- DzieD dobry

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- ChciaBam si dowiedzie, czy nie mogBaby mi pani dopasowa kilku sukienek. DostaBam je, ale niestety nie le| dobrze. - Przykro mi, ale nie zajmuj si przerbkami. - A przed chwil wyszBa std dziewczyna, ktrej... - Tak! - przerwaBam jej. - Tylko |e to byBa sukienka [lubna i zrobiBam wyjtek dla staBej klientki. RozejrzaBa si po sklepie, a potem znowu popatrzyBa na mnie. ByBa jaka[ dziwna. - Zamykam ju|... - powiedziaBam. - Domy[lam si, jednak... - Musz przeprosi! - przerwaBam jej znowu. - Prosz mwi mi po imieniu - powiedziaBa. - Jestem Gabrysia. Znaczy, nie Gabrysia, tylko Rozalia, ale wolaBabym, |eby pani mwiBa do mnie Gabrysiu. ZabrzmiaBo tak, jakby postanowiBa zosta u mnie na staBe. O matko, pomy[laBam, bo nagle dotarBo do mnie, |e to jest chyba ta dziewczyna, o ktrej w kBko opowiada Alicja! Nie miaBam zamiaru mwi do niej ani Gabrysiu, ani Rozalio, chciaBam tylko, |eby natychmiast std wyszBa i wicej nie przychodziBa, ale jednocze[nie wydawaBo mi si, |e odganiam od siebie kogo[ potrzebujcego, zupeBnie jak Wita Borkowska nasz prababk Klementyn, bo ta Rozalia od Alicji patrzyBa na mnie wzrokiem, ktry tylko jedno przywodziB mi na my[l, wic w koDcu zapytaBam: - Czy ty jeste[ gBodna, Gabrysiu? ZaprzeczyBa ruchem gBowy. Cicho powiedziaBa do widzenia i szybko wyszBa, zupeBnie jakbym j dotknBa tym pytaniem. To tyle, Krysiu. Justyna 43 WERONIKA Z nas trzech najBadniejsza jest Justynka, wszyscy tak uwa|aj, jednocze[nie uprzejmie zaznaczajc, |e ani Alicji, ani mnie niczego nie brakuje. NajBadniejsza jednak jest Justynka, z pewno[ci. Wszyscy lubimy na ni patrze, chocia| oczywi[cie jej uroda najbardziej cieszy Franka i Pelucha. UsiadBy[my na le|akach rozstawionych w cieniu mojej dzikiej jabBonki, na zacienionym skrawku kpielowego rcznika. Rachityczna jabBonka, rachityczny cieD. Bardzo gorco. - Powiedz mi, do kogo ta Anusia jest podobna? - Bo ja wiem? Mo|e do Bardotki. - O matko! - jknBa Justynka. - Przera|asz mnie! Na staro[ bdzie z niej okropna baba, gdzie ten Peluch ma oczy? - Ty te| jeste[ podobna do Bardotki. - Skd! - sprzeciwiBa si. - Jestem podobna do mamy. - Mama te| jest do niej podobna. ZaszczekaB pies, natychmiast poznaBam gBos jamnika. - Anusia wBa[nie idzie, Justynko! Na pewno zaraz bdzie przechodziBa obok, bo jej pies uwielbia siusia na mj pBot. Justynka usiadBa na le|aku i signBa po okulary. - Czy ona jest ruda, czy mnie wzrok myli? Rude s najcz[ciej faBszywe, w co ten Peluch si pcha? - Rude s najcz[ciej farbowane - sprostowaBam. - E tam, faBszywe s, ju| jedn tak rud przepdziBam. Anusia przechodziBa obok furtki, przystanBa, kiedy zobaczyBa, |e siedzimy przed domem. - Cze[, Weroniko! - zawoBaBa. - DzieD dobry pani! - dorzuciBa, patrzc na Justynk. PomachaBam jej, a Justynka mruknBa cicho: - DzieD dobry. Pzniej spojrzaBa na mnie i, tak jak przewidywaBam, zapytaBa niechtnie: - To ta Anusia mwi ci po imieniu? - Mwi. ZaczBo si od tego, |e... - Och, ju| nawet nie mw, od czego si zaczBo
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.