ďťż

- Po dwóch próbach zamachu na życie Diany Scolari, federalni nie zaryzykują, nie pokażąjej, dopóki nie będzie miała takiej obstawy jak prezydent...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Chodzi o to, żeby się do niej dobrać teraz, kiedy wciąż jeszcze są zdezorientowani. Dwadzieścia sekund. Muszę coś zrobić, pomyślał rozpaczliwie Decker. Nie mogę dać im się zabić. Muszę... Twarz zamachowca stężała. Pod jego kurtką zapiszczał telefon komórkowy. Zamachowiec wymamrotał coś, wyjął mały, płaski aparat i wcisnął guzik. - Tak, kto mówi? - Zamachowiec słuchał. - Cholera, Nick będzie wściekły. Znowu nam się wymknęła. W radio policyjnym mówili, że opuściła dom, zanim wyleciał w powietrze. Próbujemy ją znaleźć... Ty? Przyszła do ciebie? Dokąd ją zabrałeś? Niech mnie... To blisko domu. Dzwoniłeś do Nicka? Zajmie się tym? Przyznam ci się, że zaczynałem się denerwować... Wsiądziemy w pierwszy samolot. W tym czasie rozmawiałem sobie z twoim starym przyjacielem, czy ma jakieś ostatnie życzenie. Chcesz mu coś przekazać? ...Dobrze. - Zamachowiec z uśmiechem wręczył słuchawkę Deckerowi. Decker wziął ją zdziwiony. - ...Słucham? Nie słyszał tego głosu od ponad roku, ale natychmiast rozpoznał jego posępny ton. - Decker, na Boga, żałuję, że mnie tam nie ma, żebym mógł sobie popatrzeć, jak dostajesz za swoje. - McKittrick? - Zrujnowałeś mi życie - stwierdził tamten. - Posłuchaj mnie. - Zniszczyłeś moją karierę. - Nie. To nieprawda. Powiedz tym facetom, żeby mnie do ciebie zawieźli. Musimy się spotkać. Musimy o tym porozmawiać - powiedział Decker. - Mój ojciec byłby ze mnie dumny. - McKittrick, muszę się dowiedzieć o Beth. - Ale ty musiałeś się wtrącić. Musiałeś udowodnić, jaki jesteś świetny. - Gdzie ona jest? - Chciałeś, żeby tobie przypisano wszystkie zasługi. - Dlaczego uciekła z tobą? Co z nią zrobiłeś? - Nic w porównaniu z tym, co zamierzam zrobić. A co ci faceci zrobili tobie...? Mam nadzieję, że trochę się z tobą pobawią. - McKittrick! - No i kto teraz jest taki cholernie sprytny? Decker usłyszał szczęk, martwą ciszę, ciągły sygnał. Zrozpaczony, powoli opuścił telefon. Zamachowiec ciągle się uśmiechał. - Zanim oddałem ci słuchawkę, twój stary przyjaciel kazał ci powiedzieć Arrivederci, Roma. - Roześmiał się i uniósł pistolet. - Gdzie to ja byłem? Piętnaście sekund? Dziesięć? Och, do diabła z tym. Ale gdy palec zamachowca naciskał na spust, Hal zebrał dosyć sił, żeby wykonać swój ruch. Mimo rany, kopnął mężczyznę i wytrącił mu pistolet. Rozległ się stłumiony wystrzał i pocisk przebił dach furgonetki. Decker z całej siły rąbnął zamachowca telefonem między oczy. W tej samej chwili rzucił się po pistolet, przewracając krzepkiego mężczyznę, szarpiąc się pomiędzy dwoma innymi, którzy złapali go z dwóch stron. W ciasnocie furgonetki obijali się o siebie. - Co tam się dzieje z tyłu? - Kierowca spojrzał przez ramię na kotłowaninę. Furgonetką rzuciło. Decker, walcząc o pistolet krzepkiego mężczyzny, kopnął jednego z zamachowców w krocze. Natychmiast zauważył, że jeszcze ktoś walczy obok niego. Hawkins. Agent uderzył jednego z zamachowców w twarz i usiłował mu wydrzeć broń. Mężczyzna siedzący na miejscu dla pasażera zaczął przełazić przez niską barierkę, żeby dostać się do tyłu. Krzepki mężczyzna znowu wystrzelił i znowu pocisk przebił dach. Decker popchnął go i cała grupa poleciała przed siebie. Zamachowiec z siedzenia dla pasażera, pod naporem ciał, znowu wylądował obok kierowcy. Walczący polecieli jeszcze dalej przed siebie, przewalając się przez barierkę i przygniatając kierowcę. - Nie! - wrzasnął tamten, a furgonetka uderzyła w tył ciężarówki. Wcisnął pedał hamulca i usiłował skręcić kierownicą, żeby uniknąć ponownego zderzenia, ale ciężar kilku kotłujących się mężczyzn uniemożliwił mu jakikolwiek manewr. Bez możliwości kontroli kierowca mógł jedynie patrzeć z przerażeniem, jak furgonetka wpada na sąsiedni pas, uderza w bok jakiegoś samochodu, przewraca się, przekręca na bok, ślizgiem sunie dalej, ociera się o inny pojazd i przechylona wpada gwałtownie na pobocze autostrady, uderzając o beczki, rozbijając barierkę, tłukąc przednią szybę. W końcu zatrzymała się po przyprawiającym o zawrót głowy wstrząsie. Deckerowi zaparło dech. Oszołomiony, leżał bez ruchu pośród plątaniny innych, nieruchomych ciał. Przez chwilę dwoiło mu się w oczach. Zastanawiał się, dlaczego ma przed oczami lewą ścianę, a nie sufit furgonetki, i w końcu dotarło do niego, że furgonetka przewróciła się na bok i lewa strona znajduje się teraz na górze. Zdawało się, że czas stanął w miejscu. Nagle sekundy ruszyły znowu. Decker z przerażeniem wyczuł benzynę i zabrał się do działania. Opary były niezwykle gęste. Boże, pomyślał, musiał pęknąć bak. Wydobył się ślamazarnie spod jakiegoś ciała. Popędzał go strach. Przez potłuczoną przednią szybę świeciły reflektory. Hal. Muszę wydostać stamtąd Hala i znaleźć Hawkinsa
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.