ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Zorientowałem się, że niepotrzebnie poruszyłem ten temat i
udając, że
wywody Achillesa w zupełności trafiły mi do przekonania, skierowałem rozmowę na
znaczki. I
wtedy właśnie zdarzył się ten przedziwny wypadek.
Pamiętam, że początkowo mówiłem trochę nienaturalnie, gdyż przede wszystkim
chciałem
odwrócić uwagę Achillesa od Charona. Tak się jednak złożyło, że zeszliśmy na ten
sakramentalny odwrócony nadruk. W swoim czasie przedstawiłem Achillesowi
niepodważalne
dowody, iż jest to falsyfikat, i zdawało się, że sprawa została wyczerpana.
Tymczasem wczoraj
przeczytał jakąś książczynę i uroił sobie, że stać go już na wygłaszanie
własnych sądów. W
stosunkach między nami to rzecz niebywała. Diabli mnie wzięli, straciłem
panowanie nad sobą i
wygarnąłem mu wprost, że nie ma zielonego pojęcia o filatelistyce, że jeszcze
rok temu nie
widział różnicy między hawidem a klaserem, w jego zbiorach aż się roi od kancer,
to chyba o
czymś świadczy. Achilles też się uniósł i wybuchła zażarta kłótnia, do jakiej
jestem zdolny tylko
z nim i tylko z powodu znaczków.
Jak przez mgłę dotarło do mej świadomości, że w trakcie tej kłótni ktoś wszedł
do apteki,
podał przez moje ramię jakąś kartkę i Achilles zamilkł na chwilę, co
niezwłocznie
wykorzystałem, by wedrzeć się klinem w jego mętne wywody. Pamiętam jeszcze
przykre uczucie
jakiejś przeszkody, coś z zewnątrz natrętnie mąciło moją świadomość nie
pozwalając logicznie
rozumować. Później to jednak minęło i kolejna faza tego niesłychanie ciekawego
psychologicznie zjawiska nastąpiła w momencie, gdy kłótnia się skończyła i
umilkliśmy obaj
wyczerpani i trochę na siebie obrażeni.
Właśnie w owym momencie, wiedziony jakimś niejasnym nakazem, rozejrzałem się po
lokalu,
dziwiąc się podświadomie, że nie odkrywam żadnych zmian. Równocześnie zdawałem
sobie
wyraźnie sprawę, że jakaś zmiana musiała w czasie naszej kłótni nastąpić.
Zauważyłem, że i
Achillesa trawi pewien niepokój. On również szukał czegoś wzrokiem, potem
przeszedł się
wzdłuż lady i zajrzał pod nią. Wreszcie zapytał: Powiedz mi, Febie, czy nikt tu
nie
przychodził? Najwidoczniej dręczyło go to samo, co mnie. Pytanie to jakby
postawiło kropkę
nad i, uprzytomniłem sobie przyczynę mojej rozterki.
Niebieska ręka! wykrzyknąłem olśniony nagłym wyrazistym wspomnieniem. Jak na
jawie ujrzałem przed oczami niebieskie palce trzymające kartkę papieru. Nie,
nie ręka!
zaprotestował Achilles. Macki! Jak u ośmiornicy! Ależ ja wyraźnie pamiętam
palce
Macki jak u ośmiornicy powtórzył Achilles oglądając się niespokojnie.
Chwycił z lady
książkę recept i zaczął ją spiesznie przerzucać. Wstrzymałem oddech w dręczącym
przeczuciu.
Trzymając w ręku kartkę podniósł na mnie z wolna otwarte szeroko oczy, a ja już
wiedziałem, co
mi powie.
Febie wymówił zduszonym głosem. To był Marsjanin. Znajdowaliśmy się w
takim
stanie ducha, że Achilles jako człowiek związany z medycyną uznał za konieczne
zaaplikować
mnie i sobie coś wzmacniającego. Sięgnął do dużego kartonu z napisem
Norsulfazolum i wyjął
zeń butelkę koniaku. Tak, gdyśmy tu kłócili się o ten nieszczęsny nadruk, do
apteki wszedł
Marsjanin, podał Achillesowi pismo zlecające przekazanie okazicielowi wszystkich
preparatów
zawierających narkotyki. Achilles całkiem podświadomie wręczył mu przygotowaną
paczkę, po
czym Marsjanin oddalił się pozostawiając w naszej pamięci jedynie fragmenty
wspomnień i
migawkowy obraz utrwalony kątem oka.
Co do mnie, to pamiętałem dokładnie niebieską rękę, pokrytą krótkimi, rzadkimi
włosami oraz
mięsiste palce bez paznokci i nie mogłem wyjść ze zdumienia, że podobny widok
nie
sparaliżował mi wtedy języka w ustach
|
WÄ
tki
|