Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Jak Michał?
– Rano dzwoniłam do szpitala. Jest jeszcze
nieco osłabiony, ale w zasadzie wrócił już do
zdrowia.
– ¦ci±gnijcie go tu. Trzeba go wystrzelić w ¶lad
za nimi. I to jak najszybciej. Pani± poproszę o
zrobienie pełnej inwentaryzacji magazynu.
– To potrwa miesi±c, brak pieniędzy
zauważyłam przypadkiem, chciałam zamkn±ć
otwart± skrzynkę...
– Hm... Proszę mimo to choć pobieżnie
wszystko przejrzeć.
Minęły ponad cztery godziny, nim kobieta
zapukała do gabinetu zwierzchnika. Siedział
przed komputerem głęboko zamy¶lony.
– Brakuje rewolweru i dwu łódek z nabojami –
zameldowała. – Pieni±dze zabrał
prawdopodobnie Filip. W każdym razie był w
magazynie ostatni, a do tego sam.
– My¶lałem, że Sławek – mrukn±ł.
– Michał już dotarł.
– Przy¶lij go tutaj.
– Jak pan s±dzi, trzeba zabić cał± czwórkę?
Rawicz milczał długo zamy¶lony.
– Paweł potwierdził chyba swoj± lojalno¶ć
wobec projektu – powiedział cicho. –
Przetrzymał naprawdę ciężkie tortury. Sławek i
Filip mogli się jako¶ dogadać w czasie wspólnej
misji. Magda? Nie wiem...
– Podkochuje się chyba w naszym lotniku. W
każdym razie zauważyłam, że wodzi za nim
zachwyconym wzrokiem.
– Diabli nadali...
– Czemu pan my¶li, że to Sławek?
– Wychowywany przez samotn± matkę, ojciec
nieznany. Przegapili¶my to. A ja się
zastanawiałem, dlaczego ta twarz wydaje mi się
znajoma...
Spojrzała na niego dzikim, przerażonym
wzrokiem.
– Niech się pani przejdzie do jego pokoju i
poszuka na poduszce włosów. Spróbujemy zrobić
testy genetyczne.
* * *
B±bel znikn±ł w ułamku sekundy. Paweł
przetoczył się po ziemi, połamane gałęzie
bole¶nie dĽgnęły go w plecy. Wstał i rozejrzał się.
Lał deszcz. Chłopak zakl±ł pod nosem.
– Tutaj! – spomiędzy brzózek zawołał go
Sławek. Przedarł się w jego stronę. Po¶ród drzew
stał całkiem spory szałas.
– Czy¶cie zgłupieli!? – Wytrzeszczył oczy. –
Huk materializacji może ¶ci±gn±ć nam na głowę
tubylców.
– Spoko wodzu – u¶miechn±ł się jego kumpel.
– Rozdzielili¶my siły. Filip poszedł do miasta,
trochę się rozejrzy. Ja zostałem, żeby na was
poczekać. Nawet gdybym wpadł, misja nie jest
zagrożona.
– Jest rozrzut?
– Około trzech, czterech godzin. Czekamy
jeszcze na Magdę. A wła¶ciwie ja czekam. A ty
doł±cz do naszego lotnika.
– I jak go niby znajdę? Zabrał może ze sob±
telefon komórkowy?
– O każdej parzystej godzinie będzie czekał
przed ko¶ciołem ¶więtej Anny.
– No to ruszam. – Paweł obci±gn±ł na sobie
mundur.
I w tym momencie r±bnęło. Sławek, z trudem
łapi±c powietrze, wygrzebał się z ruin szałasu.
Paweł, stoj±c na czworakach, potrz±sał głow±.
– Uaaa... – jękn±ł. – W uszach mi dzwoni.
– Dobrze się czujesz?
– Jak ¶wi±teczny karp, którego za słabo
stuknęli w głowę... Szukaj dziewczyny, zaraz
dojdę do siebie. A ty?
– Trochę poobijany. Nic mi nie jest.
Magda siedziała na mokrym piachu kilka
metrów od nich. S±dz±c po zadrapaniach,
przekoziołkowała przez krzaki.
– Jestem. – U¶miechnęła się na widok Sławka.
