ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Pracę umysłową przerwały mu podniesione głosy dobiegające od stoiska, przy którym urzędował pan Patel. A raczej jeden z tych głosów - był bowiem zdecydowanie żeński.
Dziewczyny w J&J należały do rzadkości, czemu nie należało się specjalnie dziwić. Kiedyś, w okresie przypływu instynktów macierzyńskich, mama Johnny'ego spróbowała zagrać w Asteroidy. Była to niezwykle prosta gra, w której należało strzelać do asteroidów i od czasu do czasu pojawiających się latających talerzy. Johnny, obserwując jej wyczyny, był zaskoczony, że latające spodki w ogóle się odstrzeli wuj ą. Na pokładzie wszyscy powinni tarzać się ze śmiechu. Albo spodki powinny stanąć gdzieś z boku, by załogi mogły napawać się niespotykaną odmianą całkowitego braku koordynacji u pilota trójkątnego, ziemskiego okrętu. Jak się patrzyło na te wyczyny, to człowiekowi wszystko opadało.
Nie, kobiety po prostu nie nadawały się do gier.
Tymczasem, najwidoczniej nieświadoma tej podstawowej prawdy, dziewczyna przy ladzie głośno składała zażalenie na niedawno kupioną grę. Wszyscy wiedzieli, że jak się raz zdejmie celofan, to choćby wewnątrz były jedynie mysie bobki, reklamacji się nie uwzględnia. Była to jedna z podstawowych zasad pana Patela, od której nie było wyjątków. Powód był
prosty: Wobbler nie był jedynym miłośnikiem piractwa komputerowego w okolicy, o czym pan Patel doskonale wiedział. Choć prawdą było także to, iż był z nich wszystkich najbardziej denerwujący.
Nic więc dziwnego, że pozostała klientela obserwowała całą scenę z pełnym fascynacji niedowierzaniem. Na składającej reklamację nie zrobiło to zresztą żadnego wrażenia.
- ...w dodatku kto by zapłacił za grę, w której widać jedynie gwiazdy? - Panienka postukała z obrzydzeniem w pudełko zawierające obiekt zażalenia. - Gwiazdy to ja już widziałam, i to ładniejsze. Tu piszą, że będzie się walczyć z kilkunastoma rodzajami okrętów obcych. W grze nie ma nawet jednego!
Pan Patel wymamrotał coś, czego stojący zbyt daleko Johnny nie dosłyszał. Dziewczynę zaś słyszał doskonale, miała bowiem głos o owym (na szczęście rzadko spotykanym) przenikliwym brzmieniu, które słychać dosłownie wszędzie. W dyskotece też.
- O nie, nie dam się spławić! Niby jak miałam się przekonać, co to za gra, nie próbując jej? A żeby spróbować, musiałam otworzyć. Takie sytuacje dokładnie precyzuje Ustawa o sprzedaży dóbr z 1983 roku!
Można było usłyszeć duże litery - taki to był głosik.
Pełna podziwu publika z satysfakcją obserwowała zaskoczenie pana Patela. Widać było wyraźnie, że jest mocno zestresowany. Nie było w tym nic dziwnego -dotąd nie spotkał nikogo, kto byłby w stanie wymówić cudzysłów.
Wymamrotał coś jeszcze, najwyraźniej nie rezygnując z walki.
- Skopiować ją?! A po co miałabym ją kopiować? Kupiłam ją, jak pan dobrze wie, wczoraj. Piszą w reklamie, że spotka się fascynujących obcych. Napotkałam jeden myśliwiec i jakieś głupie napisy na ekranie. Zresztą myśliwiec i tak zaraz uciekł. Nie wiem
jak pan, ale ja w żadnym razie nie nazwałabym tego fascynującą obcą rasą.
Napisy!
To wzbudziło żywe zainteresowanie Johnny'ego, toteż zaczai się przepychać w stronę lady. Pan Patel znowu coś wymamrotał i ku zdumieniu całego sklepu -lecz nie elokwentnego dziewczęcia - sięgnął na półkę po nową grę. Faktycznie miał zamiar ją wymienić! Było to coś tak niesłychanego, jakby piec przemówił ludzkim głosem albo Czyngis-chan, zamiast złupić miasto, został dobrowolnie w domu, aby obejrzeć mecz w tv.
Potem pan Patel podszedł do komputera (tego z tak wytartą klawiaturą, że się jej nie dało odczytać) i załadował do niego grę przyniesioną przez dziewczynę. Z głośników popłynęła aż za dobrze znana Johnny'emu melodia, przez ekran przewinęły się napisy w stylu Gwiezdnych wojen: "Potężna flota ScreeWee zaatakowała Federację i tylko TY...", a potem na ekranie pojawiła się przestrzeń (komputerowa, ma się rozumieć), czyli czarne nic z rozbłyskującymi gwiazdami.
- Na poziomie pierwszym powinno być ich sześć -powiedział ktoś za Johnnym.
Pan Patel skrzywił się boleśnie i ostrożnie nacisnął jakiś klawisz.
- Właśnie pan wystrzelił bez sensu torpedę - poinformował go uprzejmie Wobbler. - Tu faktycznie nic nie ma...
Pan Patel miał dość.
- Jak się znajduje to, do czego się strzela? - spytał zrezygnowany.
- One same pana znajdują. Normalnie już pana nie powinno być - rozległo się z widowni.
-Tak jak mówiłam: nic, tylko kosmos - w głosie dziewczyny słychać było satysfakcję. - Zostawiłam komputer włączony na parę godzin i cały czas to samo.
- Może byłaś za mało wytrwała. W waszym wieku
trudno o prawdziwą wytrwałość -jęknął rozpaczliwie pan Patel.
Wobbler spojrzał nad jego głową na Johnny'ego. W oczach miał znaki zapytania, widoczne mimo grubych szkieł.
- On ma na myśli, że nie próbujemy z uporem maniaka - przetłumaczył Johnny.
-Gadanie! - skwitował Wobbler. - Próbowałem z uporem maniaka przez pół zeszłej nocy i też nic nie znalazłem.
Widać było, że pan Patel się łamie.
Aż dziw, że gdy się złamał, nic nie trzasnęło. Otworzył nową grę i przy milczącym podziwie obecnych załadował do komputera na miejsce przetestowanej.
- No to zobaczymy, jak wygląda ta gra, zanim zajmie się nią pan Wobbler - oznajmił z tryumfem.
Głośniki zagrały, napisy przejechały w górę ekranu, potem to samo zrobiły opcje i na ekranie ukazał się kosmos.
- Zaraz się pojawią! - stwierdził pan Patel. Mimo to wciąż było widać tylko kosmos.
- Nic nie rozumiem! - Z pana Patela uszła nie tylko cała pewność siebie, ale i zrozumienie. - Przywieźli ją dopiero przedwczoraj!
Na ekranie można było podziwiać kosmos w pełnej krasie.
Wyłącznie kosmos.
Pan Patel przyjrzał się podejrzliwie pudełku, ale wszyscy widzieli, jak sam, osobiście, zdejmował z niego folię.
Zniknęli, pomyślał Johnny. Ze wszystkich gier. Nawet nowych.
Widząc minę pana Patela, sklep wybuchnął śmiechem. Tylko Wobbler i Yo-less się nie śmiali - z mieszaniną szacunku i strachu patrzyli na Johnny'ego.
On także się nie śmiał.
4. "Nikt nie ginie naprawdę"
- Odnoszę wrażenie... - zaczął Bigmac.
- No? - zachęcił go Yo-less.
- Odnoszę wrażenie..
|
WÄ
tki
|