ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Z takiej śmierci spływają nieraz wielkie łaski nowego
męstwa i podtrzymania dla ducha.
Łaski te stają się również udziałem Bernadetty. Jest to pierwsza śmierć, na
jaką patrzy własnymi oczyma i choć jest lekka i spokojna, wstrząsa nią do
głębi.'Młodość człowieka kończy się dokładnie z tą chwilą, w której pojęcie
"śmierć" staje się dla niego rzeczywistością. t Nie odrywa wzroku od
jasnych oczu konającej, która z całą świadomością stara się do niej
uśmiechnąć. Uśmiech ten ma zapaść w duszę patrzącej. Bernadetta rozumie z
całą pewnością, że oniemiała staruszka mówi jej o Pani: - Niech cię nic nie
zdoła zachwiać, Mario Bernardo - leci ku niej wraz z ostatnim uśmiechem. -
Pani wie dobrze, czego chce. Wie, dlaczego przyszła właśnie do ciebie, a
nie do kogo innego. I to wie również, dlaczego teraz skazała cię na takie
życie. Widocznie inaczej nie można i tak być musi. Gdy ktoś dojdzie już tak
daleko jak ja, czuje się lekko, radośnie, jest szczęśliwszy od wszystkich
innych. Ale ty, moja mała, będziesz jeszcze szczęśliwsza ode mnie, bo przy
tobie stoi Pani, w życiu i śmierci.
Po pogrzebie siostry Zofii, Bernadetta próbuje zabrać się znowu do swoich
ręcznych robót. Nie może. Ręce jej jakby zesztywniały. Oczy przestają
odróżniać kolory jedwabnych nici. Wydaje się, jakby Pani osobiście się w to
wmieszała i zapowiedziała: - Dosyć tej zabawy!
Bernadetta rozumie. Bernadetta zaprzestaje zabawy. Mija rok, w ciągu
którego matka Imbert i kapelan domowy ksiądz Febvre obserwują zmiany w
duszy Marii Bernardy. Ona sama nie zwierza się nikomu. Z wolna dokonuje się
przewrót w jej życiu duchowym. Przestaje traktować pracę wewnętrzną jak
dziecinna uczennica szkolne zadania, które trzeba odrobić, aby jak
najprędzej mieć je poza sobą. W skupieniu wstąpiła na drogę, którą z coraz
większą świadomością musi przejść aż do końca. I chociaż, stosownie do
pełnego troskliwości zarządzenia księdza biskupa, korzysta nadal z różnych
swobód i ułatwień, to jednak z wzmożoną gorliwością i uwagą bierze udział w
rozlicznych ćwiczeniach. Zgromadzenie świętej Hildegardy nie jest zakonem
kontemplacyjnym jego członkinie pracują ciężko w szpitalach i w szkole.
Stąd też modlitwy nocne nie są tu ani regułą, ani zwyczajem. Jedynie kilka
starszych lub zwolnionych z dziennej pracy sióstr wstaje już ' o trzeciej
nad ranem i odprawia w kaplicy matutinum. Coraz częściej dołącza się do
nich Maria Bernarda, aż jej w końcu przełożona ze względu na wątłe zdrowie
zakazuje rannego wstawania. Wydaje się, jakoby Bernadetta z największym
wysiłkiem walczyła teraz przeciwko czemuś, co jej z wszystkich stron grozi
okrążeniem
W klasztorze abonuje się tylko jedną gazetę i to w jednym egzemplarzu. Jest
nią L'Univers, organ sławnego Louis Veuillot, który kiedyś kruszył kopie w
obronie Bernadetty i cudu w Massabielle. Właściwie to tylko matka
przełożona i mistrzyni nowicjatu czytają tę gazetę. Inne zakonnice nie
interesują się aktualnymi wydarzeniami w świecie i są przeważnie zbyt
zmęczone, aby w rzadkich chwilach wolnych zdobyć się na studiowanie prasy
Nadszedł jednak dzień, w którym L'Univers wędruje z rąk do rąk. Olbrzymie
nagłówki obwieszczają wypowiedzenie wojny. - Zbrodnia Prus! Na Berlin! -
Najpierw nadchodzą wiadomości o wielkich zwycięstwach. Potem o zwycięstwach
mniejszych. Później ze zgrozą wyczytuje się już tylko nazwy zajętych przez
wroga miast francuskich. A wreszcie przychodzi wieść, że cesarz Napoleon
został wzięty do niewoli, a Prusacy oblegają Paryż!
