ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Sporo musi kosztować to przedsięwzięcie, które nie daje spodzie-
wanych rezultatów!"
Na sianie wiły się białe gąsienice. Przyjrzała im się z bliska i zaraz
wróciła pamięcią do czasów, gdy żyła w furgonie z Wielką Isobel.
Miała wówczas dziewięć lub dziesięć lat. Za każde dziesięć zdechłych
szczurów lub za cały nowy miot kwatermistrz płacił bochenkiem chle-
ba. Pochyliła się nad klatką, przypatrując się szczurzym szczeniętom.
Miały nieproporcjonalnie duże łebki, całkiem jak nowo narodzone
ogary, i pokryte były delikatnym białym futerkiem, z wyjątkiem dwóch,
które były jednolicie szare.
Jak widać po oznaczeniach, mają pięć dni. Podobnie jak po-
przednie mioty okazały się bezużyteczne wyjaśniał jej emir przez
ramię. Jego oddech przesycony był zapachami przypraw. Ujął cały
miot w palce o nieskazitelnie przyciętych paznokciach i wrzucił do
wiaderka. Maleństwa poszły pod wodę, nie próbując nawet walczyć
o życie. Napięcie wyostrzyło zmysły Aszy. Potrafiła wyodrębnić kil-
kanaście pojedynczych, cichych pluśnięć. Natrafiła spojrzeniem na
twarzyczkę małej Violanty, która trzymając skórzane wiaderko, miała
oczy pełne łez. Ojciec ma numer czterysta sześćdziesiąt osiem
oznajmił rzeczowym tonem starzec, sięgając do następnej klatki.
Nie jest w stanie produkować czystego potomstwa.
Szybkim ruchem wsunął rękę do wnętrza. Asza usłyszała pisk. Leo-
fryk wydobył z klatki samca, którego chwycił, zaciskając palce w po-
łowie jego tułowia, upstrzonego ciemnobrązowymi i białymi plamkami.
305
Zwierzątko piszczało i wiło się z rozpostartymi nóżkami i wyprę-
żonym ogonkiem, który po chwili zaczął się panicznie poruszać raz
w jedną, raz w drugą stronę. Emir wziął zamach, chcąc uderzyć jego
łebkiem o kant ławy.
Asza nie zdążyła jeszcze o tym pomyśleć, a już błyskawicznym ru-
chem chwyciła go za przegub, uniemożliwiając mu roztrzaskanie szczu-
rzej czaszki.
Nie! Zacisnąwszy wargi, pokręciła głową. Nie zrobisz
tego... ojcze.
Wypowiedziała to słowo wyłącznie po to, żeby nim wstrząsnąć.
I osiągnęła pożądany skutek. Leofryk wpił się w jej twarz spojrze-
niem sklerotycznych, niebieskich oczu, otoczonych siateczkami zmar-
szczek. Gwałtownie się wzdrygnął, gniewnie wykrzywił usta, po czym
cisnął w nią szczurem i wsunął do ust ukąszony palec.
Masz go, skoro ci tak na nim zależy! Żywy pocisk trafił ją
prosto w pierś. Opuściła ręce, żeby go chwycić, zanim spadnie na po- ]
sadzkę. Przez ułamek chwili trzymała w dłoniach kłębuszek kłującej
sierści, która pokrywała muskularne ciałko, potem zaklęła i znierucho-
miała jak słup soli, bo gryzoń zagłębił się w fałdy jej obszernego
płaszcza. Czego dotyczy twój sprzeciw? rzucił uszczypliwie
Leofryk,
Asza pozostawała w całkowitym bezruchu. Powietrze było przesy-
cone odorem szczurzych odchodów. Gdzieś tam w zwojach jej płasz-
cza poruszało się coś małego. Przysiadł w zagłębieniu łokcia!" Nie
wsunęła drugiej dłoni do rękawa, tylko spróbowała pieszczotliwej per-
swazji:
No, malutki...
Ciepły kłębuszek poruszył się. Przysiadł na tylnych łapkach. Asza
odruchowo napięła mięśnie w oczekiwaniu ukąszenia ostrych jak
brzytwy, dłutowatych ząbków.
Nie ugryzł jej.
Dzikie zwierzęta z własnej woli nie wchodzą w fizyczny kontakt j
z człowiekiem. Pozbawione swobody ruchów wpadają w panikę. Ten
najwyraźniej do tego przywykł, co znaczyło, że często przeżywał takie
sytuacje. O wiele częściej niż Leofryk, odgrywający rolę ekscentrycz- ]
nego emira hodowcy szczurów.
Asza, wciąż nieruchoma, przeniosła wzrok na Yiolantę. Mała nie-
306
wolnica postawiła wiaderko z utopionymi szczurkami na podłodze
i z przyciśniętymi do twarzyczki piąstkami wpatrywała się w nią z prze-
rażeniem i nadzieją w oczach.
Łagodność jako uboczny skutek twojego hodowlanego programu?
Pierdoły, szacowny Leofryku. Pierdoły! Nie przyszła ci do głowy
prawdziwa przyczyna tej łagodności, podczas gdy ja wiem, kto oswoił
te stworzonka z pieszczotami. I w dodatku mogłabym się założyć, że
nie jest to jedyna twoja niewolnica, która się z nimi bawi".
Niech będzie. Zatrzymam go sobie. Ponownie obróciła się
do emira. Myślę jednak, że błędnie oceniłeś sytuację, w jakiej się
oboje znaleźliśmy.
Błędnie? Pod jakim względem?
Ja nie jestem szczurem, Wasza Wielmożność.
Co takiego?
Asza w dalszym ciągu trwała w znieruchomieniu. Pod przykryciem
wełny małe stworzonko ułożyło się spokojnie na jej przedramieniu.
Dotyka mojej skóry!" Wyobraziła sobie, jak szczur wspina się na jej
ramię i poprzez zagłębienie obojczyka prześlizguje się na kark, osło-
nięty kołnierzykiem koszuli. Omal jej nie zemdliło na myśl o przypo-
minającej węża główce i łuskowatym ogonie, które stykają się z jej
skórą, lecz... uświadomiła sobie, że po prostu czuje ciepło delikatnej
sierści takie samo, jakim promieniowałoby psie szczenię i szyb-
kie postukiwanie małego serduszka.
Podniosła wzrok ku twarzy Leofryka i powiedziała opanowanym
głosem:
Nie jestem szczurem, mój Panie Ojcze. Nie możesz mnie hodo-
wać. Nie jestem też jedną z twoich nagich niewolnic. Mam za sobą
osobny życiorys. Osiemnaście lub dwadzieścia lat życia, związki, zo-
bowiązania i ludzi, za których ponoszę odpowiedzialność.
I?
Wyciągnął przed siebie ręce
|
WÄ
tki
|