ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
..
Patrząc na tę gromadę łaknących nieszczęśników kobiety płakały. Tęsknota po mężu, po ojcu, po bracie była w, ich łzach. Kołosowskiego bolało to ich współczucie i żal, zdawało się Bohdanowi, że lada chwila któraś z kobiet zawoła w rozpaczy: Przecież to nasi! To wyście grzmieli na całe niebo! Czyż spodziewałyśmy się, że wrócicie tacy?"
Stał przed kobietami bosy, długonogi jak Don Kiszot, w swoich bezsensownych spodniach do butów, których nie miał, w bluzie rozłażącej się i mokrej od potu. Ledwie się trzymać na nogach, po długim marszu czuł wprost ogień w plecach kontuzja jeszcze się dawała we znaki. Gdyby mógł gdzieś przysiąść. Od czasu do czasu ruszał to ramieniem, to plecami, czym zwrócił zapewne uwagę brygadzisty, rządzącego klepiskiem Wychoły. Wpadł mu jakoś w oko ten chudy jak tyka jeniec o czarnym zaroście i chmurnym, posępnym spojrzeniu.
- O, ten Kozak jest chyba z naszych stron i prze-
82
szedłszy kocim krokiem między milczącymi ludźmi zatrzymał się przed Kołosowskim ściskając w ręku drąg.
Nie inaczej z trudem wykrztusił Kołosowski.
Widzisz, od razu się domyśliłem... No, kozacki synu, pokaż, pokaż im, że nie zapomniałeś, czegoś się nauczył od rolników, że umiesz nosić drągi ze słomą! Patrz, drąg jak złoto potrząsnął żerdzią tuż przed Kołosowskim nasz, ukraiński!
Drąg był długi jak kopia. Idealnie wypolerowany słomą, z żółtawym połyskiem, jakby utoczony ze starej kości słoniowej. Wychoła wyprężył się i niby indyjski maharadża trzymał tę pradziadowską kopię z wiązu, którą posługiwało się zapewne niejedno pokolenie do noszenia słomy.
No, masz, weź, pokaż im!
Kołosowski nie drgnął nawet. Ktoś z gromady jeńców skromnie zauważył:
Przed wojną woziliśmy słomę siatkami.
Jakby ukąszony tymi słowami Wychoła spąsowiał:
Nauczyli was mądrale roztrząsać ją siatkami po całym polu. A stogi poukładane są byle jak, na wskroś przemakają na deszczu... Gospodarze! A my, cóż że nie w takim tempie i bez siatek, za to starannie i skinął na dziewczynę stojącą w pobliżu z grabiami: O, nałoży ci dziewucha słomy na drąg, że ani jedno źdźbło nie spadnie!
Podczas całej tej perory Kołosowski przyglądał się Wychole. Siwe skronie, siwe krzaczaste brwi, pod którymi niebieszczą się łzawo baczne, zimne oczy. Usta uśmiechają się raz po raz, mięsista twarz z czerwonymi sklerotycznymi żyłkami też się uśmiecha, tylko wiecznie ten baczny chłód w spojrzeniu, od którego markotnieje każdy, na kogo je skieruje. Kołosowski patrząc spode łba na drąg czuł się tak, jakby go prześladował jakiś upiór pod postacią tego przedpotopowego narzę-
83
dzia... Przecież kiedy podchodzili do klepiska, pierwsze, co tam ujrzał, był to właśnie ten drąg: przyklęknąwszy na jedno kolano ktoś usiłował unieść go, oderwać od ziemi... Tylko nie to, byle mi tylko nie kazali nosić drągów!" Ś na samą tę myśl poczuł ból w kontuzjowanym grzbiecie... I masz tobie. Właśnie na niego padł wybór tego władcy klepiska, który kpiąc w żywe oczy znowu wbił spojrzenie w Bohdana:
Więc jak? Drąga się przestraszyłeś? Bebechy ci wylezą? I to ty chciałeś odebrać im Charków?
Kołosowski patrzył na niego z nienawiścią. Chciał to uczucie ukryć, ale nie był w stanie. Nienawidził tego spoconego kartoflanego nosa, wytłuszczonego kaszkietu, ust rozciągniętych w uśmiechu uśmiech ten jakby d,o nich przylgnął, jeszcze drżał, ale wargi już zbielały ze złości. Kim jesteś, człowieku? Przecież żyłeś na tej ziemi, chodziłeś wśród nas, mówiłeś naszym językiem, a teraz... Czym się stałeś? Dlaczego uwziąłeś się na mnie, znęcasz się wypatrzywszy doświadczonym okiem nadzorcy, w jaki sposób możesz mi przyczynić więcej fizycznego bólu?..."
Brygadzista jeszcze raz wysunął drąg niemal dotykając nim twarzy Bohdana:
Ś Bierzesz czy nie? Bo jeżeli nie chcesz, to gadaj, że odmawiasz. Na samym początku sabotaż...
Kołosowski powiódł spojrzeniem po całym drągu aż do jego zaostrzonego końca. Może wziąć mimo wszystko i przebić cię nim? Jak robaka przygwoździć cię do ziemi tym twoim drągiem!.."
Z gromady wystąpił nagle Szamil i odsunął Kołosow-skiego:
Ten nie może. Jest po kontuzji, rozumiesz? błysnął na brygadzistę białkami.
Wychoła zmierzył wzrokiem niespodziewanego obrońcę.
A może ty? Twój kumpel?
Jeszcze jaki z Zimnej Góry... Dawaj.
Ale Szamilowi Wychoła drąga nie dał. Zapaleniec, narwaniec, po takim wszystkiego się można spodziewać... Wciągnąwszy głowę w uniesione ramiona znowu spojrzał na Kołosowskiego przymrużywszy oczy:
Od razu zauważyłem, że jest cały pokręcony... Pomyślałem sobie, że trzeba tego Kozaka postawić pod drąg, żeby mu grzbiet wyprostował. Bo taki to już instrument, że każdą chrząsteczkę wyrychtuje... Ale okazuje się, że słomiany to Kozak, co?
Przecież wam powiedziano, że nie da człek rady odezwał się gdzieś z gromady zmordowany, starszy już wiekiem jeniec, którego nikt nawet nie znał z imienia.
Nie dasz rady, to po coś mi tu potrzebny? podniósł głos rozzłoszczony brygadzista
|
WÄ
tki
|