ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Był wdowcem.
Pracował na kolei.
Miał dwójkędzieci.
Basie, która studiowała pedagogikęw Szczecinie,oraz Romka, który uczył się w mechaniku imieszkałw internacie.
Tylko,doktorze, umowa; za benzynę płacę ja.
Inaczej nie wsiadam - oznajmił stanowczo Jurek.
Gdybym się uniósł honorem, nasza wyprawa stanęłaby pod znakiem zapytania.
W obie strony było doWargiewnicjakieś piętnaście kilometrów.
Dobra,układ stoi zgodziłem się.
- Mój nissan spali około półtora litra benzyny.
Odczasu gdy Jurek trafił do hospicjum, jego domstał właściwie bez opieki.
Klasyczny "telewizorek"z latsiedemdziesiątych.
Totek opowiadał mi, jak po pracywyrabiał pustaki zżużla, któregowagon załatwił sobiepoznajomości.
"Udało się, ależonadługo się nie nacieszyła.
Pięć lat i zmarła.
Do dziś właściwie nie wiem na co,bo lekarze kręcili".
Kraść w tym domu, co prawda, nie było co, ale dlawspółczesnych opryszków nie marzeczy, których by niewarto zdewastować.
Na dole dwa pokoje i kuchnia,u góry strych, metr wysokości, pod prostymdachem.
Typowa graciarnia.
- Wie doktor, córkamadwadzieścia lat, syn siedemnaście.
Powiem szczerze.
, mi tojuż wszystko niepotrzebne.
Ileja tamlat mogę pożyć?
Ale im chcę tę.
przyszłość zapewnić.
Rodzic żyje dla dziecka.
Weszliśmy dopokoju.
Ziąb większy niż na zewnątrz.
- Doktorze, tylkochwilka.
,rozpalę w piecu.
Nałożył z wiadra drew do pieca.
Podpaliłgazetę.
- Dobra, niech się rozpali, a my możemy się rozejrzeć - uśmiechnął się.
Wytarł ręce wspodnie, a potemzaczął otrzepywać nogawki.
Rozpierały go emocje.
-Doktorze,w czym rzecz:pomalować towszystko tojestpryszcz.
Od biedy mój chłopak.
byto zrobił,ale onma się uczyć.
Najgorszy problem jest ztym.
- Wskazałgłową napokój.
-Okno, jedno idrugie.
Tak się wypaczyły, że nie idzie zamknąć.
Alewie pan, co za komunymożna było dostać.
Powiemszczerze.
z gówna bicz siękręciło.
Ateraz plastiki pan założy i spokój do końca życia.
Więc te okna.
- świszczał.
-Teraz może przejdziemy dołazienki.
- Rozkastatsię.
-No widzi pan.
tu jużna przykład.
okno jest jak się należy.
Dwa lata temunadarzyła się okazja.
powiem szczerze, za pół ceny.
-Wskazał na plastikowe okno sześćdziesiąt naosiemdziesiąt centymetrów.
Miałem miarę w oku.
- Ale resztętutrzeba wymienić.
Sedes, niech pan popatrzy,pęknięty.
Widzi pan?
- Przytaknąłem głową.
-I uważam, że jak już robić, to na całego.
Kafelki z prawdziwegozdarzenia,a nie tak jak to.
- Wskazałna odklejającąsię plastikową płachtę z wytłoczoną strukturą cegiełek.
- Tylko przegrzebię w piecu.
Spojrzał na mnie i ruszył do kuchni, potykającsięo próg.
- Niech siępan niespieszy, mamy czas- zacząłem gouspokajać.
Bałem się, żeemocje mu zaszkodzą.
- Chodźmy zresztą dokuchni, do stołu - cofnął się.
-Pokażę panu mójkosztorys.
Nad stołem ślubny portret.
Chuchro zżoną.
ZdjęcieJana Pawła II i obraz JezusaMiłosiernego.
Wyjął z torby zeszyt.
- Proszę, pozycja pierwsza - przejechał ręką po kartce z przejęciem, jakby sprawdzał gładkość oheblowanejdeski.
- Okna dwa.
Typówka.
150 na 125.
Około siedemset złotych.
Pozycja druga.
Kafelki.
6,8 metra kwadratowego.
Metr trzeba liczyć Bajtaniej 10 złotych.
Razem w zaokrągleniu - 70 złotych.
Podłoga6 metrówkwadratowych razy 15 złotych- 90 złotych.
Przedstawiony z niebywałą precyzją punkt po punkcie kosztorys zamknął się w kwocie 2150 złotych.
- Trochę mi zabraknie - Jureczek wydął dolną wargę.
Powędrowałwzrokiem po ścianach.
Nagle spojrzałmi woczy.
- Wygrana jest pięćset osiemdziesiąt złotych.
Plus.
- Totek uśmiechnął się, podnosząc palec -.
oszczędności 1500 złotych.
- Wyciągnąłasa zrękawa.
- Muszla klozetowa.
odchodzi, prezent od doktora -schylił lekko głowę.
- Proszę pana, z renty, jak teraz jestem u was.
odkładammiesięcznie wziął wdech -200 złotych.
To praktycznie.
wyszedłbym na zero.
Oczywiście,zakładam pomyłkęw obliczeniach.
rzędu10 procent zakończył.
Spojrzałem na niego, nie zdradzając sceptycyzmu.
Przystępując do adaptacji strychu, myślałem, że wydamczterdzieści tysięcy.
Wydałem stodwadzieścia.
- Tak myślę, na czym można by tu jeszcze zaoszczędzić - zacząłem po chwili.
Jureczek przyglądałmi sięwyczekująco.
- Zostało mi kilka metrów płytek, wystarczy dokupić.
Wie pan, to nierazfajnie wygląda,jaksię dobrze dobierze.
Dwaróżnewzory, ale efektzaskakujący.
- Powiedzieć szczerze?
- Totolotekspojrzał na mnieprzenikliwie.
Czekał na moją odpowiedź.
Kiwnąłemgłową.
- Całkowicie się z panem zgadzam.
ale to nie możebyć tak - zadyszał się - że pan będzie stratny.
- Jajużi tak nic z tym nie zrobię.
Jak panchce, możemy to potraktować jakopożyczkę.
- O,o, o!
- uśmiechnąłsię.
-Przecież wiadomo, żejak nie w tymtygodniu, to w następnym coś wygram.
Ile? Powiem szczerze, niewiem.
Alewygrywam regularnie.
Tyle, ile trzeba.
Pan Bóg wie, ile dać, żebym niezgłupiał.
Na moje oko wyglądało,że remont planowany przezTotka będziekosztował około siedmiu, ośmiu tysięcy.
Tęmałąkorektę zachowałem dla siebie.
- Tak - przytaknąłem.
- A czy ma pan jakiegoś fachowca?
Panoczywiście może jakoś to nadzorować, jaw miarę możliwości panu pomogę,ale ktoś tu musi kielnią pomachać.
- W tym sęk.
Nie zabardzo.
- No, ja mam taką złotą rączkę
|
WÄ
tki
|