ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Cztery tysiące za całą partie odezwał się jakiś potentat.
Pięć powiedział drugi.
Siedem zaoferował radża.
Osiem tysięcy wykrzyknąłem, zastanawiając się, czy drugie
osiem wystarczy na bazylikę.
Dziewięć podniósł radża.
Dziesięć rzuciłem. Ci leniwi hultaje nie są warci ani centa
więcej!
Jedenaście podniósł radża.
Mówiłem przecież, że tylko tyle są warci! zawołałem. Ma
pan wosk w uszach, czy co? Dwanaście, i to jest moje ostatnie słowo.
Trzynaście.
Czternaście powiedziałem. Może uda mi się wyjść na
swoje, zanim wymiar sprawiedliwości nie odkryje, że stanowią moją
własność.
Wymiar sprawiedliwości? zdziwił się drugi potentat.
Zjedli swego wodza odparłem.
Radża podszedł do platformy i przyglądał im się badawczo i długo.
Naprawdę zjedli wodza?
Garnirowanego cebulką odparłem szybko.
Piętnaście powiedział po dłuższym wahaniu.
Szesnaście podniosłem. Są też homoseksualnymi gwał-
cicielami.
Ali ben Ishak zerwał się z krzesła, aby mnie przelicytować, lecz
nadepnąłem mu na palec u nogi i Ali ben usiadł z powrotem, miotając
przekleństwa. Radża ponowił dokładne oględziny, potrząsnął głową
i wrócił na swoje miejsce.
Sprzedani, za szesnaście tysięcy dolarów wykrzyknął
licytator.
Zerknąłem na anglojęzycznego tragarza. Świdrował mnie wzro-
kiem.
Uwolnijcie ich i skierujcie na południe oznajmiłem.
Zmieniłem zdanie. Są zbyt niebezpieczni, aby ich trzymać.
Licytator wzruszył ramionami, a ktoś z tylnych ławek zawołał:
No, znacie tych pyszałkowatych amerykańskich milionerów:
łatwo przyszło, łatwo poszło.
Godzinę później licytacja dobiegła końca i znowu zostałem
kompletnie spłukany, chętnie pozwalając Ali ben Ishakowi zatrzymać
74 Mikę KesniCK.
aukcyjne pieniądze, którymi powinienem był wykupić się od Arabów
i Holendra, w zamian za jego milczenie.
No cóż, nie kompletnie spłukany. Zostawił mi dwieście zielonych
za przeprowadzenie ceremonii, która raz na zawsze związała go
węzłem małżeńskim z Caesare Toburem alias Winstonem Rilesem,
alias Hansem Gerberem, alias Horstem Brokowem, alias Holendrem.
Może i było to trochę niezgodne z prawem, ale musiałem spełnić swój
codzienny, rozdzierający serce obowiązek. Nie pamiętam co prawda,
abym widział przedtem równie zapłakaną i rozkapryszoną pannę
młodą jak Holender.
Rozdział 5
MUMIA
Bywają rzeczy gorsze niż pobyt latem w Kairze.
Można na przykład przebywać latem w Kairze bez centa przy
duszy, bez jedzenia i przyjaciół, w jedynym garniturze, i uciekać przed
szalonym Holendrem, który rozpowiada o tobie podłe i straszliwe
kłamstwa wszystkim, którzy zechcą ich słuchać.
Można też przebywać latem w Kairze bez centa przy duszy, bez
jedzenia i przyjaciół, w jedynym garniturze, i uciekać przed szalonym
Holendrem, który rozpowiada o tobie podłe i straszne kłamstwa
wszystkim, którzy zechcą ich słuchać, oraz dać się zapędzić w ciemną
uliczkę przez kryjącą się wśród cieni wysoką i mroczną postać.
To właśnie ja byłem owym zapędzonym.
Jeśli chodzi o ścisłość, uliczka, nie najgorzej zresztą oświetlona,
znajdowała się w odległości kilku kroków, ale była wówczas okupowa-
na przez trójkę młodych mężczyzn, których wcześniej wciągnąłem do
pewnych gier hazardowych używając laminowanych prostokątów
tekturowych, pokrytych ciekawymi i skomplikowanymi obrazkami po
obu stronach. Nie chcąc wywoływać gorzkich wspomnień, uznałem za
stosowne unikać, że tak powiem, bitych dróg, kiedy nagle zwróciło
moją uwagę, że moja osobista droga nie była tak niebita, jak mógłbym
sobie tego życzyć. Ilekroć postawiłem krok, identyczny krok stawiał
nieodłączny cień za moimi plecami. Ilekroć się zatrzymywałem, cień
postępował tak samo. Początkowo to ignorowałem, bo nie noszę przy
sobie cennych przedmiotów, ale po pewnym czasie zacząło mnie
niepokoić i doszedłem do wniosku, że cywilizowany człowiek na ogół
dysponuje czymś, czego niektórzy Egipcjanie mogą potrzebować, na
przykład butami.
Ib MiKe KesmcK
No cóż, zabawa w kotka i myszkę trwała ponad dziesięć minut. Pod
koniec dziesiątej oddałbym duszę za butelkę zimnego piwa, jako że od
kluczenia wśród slumsów Kairu człowiekowi zasycha w gardle, gdy
wreszcie natręt wyszedł z cienia z nieprzyjemnie wyglądającym
sztyletem w ręce.
To wszystko pomyłka! zawyłem, wyrzucając ręce nad
głowę. Moje podobieństwo do Rudolfa Valentino jest czysto
powierzchowne! O ile mnie pamięć nie myli, nie uwiodłem żadnej
Egipcjanki.
Uff, do diabła, to pan! wymamrotał ktoś basem. Co pan
u diabła robi tutaj o tej porze nocy, Lucyferze?
Przysunąłem się bliżej, by lepiej widzieć. Okazało się, że mam do
czynienia z anglojęzycznym tragarzem z plemienia Wanderobo.
Dlaczego nie jesteś razem ze swoimi współplemieńcami
w drodze do Ugandy? spytałem, rozpoznawszy go ostatecznie.
Postanowiłem zostać, aby szukać sławy i majątku wyjaśnił,
opuszczając sztylet.
Liczysz, że znajdziesz je w ciemnej uliczce o czwartej nad
ranem?
Miałem nadzieję na coś innego przyznał potulnie. Ale czy
próbował pan kiedy obrabować bank tylko z nożem w ręku?
To dlaczego nie kupiłeś spluwy? spytałem bez większej
ciekawości.
Za co? Mam tylko tę cholerną przepaskę na biodrach, Lucyfe-
rze. Zamarzam na śmierć!
No cóż, bracie westchnąłem. Zamarzanie na śmierć nie
grozi mi zupełnie.
Nie?
Nie. Dużo wcześniej padnę z głodu.
Mhm, przykro mi, że zawracałem panu głowę mruknął
i zaczął się oddalać.
Chwileczkę! krzyknąłem za nim. Może powinniśmy
złożyć do wspólnej kasy nasze zasoby i utworzyć spółkę?
Sam nie wiem odparł po namyśle. Pański poprzedni
wspólnik w tej chwili pije chyba krew mojej żony
|
WÄ
tki
|