– Nie mogli się postarać o lepsz± pogodę?
– Poczekaj. – Poci±gn±ł nosem. – Co to, u
licha, za zapach? Jakby palone pierze czy futro...
Rozejrzeli się oboje. Typowy lej rozgarniętej
podmuchem ziemi. W piachu kł±b zwęglonego
szarego futra.
– Zabiłam kotka – zmartwiła się.
– Kotka... – mrukn±ł Paweł, wychodz±c
spomiędzy krzaków. – Mam ochotę popatrzeć na
to co¶...
– Co masz na my¶li?
– Zawsze przy wyczepieniu pojawiał się kot.
Michał mi kiedy¶ wspomniał, że widział, potem
sam widziałem.
– Zaraz, zaraz. Jak skoczyłem z Filipem do
zadżumionej Warszawy, też chyba widziałem w
ogrodzie kota. – Sławek zmarszczył brwi.
Jego przyjaciel tymczasem wykopał ciało
czę¶ciowo pokryte piaskiem. Jeden bok miało
opalony. Obmacał je pospiesznie.
– Wygl±da jak zwyczajne zwierzę – stwierdził.
– Elastyczno¶ć skóry i mię¶ni... – Wyj±ł z
kieszeni kozik. – Może lepiej na to nie patrzcie –
zaproponował.
Wykonał cięcie sekcyjne od mostka do
miednicy.
– Mamy go – mrukn±ł trochę bez sensu.
– Co to, u diabła, jest?! – Magda w zdumieniu
wpatrywała się w rozprute stworzenie.
– Mię¶nie z czego¶, co wygl±da jak silikon,
ko¶ci z aluminium lub podobnego metalu.
Pewnie zasilane elektrycznie, gdy oberwał
b±blem, nast±piło zwarcie i st±d ta spalona sier¶ć.
Naci±ł głębiej i wydobył połyskliw±
kryształow± kulę wielko¶ci piłeczki
pingpongowej.
– Hm, co¶ jakby kryształ pamięci – zauważył
Sławek. – Widać chyba kolejne warstwy zapisu.
– Do licha – syknęła ich przyjaciółka. – Kto
nam to podrzucił?
– Kto¶ z naszej przyszło¶ci – wysun±ł hipotezę
Paweł. – Ta technologia jest bardzo rozwinięta,
ale sposób zapisu wydaje mi się po prostu
twórczym rozwinięciem naszych metod. Być
może w przyszło¶ci, któr± stworzymy, będzie
nadal istniał instytut badaj±cy historię, kto wie,
może nawet różne warianty historii. I kto¶ wy¶le
tak± wła¶nie sondę, by rejestrowała nasze
poczynania. A tu pech, rozgnietli¶my jedn± na
placek...
– Pomóc nam nie pomog± – dziewczyna
rozważała gło¶no. – Pewnie też obowi±zuje ich
zasada nieingerencji. Co zatem robimy z tym? –
wskazała wypatroszony zewłok.
– Pomóc nie pomog±, ale i jak do tej pory nie
przeszkadzaj±. – Paweł wrzucił kulkę kryształu
do wnętrza zwierzaka. – My¶lę, że jak to tu
zostawimy, to wcze¶niej czy póĽniej przyjd± i
sobie zabior±. Możemy wy¶wiadczyć im tę
grzeczno¶ć, nawet je¶li traktuj± nasze misje jak
reality show...
– A może mamy tam swoje fankluby? –
podsun±ł Sławek z wła¶ciwym sobie
optymizmem.
– I obstawiaj±, kto z nas wykona zadanie. –
Dziewczyna podniosła z ziemi futerał altówki. –
Jak na wy¶cigach konnych. Tylko mi jako¶
brakuje poczucia uczestnictwa, chyba jestem
mało podobna nawet do rasowej klaczy. Deszcz
trochę ustaje. Muszę się przebrać. – Popatrzyła z
żalem na podart± spódnicę. – A potem pójdziemy
do miasta?
– ChodĽmy. – Paweł wskazał gestem wydmy,
za którymi leżało Koło. – Poczekamy na ciebie
kawałek dalej.
Deszcz ustał. Zapadał wczesny jesienny
zmierzch
|
WÄ…tki
|