętego strachem gardła.
- Mam przynajmniej nadzieję, że jest tego warta, bo trafia jej się nie byle jaki mężczyzna - westchnęła - którego biedna Mary Ellen traci.
- Przestań... - odwrócił głowę. - Przestań, do licha...
84
Wpadło mu do głowy, że może lepiej na razie nic nie mówić Mary Ellen i nadal się z nią widywać, by nie ranić jej niepotrzebnie, gdyby małżeństwo z Kamilą nie doszło do skutku, lub też powiedzieć jej o wszystkim i pozostać z nią, gdyby tego pragnęła, ale obydwa rozwiązania odrzucił, wydały mu się bowiem zbyt podłe. Z głębokim westchnieniem odwrócił się od okna.
Marzył o kąpieli i przebraniu się, zanim ruszy do kopalni, a później na spotkanie, przed którym czul się jak skazaniec. Nie mógł uwierzyć, że zaledwie kilka tygodni wcześniej nie potrafił się od Mary Ellen oderwać, a teraz wracał, by się z nią pożegnać
- kolejny figiel losu.
- Może w końcu wszystkim ułoży się jak najlepiej - rzucił.
- Mam nadzieję, że przynajmniej tobie.
Uśmiechnął się z wdzięcznością, a w pół godziny później, wykąpany i w czystym ubraniu, zmierzał na swoim wierzchowcu w stronę kopalni.
ROZDZIAŁ VIII
Kiedy tego wieczoru Jeremiasz przywiązał konia do drzewa za domem w Calistodze, nigdzie nie zauważył śladu dzieci, doszedł więc do wniosku, że Mary Ellen dowiedziała się jakoś o jego przyjeździe. Obszedł dom, zastukał do drzwi frontowych, które niemal w tej samej sekundzie otwarły się i na progu stanęła pani domu. Miała na sobie śliczną różową suknię z bawełny, a jej miedziane włosy lśniły w blasku padającego ze środka światła. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, zarzuciła mu ręce na szyję i namiętnie go pocałowała. Na mgnienie zesztywniał, chciał się cofnąć, lecz zaraz jego ciało ogarnęła znajoma fala gorącego pożądania. Nie panując nad sobą przytulił ją mocno, rozkoszując się jak tyle razy wcześniej dotykiem jej ramion, całego ciała. Po chwili opanował się jednak i delikatnie odsunął Mary Ellen, po czym unikając jej wzroku wszedł do środka.
- Jak ci się żyło? - spytał kontrolowanym głosem.
- Tęskniłam za tobą. - Chłonęła wzrokiem jego twarz promieniejąc ze szczęścia, że znowu go ma przy sobie.
Jeremiasz zaprowadził ją do saloniku, w którym bywali dość rzadko, i Mary Ellen poczuła ukłucie niepokoju - jej kochanek zachowywał się tym razem dziwnie, zupełnie inaczej niż zwykle. Wprawdzie zawsze czuli się nieco skrępowani, gdy spotykali się po dłuższej rozłące, ale tym razem wyczuwała, że coś jest nie tak.
85
DANIELLE jSTEEL
Miała tylko nadzieję, że kiedy znajdą się w łóżku, obudzą się w nim stare uczucia i wszystko będzie po staremu.
- Bardzo się cieszę, że już jesteś, Jeremiaszu. W jej glosie było tyle nie skrywanego uczucia, że Jeremiasza aż ścisnęło za serce. Ogarnęło go poczucie winy i żal, które wzrosły jeszcze pod badawczym wzrokiem kochanki. W oczach stanął mu obraz Kamili, wspomniał radę Amelii, by poszukał sobie młodej żony... Tyle że Amelia nie wzięła pod uwagę tej biednej oddanej mu kobiety.
- Ja też się cieszę, że wróciłem. - Nie miał pojęcia, co mówić dalej. - Jak dzieci?
- Świetnie - odparła i na jej ustach pojawił się nieśmiały uśmiech. - Zaprowadziłam je do mamy, bo słyszałam, że wracasz dzisiaj, i spodziewałam się, że może do mnie zawitasz. - Czuł się jak skończony łajdak. Co miał powiedzieć tej stęsknionej, ufnej kobiecie? Że w Atlancie mieszka pewna siedemnastoletnia dzierlatka, z którą łączą go pewne plany? - Wyglądasz na zmęczonego, Jeremiaszu. Zjesz coś...? - urwała tak sugestywnie, że Jeremia-szowi się wydało, iż słowa "zanim pójdziemy do łóżka" zawisły w powietrzu, jak gdyby je wyartykułowała. Potrząsnął szybko głową.
- Nie, nie... dziękuję. Jak się w ogóle masz?
- Świetnie, dziękuję. Tylko że... - Podeszła do niego, wsunęła mu dłoń pod koszulę i delikatnie pocałowała go w kark.
- Bardzo się już stęskniłam.
- Ja też - odparł, ale zdał sobie sprawę, że zabrzmiało to dość oschle. Wziął Mary Ellen w ramiona i przytulił mocno, jakby chciał ją uchronić od bólu, który nieodwołalnie musiał jej zadać. Tylko że nagle przestał być pewny, czy rzeczywiście tak się musi stać. Czy naprawdę musiał wyznać jej prawdę? Czy nie mógł poczekać, aż sama się dowie? Pomyślał jednak, że byłoby to z jego strony tchórzliwe i nieuczciwe. - Mary Ellen... - zaczął powoli
- musimy porozmawiać.
- Nie teraz, Jeremiaszu. - Głos jej zadrżał, jakby przeczuwała, co ma usłyszeć
|
WÄ
tki
|