ďťż

- Dużo nam to pomoże! - Llaw uśmiechnął się...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Szykuję się do wojny z wrogiem, którego nie mam szans pokonać. Nie jestem generałem. - Odwrócił się do kręgu twarzy oświetlonych blaskiem pochodni. - Spójrz tylko na nich - powiedział. - Traperzy, zbiegli chłopi i skrybowie. Ani jeden nie ma kolczugi. Co mamy robić, kiedy pojawi się armia wroga? - Walczyć albo uciekać - odparł Manannan. - Są tylko dwie możliwości. - Nie możemy uciec. Wczoraj przyszedł do nas człowiek, który powiedział nam, że flota króla wpłynęła do Cithaeron z tysiącem żołnierzy na pokładzie. Nie ma już dla nas odwrotu: wyłapią nas jak szczury. Manannan milczał przez chwilę. - Rozejrzyj się - powiedział wreszcie. - Puszcza jest wielka i armia nie zdoła zmusić was do otwartej walki. Nie pozwól, by dzisiejsze koszmarne wydarzenia doprowadziły cię do rozpaczy. Pora pogrzebać Ollathaira i pożegnać jego duszę. Z tyłu kręgu zrobił się jakiś ruch i ludzie rozstąpili się, by przepuścić Nuadę i Groundsela. Krępy banita popatrzył na zwłoki. - A więc - rzekł - to jest ten wielki czarnoksiężnik. Bardzo nam się przydał. - Co ty tutaj robisz? - zapytał Llaw. - Chyba się trochę oddaliłeś od swoich terenów łowieckich. Tutaj nie ma co kraść. - Cieszę się, że także i ciebie widzę, Llawie - stwierdził Groundsel, uśmiechając się. - Ja znalazłem się tutaj, jak twierdzi Nuada, z powodu mojego przeznaczenia. Rozmawiał z Dagdą i obaj zdecydowali, że bohater Groundsel musi spotkać się z czarnoksiężnikiem Ollathairem. Cóż, już go spotkałem. Trochę krótko to trwało, ale takie jest życie. Rano wracam do domu. - Zaczekaj! - odezwał się Nuada. - Nie to mówił Dagda i dobrze o tym wiesz. Ale nie będziemy o tym dyskutować w tej chwili. Pochowajmy tego człowieka, a ja powiem o nim kilka słów. - Nie ograniczysz się przecież do kilku słów, poeto - rzekł Groundsel. Banita, mrużąc oczy przez chwilę bacznie przyglądał się Manannanowi, a potem odwrócił się bez słowa i wycofał się z kręgu mężczyzn. Llaw nakazał, by przeniesiono ciało Ruada do jaskiń. Inni dźwigali zbroje Gabali. Manannan przyłączył się do Morrigan, która przez cały czas była dziwnie milcząca. Były Rycerz spojrzał jej w twarz. Wyglądała blado i niezdrowo w blasku księżyca. - Jak się czujesz, Morrigan? - Zostaw mnie - szepnęła. - Muszę się stąd wydostać. - Dlaczego? - Jestem zmęczona. Powinnam... odpocząć. Pozwól mi odejść. - Chodźmy do ich obozu. Tam odpoczniesz. I zjesz... - zniżył głos do szeptu. - O to ci chodzi? Potrzebujesz Ambrii albo... Posłuchaj, Morrigan, musisz z tym walczyć. Musisz. - Postaram się. Ale teraz zostaw mnie na jakiś czas. Chcę być sama. - Tego właśnie nie powinnaś robić. Wyrwała mu rękę i rzuciła wściekłe spojrzenie. - Odejdź! - syknęła, ale on nawet się nie ruszył. - Wiem, że interesował cię wyłącznie Samildanach - powiedział łagodnie - a ja byłem tylko przyjacielem, któremu się zwierzałaś. Alej a ciebie kochałem, Morrigan. Nadal cię kocham. Na chwilę wytworzyło się pomiędzy nimi napięcie, ale potem kobieta jakby zapadła się w sobie. - Wielcy bogowie światła - szepnęła. - Pomóżcie mi! - Były Rycerz