ďťż

Sukcesy, jakie replikator odnosi w świecie, zależą od tego, w jakim świecie się znajdzie - od zastanych warunków...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Do najważniejszych z nich należą inne replikatory wraz z następstwami wywieranych przez nie wpływów. Jak angielscy i niemieccy wioślarze, geny nawzajem sobie sprzyjające będą zyskiwały na swojej obecności. W pewnym momencie ewolucji życia na naszej planecie to grupowanie się pasujących nawzajem do siebie replikatorów zostało sformalizowane poprzez stworzenie odrębnych nośników - komórek, a później wielokomórkowych ciał. Nośniki, u których wyewoluował cykl życiowy o wąskim gardle, pomyślnie się rozwijały i stawały się coraz bardziej odrębne i „nośnikowate”. Upakowanie materii żywej w osobne nośniki stało się cechą tak uderzającą i dominującą, że gdy na scenie pojawili się biologowie i zaczęli zadawać pytania na temat życia, przeważnie dotyczyły one nośników - pojedynczych organizmów. Pojedynczy organizm dotarł do świadomości biologa jako pierwszy, podczas gdy replikatory - obecnie znane jako geny - uważane były za część wyposażenia tego organizmu. Dużego wysiłku umysłowego wymaga przywrócenie biologii właściwego punktu odniesienia i uświadomienie sobie, że to replikatory zajmują pierwsze miejsce zarówno w hierarchii ważności, jak i w historii życia. W uprzytomnieniu sobie tego faktu pomóc nam może świadomość, że nawet dzisiaj nie wszystkie skutki fenotypowe genu są ograniczone do tego ciała, w którym dany gen przebywa. Bez wątpienia geny powinny być zdolne, a rzeczywistość to potwierdza, do sięgania poza granice pojedynczego ciała i manipulowania obiektami ze świata zewnętrznego, zarówno nieożywionymi, jak i żywymi istotami, nawet bardzo odległymi. Z niewielką pomocą wyobraźni ujrzeć możemy gen jako centrum dyspozycyjne zarządzające rozchodzącą się na wszystkie strony siecią rozszerzonych wpływów fenotypowych. Dowolny zaś obiekt istniejący w świecie postrzegać możemy jako centrum sieci, w którym zbiegają się wpływy pochodzące od wielu genów, z wielu organizmów. Dalekosiężny gen nie zna ograniczeń. Jak świat długi i szeroki, we wszystkich możliwych kierunkach biegną wektory spinające geny z ich skutkami fenotypowymi. I trzeba tylko jeszcze uwzględnić pewien dodatkowy fakt, w praktyce zbyt ważny, by nazwać go marginalnym, lecz w teorii nie na tyle konieczny, by nazwać go nieuchronnym: że te chaotycznie przebiegające wektory pogrupowane są w wiązki. Replikatory już nie buszują swobodnie po morzach, stłoczone są w wielkich koloniach - pojedynczych ciałach. A ich skutki fenotypowe, miast być rozproszone równomiernie po świecie, w większości przypadków uwięzione są w tych samych ciałach. Lecz pojedynczy organizm, zjawisko tak nam bliskie na naszej planecie, wcale nie musiał zaistnieć. Jedyną kategorią bytu, która musi zaistnieć, by powstało życie w dowolnym miejscu wszechświata, jest nieśmiertelny replikator. PRZYPISY Poniższe przypisy odnoszą się tylko do pierwszych jedenastu rozdziałów. W tekście książki miejsce opatrzone komentarzem zaznaczono gwiazdką. ROZDZIAŁ 1 Skąd się wzięli ludzie? 1 ...wszystkie próby odpowiedzi na to pytanie, datowane przed 1859 rokiem, są bezwartościowe... Niektóre osoby, nawet niewierzące, poczuły się urażone słowami Simpsona. Zgadzam się, że gdy czyta się je po raz pierwszy, razi ich szalony brak kultury, taktu i tolerancji. Przypominają powiedzenie Henry’ego Forda: „Historia to przeważnie banialuki”. Jeśli jednak staniesz przed koniecznością podania przeddarwinowskiej odpowiedzi na pytania: „Kim jest człowiek?”, „Czy życie ma jakikolwiek sens?”, „Po co istniejemy?”, to pominąwszy wyjaśnienia opierające się na prawdach wiary (są mi one znane, nie marnuj znaczka pocztowego), czy rzeczywiście umiałbyś przytoczyć jakąkolwiek, która nie byłaby obecnie bezwartościowa, jeśli nie liczyć jej (znaczącej) wartości historycznej? Jest przecież możliwe, by coś było po prostu zwyczajnie błędne, i właśnie takie były, przed 1859 rokiem, wszystkie odpowiedzi na powyższe pytania. Str. 19 Nie jestem rzecznikiem moralności opartej na zasadach ewolucji Krytycy błądzili czasem, uznając Samolubny gen za książkę broniącą egoizmu jako zasady, jaką powinniśmy się w życiu kierować! Inni, być może, przeczytawszy tylko tytuł lub nie przebrnąwszy przez pierwsze dwie strony, sądzili, że wyrażam w niej pogląd, iż egoizm i inne niegodziwości są, czy to nam się podoba czy nie, nieodłączną częścią naszej natury. Taki błąd bardzo łatwo popełnić, jeśli jest się przekonanym (a nie wiadomo czemu tak się wydaje wielu ludziom), że cechy genetycznie „zdeterminowane” są nie do zwalczenia - ostateczne i nieodwracalne. W rzeczywistości geny „determinują” zachowanie jedynie w sensie statystycznym (patrz również strony 62-66). Dobrą analogią są tu przysłowia i powiedzenia na temat pogody - jak choćby to, że czerwone niebo o zachodzie słońca wróży dobrą pogodę nazajutrz
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.