ChodziB po chaBupach, namawiaB do koBchozu

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
WchodziB, ledwo si mieszczc pod powaB, bo wszdzie izby niziutkie, coby lepiej i oszczdniej ogrza; wchodziB i zamiast: Niech bdzie pochwalony, mówiB, |e przyszBy nowe, lepsze czasy, wspaniaBe, sprawiedliwe i dobre, i |e trzeba, mówiB, poBczy si w jedn wielk rodzin, bo czBowiek czBowiekowi powinien by bratem i lepiej si |yje, mówiB, w wielkiej rodzinie ni| w maBej, a t nasz biedn ziemi, mówiB, rozbit miedzami, nale|y poBczy w jedn, wspóln, jednakowo dla wszystkich kamienist i piaszczyst, chlebem za[ i plonami dzieli si te| jednakowo. Wic niechaj grzech z takiego gadania spadnie na Gozdzickiego, bo to on Kubiaka tu przywlókB niczym zaraz. Gozdzicki jechaB fur od powiatu i w Kamionkowym Lesie zobaczyB, |e taki idzie, wysoki na dwa metry, barczysty jak db, mi[nie mu a| rozsadzaj poBatan koszul; dobry taki do roboty i pewno za darmoch, poniewa| na bose nogi idzie; stary 57 chciwiec Gozdzicki, któremu zawsze wszystkiego byBo maBo, im wicej miaB, tym wicej chciaB mie, a dom miaB on tu jeden z cegBy murowany i pod dachówk, podwórze jak warzywnik wielkie, do tego sze[ krów dojnych, pi [wiD i t kurw ziemi miaB, o Jezu, zaledwie w trzech kawaBkach, Jezu, Jezu, razem dwana[cie morgów ziemi, ludzie, ludzie! a ty czBowieku w swoje dwa albo trzy morgi, podzielone na paseczki, zby wbijaj, wy|yw z nich rodzin i bydlaki; jak je dzieli, te morgi swoje, Jezu miBosierny, a odpowiedz Ty mnie utrapionemu, zaharowanemu, na jakie zagonki? zagoneczki? {eby i |yto, i owies, i kartofle si pomie[ciBy, i |eby jeszcze czBowiek mógB wypa[ swoj krow |ywicielk i kobyBk swoj, i traw dla nich na zim nakosiB? Och, ty ziemio moja przeklta, ty ziemio moja bBogosBawiona! Wic niechaj Gozdzicki bdzie potpiony, amen. WypatrzyB bolszewika, oceniB siB jego mi[ni, ndzot koszuli, wziB na parobka, chocia| ka|dej wiosny, lata i jesieni swoich, std, do roboty braB, i szBo si do Gozdzickiego za kartofle, za miark zbo|a i za talerz zupy nawet, bo jak si poza domem zje, to dla dzieciaków wicej zostanie, a teraz obcego najB i trzymaB, cho ju| od pierwszego dnia wiedziaB, |e to antychryst, bo si przed jedzeniem nie |egna, a wieczorem nie klka do pacierza pod [witym obrazkiem z Mari Panienk. Od razu musiaB te| Gozdzicki wiedzie, |e ta jego suczka umiBowana, Halina, Halka, dostaje na widok kacapa [ciskania w doBku i gdzie indziej. Halka nie byBa najmBodsza, stara panna prawie, dwudziesty pierwszy jej szedB. Gozdzicki jakby na hrabiego dla niej czekaB, nie przyjmowaB swatów, wszyscy w ZasBawiu byli dla niego jak parobcy, nawet Lipienie i Teo-dorki; córk wbijaB w pych, stroiB j co dzieD we wst|ki i korale. Nie chciaBa na nikogo spojrze, rki nikomu nigdy nie podaBa, gBupia suka. To i j Pan Bóg pokaraB, od pierwszego 58 wejrzenia rozmiBowaBa si w przybBdzie. A ten stary skurwiel, Gozdzicki, udawaB, |e niczego nie dostrzega. Wreszcie miaB caBkiem darmowego parobka i pewno my[laB, |e dziki niemu okrutnie si wzbogaci,'oszczdzajc na worku kartoflów czy miarce zbo|a. Wic ty teraz od nas, Gozdzicki, który j jeszcze dzwigasz, t swoj pierworodn, ukochan, w pysznych koralach i wst|kach, nie spodziewaj si lito[ci; a ty tu, bolszewiku, strze| si naszego gniewu. To i kamieniami po strzesze. Kamieniami po oczach okienek. Tak, widziaBa te kamienie i sByszaBa t milczc, zajadB nienawi[
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkÅ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gównianego szaleÅ„stwa.