podszedł do niej i niezręcznie wziął ją w objęcia. Zawadzały mu zbroje, które oboje mieli na sobie. - Chodź ze mną - powiedział i poprowadził ją w ślad świecącej pochodniami kolumny. Znalazłszy się w jaskiniach, Morrigan zdjęła zbroję i zjadła trochę mięsa i suszonych owoców. Potem pożyczyła kilka kocy j poszła spać w głąb jaskiń. Wielu ludzi towarzyszyło Llawowi i Nuadzie na pogrzebie czarnoksiężnika Ollathaira i wysłuchało mowy poety. Gdy z wolna wracali do jaskiń, jeden z mężczyzn został z tyłu. Był zmęczony i bolała go stara kontuzja kolana, jakiej doznał, gdy spadł z konia, a zwierzę przygniotło go do ziemi. Zatrzymał się i przez jakiś czas siedział na zwalonym przez burzę drzewie. Masował kolano, aż ból złagodniał i już chciał wstawać. Wtedy ujrzał stojącą opodal kobietę. Była młoda i piękna, a jej włosy lśniły srebrzyście w blasku księżyca. - Lepiej wracać do jaskiń - poradził jej. - Tutaj jest zimno. - Ja także zmarzłam - powiedziała, siadając obok mężczyzny, opierając głowę na jego ramieniu i kładąc mu rękę na udzie. - Ale w jaskini jest straszny tłok. Zostań ze mną trochę. - Odwrócił się do niej i wsunął dłoń pod koc, którym była okryta, przeciągając nią po jej bokach i rozkoszując się delikatnością jej ciała. Nie chciało mu się wierzyć, że nie kazała mu przestać... położył ręce na jej piersiach. Uniosła twarz i pocałowali się. Zapominając o zimnie, mężczyzna zaczął ją niezręcznie rozbierać. - Nie mogę w to uwierzyć - szepnął. - Nigdy w życiu mnie coś takiego nie spotkało. Co za noc! Ależ mam szczęście! Morrigan milczała. A potem jej wargi spoczęły na jego szyi... ROZDZIAŁ 16 Lamfhada siedział z Gwydionem i patrzył, jak topnieje śnieg, a małe białe i żółte kwiatki wyłaniają się na pokrytej jeszcze lodem łące. Niebo było cudownie niebieskie, a słońce jaskrawo oświetlało góry. Starzec poklepał młodzieńca po ramieniu. - Nie wpadaj w rozpacz, przyjacielu - rzekł Uzdrowiciel. - Wiem, że jest wielu, którzy się ze mną nie zgodzą, ale nasz przyjaciel znalazł wreszcie spokój w świecie znacznie lepszym niż ten. - Był dla mnie taki dobry - powiedział Lamfhada. - Przyjmował mnie w swoim domu i wiele mnie nauczył. A ja zrobiłem z metalu ptaka, który potrafił latać. Otworzył dla mnie nowy świat. - Był dobrym człowiekiem, ale trafiła mu się przykra śmierć. Jednak to nie jest ostateczny koniec, uwierz mi. Zaufaj moim siwym włosom: wiele w życiu widziałem i wiele się nauczyłem. - Ja też wiem więcej niż przedtem. - Młodzieniec wzruszył ramionami. - Zło jest silne i zawsze zwycięża. - Poznałeś tylko część cyklu, Lamfhado... tę, która odbywa się teraz. Dobro i zło ścigają się nawzajem. Jeśli znajdziesz się w niewłaściwym miejscu, stwierdzisz, że zło triumfuje. Ale dalsza podróż pokaże ci, że w końcu przegra, znowu wygra, przegra... i tak w nieskończoność. - I nic nie zostaje nigdy osiągnięte? - To zależy, co uważasz za osiągnięcie. - Starzec zachichotał. - Wygrana nie jest najważniejsza. Liczy się walka. - Ale po co walczyć, jeśli nie ma się szans? - Przyjrzyj się dokładniej tej myśli, bo w niej zawarta jest najpotężniejsza broń zła
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.