ďťż

Siostra jednego z kanoników katedry w Exeter...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Daj mi tę filiżankę. Wylałaś bulion na podstawkę. I nie wchodź do pokoju na palcach. Nie masz pojęcia, jakie to denerwujące. Teraz idź na dół i przynieś londyńską książkę telefoniczną. — Odszukać jakiś numer? Albo adres? — Gdyby mi na tym zależało, nie omieszkałabym ci powiedzieć. Rób, co mówię. Przynieś książkę, a obok łóżka połóż moje przybory do pisania. Panna Lawson posłuchała rozkazu. Gdy opuszczała pokój, wypełniwszy wszystkie polecenia, Emilia Arundell rzekła niespodziewanie: — Jesteś dobrą, oddaną istotą, Minnie. Nie zważaj na moją opryskliwość. Nie jestem taka straszna, na jaką wyglądam. Jesteś dla mnie bardzo cierpliwa i dobra. Panna Lawson wyszła z pokoju z rumieńcem na twarzy, mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem. Emilia Arundell usiadła w łóżku i zaczęła pisać list. Pisała powoli i starannie, robiąc liczne przerwy dla skupienia myśli i wielokrotnego podkreślania fragmentów. Skreślała słowa, poprawiała, nauczono ją bowiem, że nie wolno marnować papieru listowego. Wreszcie z westchnieniem satysfakcji złożyła podpis i wsadziła list do koperty. Na kopercie napisała nazwisko. Potem wyjęła czystą kartkę papieru. Tym razem sporządziła brudnopis, a po przeczytaniu go i dokonaniu pewnych poprawek przepisała tekst na czysto. Odczytała całość bardzo uważnie, po czym, zadowolona z rezultatu, schowała list do koperty i zaadresowała: JW Pan William Purvis, Purvis, Purvis, Charlesworth i Purvis, Doradcy Prawni, Harchester. Ponownie wzięła do ręki pierwszą kopertę, z nazwiskiem Hcrkulesa Poirota, i otworzyła książkę telefoniczną. Znalazłszy adres, dopisała go na kopercie. Rozległo się pukanie do drzwi. Panna Arundell pospiesznie wepchnęła list za okładkę papeterii. Nie miała zamiaru wzbudzać ciekawości Minnie. Minnie była stanowczo nazbyt wścibska. Zawołała „proszę” i oparła się na poduszkach z westchnieniem ulgi. Podjęła kroki, by uporać się z zaistniałą sytuacją. ROZDZIAŁ PIĄTY HERKULES POIROT DOSTAJE LIST O wydarzeniach, które właśnie przedstawiłem, dowiedziałem się oczywiście z dużym opóźnieniem. Ale dzięki szczegółowym indagacjom rozmaitych członków rodziny odnotowałem je, jak sądzę, dość dokładnie. Poirot i ja zostaliśmy wciągnięci w tę sprawę z chwilą otrzymania listu panny Arundell. Dobrze pamiętam tamten dzień. Gorący, bezwietrzny poranek pod koniec czerwca. Poirot ma niezmienny sposób załatwiania porannej korespondencji. Bierze każdy list do ręki, bacznie mu się przygląda i starannie rozcina kopertę nożykiem do papieru. Uważnie czyta treść, po czym odkłada list na jeden z czterech stosów za dzbankiem z czekoladą. (Poirot zawsze pije na śniadanie czekoladę — odrażający nawyk.) I wszystko to czyni z regularnością automatu. W takiej sytuacji najdrobniejsze zakłócenie rytmu zwraca uwagę. Siedziałem przy oknie, spoglądając na ruch uliczny. Dopiero co powróciłem z Argentyny i fakt ponownego znalezienia się w zgiełku Londynu budził we mnie jakieś szczególne podniecenie. Odwracając głowę, powiedziałem z uśmiechem: — Słuchaj Poirot, ja — pokorny Watson — mam zamiar zaryzykować pewien wniosek. — Jestem zachwycony, przyjacielu. Cóż to takiego? Przyjąłem odpowiednią pozę i rzekłem pompatycznie: — Dostałeś dzisiaj jeden szczególnie interesujący list. — Co za Sherlock Holmes z ciebie! Tak, masz całkowitą rację. Roześmiałem się. — Widzisz, znam cię na wylot, Poirot. Jeśli czytasz list dwukrotnie, musi to oznaczać, że zawiera coś wyjątkowo zajmującego. — Oceń sam, Hastings. Mój przyjaciel podał mi z uśmiechem wspomniany list. Wziąłem go z niemałym zainteresowaniem, ale natychmiast odrobinę się skrzywiłem. Był napisany staroświeckim, pająkowatym pismem, a do tego jeszcze pokreślony na dwóch stronach. — Muszę to czytać? — jęknąłem. — Ależ nie, nie ma takiego przymusu. Z pewnością nie. — Nie możesz mi go streścić? — Wolałbym, żebyś wyrobił sobie własne zdanie. Lecz nie fatyguj się, jeśli cię to nudzi. — Nie, nie, chcę wiedzieć, o co chodzi — zaprotestowałem. — To prawie niemożliwe — zauważył z przekąsem Poirot. — Ściśle mówiąc, list zupełnie niczego nie wyjaśnia. Biorąc to za przesadę, bez dalszych ceregieli pogrążyłem się w lekturze. Do Pana Herkulesa Poirota
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.