Już w ciągu pierwszych tygodni wojny prędko opróżnia się dom macierzysty
świętej Hildegardy. Pierwsza grupa najwytrawniej-szych pielęgniarek
wyjeżdża do różnych szpitali wojennych, urządzanych w Paryżu i innych
miastach. Wojna jest krwawa, wybuchają epidemie, pielęgniarek potrzeba
coraz więcej. Nawet siostry z wykształceniem nauczycielskim opuszczają
klasztor i spieszą na pomoc. Nieliczne pozostałe w domu macierzystym i w
dwustu filiach Zgromadzenia z Nevers, skubią szarpie i zwijają bandaże.
Między nimi Bernadetta. Z dnia na dzień młoda zakonnica staje się bardziej
niespokojna. Nieustannie kładzie w uszy matce Imbert, aby ją, na miłość
boską, wysłała do jakiegoś szpitala, przecież w czasie nowicjatu przeszła
szkołę pielęgniarstwa. Przełożona pociesza ją, że przy następnej
sposobności przedstawi jej życzenie księdzu biskupowi. Jednak ekscelencja
nie bardzo jest skłonny narazić na niebezpieczeństwo cenny klejnot,
powierzony mu przez Laurence'a z Tarbes. Tymczasem następują nowe
powikłania Opróżnia się jedna ze stolic arcybiskupich i obejmuje ją biskup
Forcade. Biskupstwo w Nevers jest przez dłuższy czas osierocone. Sprawujący
w zastępstwie rządy wikariusz generalny wysłuchuje prośby Bernadetty.
Szpital w Nevers jest przepełniony, gdyż nawet tak daleko, o sto
trzydzieści mil od Paryża, zwozi się rannych Znaczna część dawnego zespołu
pielęgniarek została wysłana na północ i zachód. Każda para rąk a zwłaszcza
zręcznych rąk, jest gorąco pożądana. Bernadetta Soubirous zostaje zatem
przydzielona jako pielęgniarka do szpitala w Nevers. Również i matka Maria
Teresa nie chce pozostać bezczynna. Dom świętej Hildegardy opustoszał.
Mistrzyni nowicjatu, choć jest tylko wykwalifikowaną nauczycielką, oddaje
się również do dyspozycji szpitala. Zostaje przyjęta w charakterze siostry
nadzorującej.
I tu objawia się znowu nowa Bernadetta. Ciotka Bernarda lubiła podkreślać,
że wszyscy Casterot są z urodzenia półlekarzami. Mają szczęśliwą rękę do
chorych. Prawdziwość tego twierdzenia udowodniła nieraz Ludwika Soubirous,
ratując małego syna Bouhouhorts oraz różne inne dzieci z sąsiedztwa przy
rue des Petites Fossees. Teraz znów Bernadetta okazuje się z kolei
prawdziwą Casterot. Nasuwa się przy tym uparcie myśl, że Pani, chcąc się
przyczynić swym objawieniem do uzdrowienia świata, i pod tym względem
trafny uczyniła wybór.
Nikt w szpitalu nie domyśla się, że siostra Maria Bernarda jest sławną
dzieweczką z Lourdes. Wszyscy widzą w niej zakonną pielęgniarkę, taką jak i
inne. Co prawda wyróżnia się niezwykłymi, wielkimi oczami i miłym wyrazem
twarzy. Z czasem wszyscy chorzy i ranni, nawet z tych sal, które nie są pod
jej opieką, pragną mieć ją koło siebie. Przez całe dnie słychać głosy
wzywające siostrę Marię Bernardę. Dotknięcie jej rąk ma kojący wpływ.
Spojrzenie jej oczu jest pokrzepieniem. Wrodzona rezolutność, odziedziczona
po ciotce Bernardzie Casterot a przygaszona życiem klasztornym, znów bierze
w niej górę. W szpitalu znajduje się wielu żołnierzy z pułków z Tarbes, Pau
i innych miast pirenejskich
|
WÄ
tki
|