Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
— Pięć tysięcy — powtórzyłem. — Nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek miał tyle
w jednym
miejscu i czasie.
— W takim razie możesz spróbować opcji numer dwa.
— Czyli?
W głosie Susan zabrzmiała nuta satysfakcji.
— Wybierzesz się z reporterk± „Arkanów”, wydania na ¦rodkowy Zachód, która
będzie tam na
ostatnie zlecenie swojego wydawcy. Rozmawiałam z Trish i dostałam dwa bilety,
pocz±tkowo
przeznaczone dla reportera „Tribune”.
— Jestem pod wrażeniem — przyznałem.
— Jeszcze lepiej. Mam dla nas oficjalne stroje. Gala zaczyna się o dziewi±tej.
— Dla nas? Hm, Susan, nie chciałbym okazać się dupkiem, ale czy pamiętasz, jak
ostatnim
razem, kiedy prowadziłem ¶ledztwo, też chciała¶ pój¶ć ze mn±?
— Tym razem to ja mam bilety — ucięła. — Idziesz ze mn± czy nie? Zastanawiałem
nad tym
przez chwilę, ale nie przychodziło mi do głowy żadne inne wyj¶cie. Nie było też
czasu na długie
dyskusje.
— Wchodzę w to. Mam się spotkać z Czerwonymi u McAnnaly’ego o ósmej.
— Przyjadę z twoim smokingiem. Ósma trzydzie¶ci?
— Może być. Dziękuję.
— Jasne — powiedziała cicho. — Cieszę się, że mogę pomóc. Milczenie trwało na
tyle długo, że
stało się bolesne dla nas obojga.
W końcu przerwali¶my je równocze¶nie.
— Cóż, lepiej… — odezwałem się.
— Cóż, lepiej już pójdę — powiedziała Susan. — Muszę się pospieszyć, żeby
wszystko
pozałatwiać.
— Dobra — zgodziłem się. — Uważaj na siebie.
— Do diabła z tym, Harry. Widzimy się wieczorem.
Rozł±czyli¶my się i sprawdziłem, czy jestem gotów do wyj¶cia.
Kiedy jechałem po swojego sekundanta, żeby omówić warunki pojedynku, byłem coraz
bardziej
pewien, że niewielkie mam szanse na przeżycie.
Rozdział 17
Włożyłem star± dżinsow± kurtkę z flanelow± podszewk± i po drodze wpadłem do
biura. Nocny
strażnik sprawiał trochę kłopotów, ale w końcu postraszyłem go i zmusiłem do
wydobycia z sejfu
koperty od ojca Vincenta. Znalazłem w niej plastikowe pudełko wielko¶ci karty do
gry, takie, w
jakich kolekcjonerzy przechowuj± stare banknoty. W samym ¶rodku leżała
pojedyncza,
brudnobiała nitka długo¶ci pięciu centymetrów. Próbka Całunu.
Niewiele mogłem z ni± zrobić. Mogłem jej użyć do stworzenia kanału ł±cz±cego j±
z reszt±
Całunu, ale nic nie było pewne. Prawdopodobnie nitka była oddzielona od Całunu
przez dobre
trzydzie¶ci lat. Co więcej, prawdopodobnie przeszła przez tyle r±k rozmaitych
naukowców i
księży, że pozostał na niej osad psychiczny, który zaburzy zaklęcie poszukuj±ce.
W dodatku nitka była cieniutka. Wymagało to szczególnej ostrożno¶ci przy
wykorzystywaniu jej
do poszukiwań Całunu, ponieważ istniało niebezpieczeństwo, że tkwi±ce w nim
potężne siły
przeci±żaj± tak samo, jak zbyt silny pr±d elektryczny może przepalić włókno w
żarówce. Nie
jestem dobry w finezyjnych zaklęciach. Mam duż± moc, ale precyzyjna kontrola nad
ni± jest dla
mnie problemem. Z konieczno¶ci będę musiał posłużyć się zaklęciem delikatnym, a
to bardzo
ograniczy jego zasięg. Będzie raczej jak wykrywacz metali, a nie jak radar, ale
lepsze to niż nic.
Wyszedłem.
Zamiast narażać się na kolejne spotkanie z Charity, zatrzymałem garbusa przy
krawężniku przed
domem Michaela i zatr±biłem. Po chwili pojawił się Shiro. Mały starzec zgolił
sobie biały puch z
głowy i w miejscach niepokrytych plamami w±trobowymi jego skóra aż l¶niła. Miał
na sobie
luĽne czarne spodnie, podobne do tych, w jakich widziałem Murphy na turnieju
aikido. Miał też
czarn± koszulę i krótkie, białe kimono z purpurowymi krzyżami na piersi, po obu
stronach.
Kimono było przewi±zane czerwonym, jedwabnym pasem, za którym Shiro zatkn±ł
miecz w
drewnianej pochwie, udaj±cej kij wędrowca.
Otworzył drzwi, w¶lizgn±ł się do samochodu, a miecz położył sobie na kolanach.
Ruszyłem i
przez chwilę żaden z nas się nie odzywał. Spostrzegłem, że znów zbielały mi
kostki dłoni, więc
zacz±łem rozmowę.
— A więc brałe¶ już udział w takim pojedynku?
— Hai — powiedział, kiwaj±c głow±. — Wiele razy.
— Dlaczego?
Shiro wzruszył ramionami.
— Wiele powodów. Żeby chronić kogo¶. Żeby zmusić co¶ do opuszczenia terenu. Żeby
walczyć,
nie mieszaj±c w to innych.
— Na ¶mierć? Shiro skin±ł głow±.
— Wiele razy.
— Więc chyba musisz w tym być dobry — stwierdziłem
|
WÄ…tki
|